Informacje i dokumenty wytworzone w ramach postępowania w sprawie ustalenia przyczyn uszkodzenia korpusu drogowego drogi wojewódzkiej nr 981 odc. 050 km ok. 1+000 – odc. 050 ok. 1+120 w miejscowości Wilczyska, znajdują się tutaj, zob.
Komentarz do ww. dokumentów opublikuję już niedługo. Dzisiaj napiszę tylko, że gdyby nie moja determinacja, a także determinacja i profesjonalna pomoc komentatora „wma”, ten skandal budowlany, o gigantycznych rozmiarach finansowych, zostałby zamieciony pod dywan. Kropla jednak drąży skałę i nie udało się zatuszować „oberwiska” w Jeżowie. A prób tuszowania było bardzo dużo. I to jest opowieść na kolejny artykuł, który ukaże się już wkrótce. Jeszcze raz wskażę palcem, kto stawał na głowie, żeby ten skandal budowlano-finansowy, z zagrożeniem dla zdrowia i życia ludzi w tle, zamieść pod dywan! Nie ukrywam, że mam także kilka wątpliwości, dotyczących ostatecznych ustaleń komisji powołanej przez Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Krakowie. Ciekawe, czy moje wątpliwości potwierdzi komentator „wma”, który – mam nadzieję – nadal będzie profesjonalnie recenzował inżynieryjne dokumenty!
Pierwsza recenzja dotyczy ostatniego zdania z Pańskiego artykułu:
Ciekawe czy moje wątpliwości potwierdzi komentator „wma”, który – mam nadzieję – nadal będzie profesjonalnie recenzował inżynieryjne dokumenty!
Przymiotmik „inżynieryjny” pochodzi od rzeczownika „inżynieria”. Te dokumenty wyprodukowali inżynierowie – i w tym wypadku należy użyć przymiotnika „inżynierski” (a przy okazji wstawić przecinek):
Ciekawe, czy moje wątpliwości potwierdzi komentator „wma”, który – mam nadzieję – nadal będzie profesjonalnie recenzował inżynierskie dokumenty!
Ps.
Te dokumenty oczywiście w wolnej chwili przejrzę, jeśli będę miał jakieś uwagi to napiszę stosowny komentarz.
Nie zmieniam, dokładnie o to mi chodziło. Te „dokumenty inżynieryjne”, to jak „robota inżynieryjna”, bo ja mam, jak napisałem trochę wątpliwości, o czym wspomniałem. MWINB, taka moja ocena, dopuścił się kilku, jak uważam zamierzonych nadużyć faktycznych i wkroczył nieopatrzne w sferę „inżynierii” słowa, kreując rzeczywistość.
A, o to chodziło! O inżynierię słowa. Zobaczymy.
A przecinek oczywiście wstawiłem!
W sprawozdaniu przyjętym na posiedzeniu komisji w dniu 18 marca 2019 roku na stronie 9 i 10 czytamy:
(…)
Wnioski końcowe
Po analizie zgromadzonych dowodów Komisja stwierdza, że:
1. Przyczyną katastrofy budowlanej było wadliwe wykonawstwo polegające na niewłaściwym zastosowaniu zbrojenia w elementach muru oporowego jak również braku szczegółowych obliczeń i rysunków w opracowaniu projektowym w zakresie projektowanego muru z elementów typu L, które zostały wbudowane.
2. Komisja wnioskuje o:
(…)
2.3 wystąpienie do Prokuratora Prokuratury Rejonowej w Gorlicach o prawdopodobieństwu popełnienia przestępstwa określonego art. 75 ust. 1 pkt 3 lit. a) oraz art. 93 pkt 1a) wobec kierownika budowy oraz określonego art. 93 pkt 1 w związku z art. 5 ust. 1 pkt 1 a wobec projektanta;
2.4 wystąpienie do Rzecznika odpowiedzialności zawodowej w sprawie odpowiedzialności zawodowej w budownictwie wobec projektanta, kierownika budowy oraz inspektora nadzoru inwestorskiego;
(…)
Z tymi wnioskami zasadniczo się zgadzam (nie dotyczy to oczywiście kulawej polszczyzny). Nie rozumiem tylko, dlaczego kierownikowi budowy przylepiono art. 75 ust. 1 pkt 3 lit. a) ustawy prawo budowlane. Artykuł ten brzmi tak:
„Art. 75. 1. W razie katastrofy budowlanej w budowanym, rozbieranym lub użytkowanym obiekcie budowlanym, kierownik budowy (robót), właściciel, zarządca lub użytkownik jest obowiązany: (…) 3) niezwłocznie zawiadomić o katastrofie: a) organ nadzoru budowlanego (…)”.
Do katastrofy budowlanej nie doszło w czasie robót budowlanych, tylko „w (…) użytkowanym obiekcie budowlanym”, obowiązek zawiadomienia „organu nadzory budowlanego” w oczywisty sposób ciążył na zarządcy drogi (w tym wypadku ZDW) – nie na kierowniku budowy.
