Nie ma sensu pisać sobie a muzom.
Więc o czym pisać?
Z ostrożności wybrałem możliwie prosty temat. Pieniądze. To jest konkret, to powinien każdy trybić.
A jak piszemy (mówimy) o pieniądzach, to musimy odpowiedzieć na dwa podstawowe pytania: skąd się biorą i gdzie znikają. Ponieważ piszę do mieszkańców gminy Bobowa, to uznałem, że najlepiej będzie, gdy odpowiem na te pytania na przykładzie gminnej kasy. A tak się składa, że w samym środku tego kasowego ruchu siedzi „włodarz”. W pewnym myślowym skrócie: wyciąga nam z kieszeni podatki (wpływ do kasy) i – po potrąceniu gratyfikacji za subiekcję (w roku 2007 było to ponad 9 tys. złotych miesięcznie, w zeszłym ponad 12,5 tys.) – za te pieniądze nas uszczęśliwia (rozchód). A czym nas uszczęśliwia? A różnymi pięknymi rzeczami. Nowym stadionem (na terenie zalewowym), „szkołą muzyczną”, kilometrami krawężnika, hektarami „kostki” Bauma, etc. Odgraża się też, że wybuduje cały „kompleks kulturalno-sportowy”. Czyni przy tym różne psoty (np. straszy likwidacją szkoły w Sędziszowej – ostatecznie ją „przekształca”) – ale kto by zwracał na to uwagę. W ogóle nikt nie widzi sprzeczności (nie stać nas na szkołę podstawową – a stać na „szkołę muzyczną”?).
Gmina ma dług. Mieszkańcy gminy nie mają na miejscu żadnych widoków na pracę. Ziema leży odłogiem. Prawie nikt już nie orze, nie sieje i nie zbiera. Z czego ten dług oddamy? „Włodarz” opowiada, że „nasze zadłużenie nie jest duże” (ma wynosić jakieś „16%” – nie wiadomo czego).
Tego zadłużenia w ogóle nie powinno być!
Wiem, że większość czytelników rozumie moje teksty jako krytykę osoby burmistrza. Tu nie chodzi o osobę, chodzi o nasze pieniądze. Jeśli ktoś z afektu do osoby (którą od lat utrzymuje – bo osoba ta jest na naszym utrzymaniu!) gotów jest się dalej zadłużać, jeśli ktoś nie trybi podstawowych zależności – to znaczy, że trzeba go zostawić w spokoju. Niech ma, czego chce. Niech go „włodarz” uszczęśliwi „kompleksem kulturalno-sportowym, w którym znajdą się: basen, ścieżki rowerowe, trasy narciarskie, korty tenisowe, wielofunkcyjne boiska, skatepark, ścianki wspinaczkowe, miasteczko rowerowe”.
I proponuję tak: od rana jazda na rowerze (w dwóch wersjach: ścieżka, potem miasteczko), zjazd na nartach (z ewentualnym slalomem), potem bieg narciarski, ewolucje na desce, ze trzy sety na korcie (singiel, ale możliwy jest też debel – nie mylić z debilem – oraz mikst), wspinaczka na ścianie, jeszcze coś na boisku wielofunkcyjnym (może siatkówka?), a potem, już pod wieczór, skok na główkę do basenu.
A na drugi dzień od rana: jazda na rowerze (w dwóch wersjach: ścieżka, potem miasteczko), zjazd na nartach (z ewentualnym slalomem), potem bieg narciarski, ewolucje na desce, ze trzy sety na korcie (singiel, ale możliwy jest też debel – nie mylić z debilem – oraz mikst), wspinaczka na ścianie, jeszcze coś na boisku wielofunkcyjnym (tym razem może koszykówka?), a potem, już pod wieczór, skok na główkę do basenu.
A na trzeci dzień od rana: jazda na rowerze (w dwóch wersjach: ścieżka, potem miasteczko), zjazd na nartach (z ewentualnym slalomem), potem bieg narciarski… etc.
I tak – aż do skutku. Aż dotrze do otumanionej głowy, że życie nie na tym polega.
A jak tak nie dotrze, to dotrze inaczej. Pewnego dnia nasz sportowiec (co to nie żałował pieniędzy na lokalne podatki) zastanie na bramie „kompleksu” kłódkę.
A pod spodem napis: „zamknięte z powodu bankructwa”.
Tak. Tej metody należałoby użyć wobec mało rozgarniętych.
A co z tymi, którzy trybią opisane powyżej zależności (skąd się biorą pieniądze i gdzie znikają) i chcą uniknąć takich eksperymentów?
Jest sposób.
Prosta decyzja przy wyborczej urnie.
„a”
Co do wyborów to LUDZISKA uważają,że nie ma sensu iść do wyborów,kiedy mamy do wyboru jednego kandydata!
Błąd w myśleniu!
Trzeba iść i oddać głos na NIE!
Może Panowie Redaktorzy przybliżą ordynację wyborczą!
Nie jestem „Panem Redaktorem”, ale stosowny tekst napiszę. Spokojnie.