Poza tym do art. 75 odnosi się art. 92, nie art. 93 ustawy; artykuły te wyglądają tak:
„Art. 92. 1. Kto: 1) w razie katastrofy budowlanej nie dopełnia obowiązków określonych w art. 75 lub art. 79 (…) podlega karze aresztu albo karze ograniczenia wolności, albo karze grzywny”.
„Art. 93 Kto: 1) przy projektowaniu lub wykonywaniu robót budowlanych w sposób rażący nie przestrzega przepisów art. 5 ust. 1-2b, (…) podlega karze grzywny”.
Co prokurator zrobi z (ponownym) zawiadomieniem ze strony MWINB – tego nie wiem. Może to samo, co z poprzednim, a może nie.
Co się tyczy wniosku do rzecznika odpowiedzialności zawodowej w sprawie odpowiedzialności zawodowej w budownictwie wobec projektanta, kierownika budowy oraz inspektora nadzoru inwestorskiego. Nic się nie stanie, gdy zostanie on rzeczywiście złożony – będą wtedy dwa wnioski.
Jeszcze kilka słów nt. bobowskiego „dobrego gospodarza”.
Na samym końcu sprawozdania czytamy, że jeden egzemplarz sprawozdania otrzymuje „Inwestor – Gmina Bobowa”.
W protokole z sesji RM w Bobowej z 28 grudnia zeszłego roku czytamy (chodzi tutaj o katastrofę budowlaną w Jeżowie):
„Radna Pani Maria Zarzycka (…) Stwierdziła, że nie należy opierać się na niewiarygodnych źródłach, jakimi są dokumenty przesyłane i publikowane przez Maciej Rysiewicza. Dla radnych wiarygodnym źródłem informacji w tym zakresie jest (…) Pan Burmistrz”.
Mam nadzieję, że „Pan Burmistrz” nie ucieknie od tematu, przeczyta (w miarę możliwości ze zrozumieniem) sprawozdanie komisji powołanej przez Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego, opublikowane w Biuletynie Informacji Publicznej Województwa Małopolskiego (nie przez Macieja Rysiewicza), i na kolejnej sesji opowie Marii Zarzyckiej (oraz pozostałym żuczkom z rady), czego się dowiedział. Chyba, że „Pan Burmistrz” (z zawodu weterynarz) wie lepiej, niż jakaś tam komisja z jakiegoś tam Krakowa i podtrzymuje zdanie, że to, co się stało w Jeżowie „nie jest (…) żadną katastrofą budowlaną” (wywiad dla RDN z 18 maja 2018 roku).
Powiadają, że koty upadają na cztery łapy. Weterynarze też. Bobowski „dobry gospodarz” wyłgał się od odpowiedzialności za niezawiadomienie właściwego organu nadzoru budowlanego o katastrofie budowlanej użytkowanego obiektu budowlanego. Zrobił to w ten sposób, że formalnie (protokolarnie) przekazał „środek trwały” (tzn. chodnik) ZDW w Krakowie. Jest zatem inwestorem (i wynalazcą tej zatoczki w Jeżowie), ale nie zarządcą/użytkownikiem – i może sobie bimbać z art. 75 ustawy prawo budowlane.
No i zaczynamy mówić o moich wątpliwościach, które zasygnalizowałem, że mnie dopadły po lekturze materiałów MWINB. Szanowny 'wma”! Powiem tak! Teraz zasadniczo ja się z Panem zgadzam, ale… stwierdzenie, że „Przyczyną katastrofy budowlanej było wadliwe wykonawstwo polegające na niewłaściwym zastosowaniu zbrojenia w elementach muru oporowego (…) uważam za fałszywe. Uznałby to zdanie za prawdziwe, gdyby producent prefabrykatów typu „L” otrzymał i potwierdził, że dostarczy „takie to a takie” elementy „tak a tak” zazbrojone. Nic takiego nie miało miejsca. Prefabrykat „L” (jeden jedyny ujawniony – skąd u MWINB liczba mnoga) był zazbrojony jakkolwiek, można nawet powiedzieć, że źle, ale od tego producenta nikt nie wymagał konkretów. Jeśli nawet ta „eLka” zazbrojona byłaby prawidłowo, to ta „eLka” i tak uległyby destrukcji, bo zbrojenia było wielokrotnie za mało. Przypominam! MWINB miał okazje zbadać tylko jedną „eLkę”. Sorry, ale w obliczu takiej sytuacji zdanie „Przyczyną katastrofy budowlanej było wadliwe wykonawstwo polegające na niewłaściwym zastosowaniu zbrojenia w elementach muru oporowego (…) jest nie tylko fałszywe, ale stanowi poważne nadużycie, które ja, jako publicysta, nazywam przekroczeniem uprawnień przez funkcjonariusza publicznego! Na zdjęciach wykonanych w różnych okresach widać wyraźnie, że tylko jedna „eLka” mogła być użyta jako argument w ekspertyzie. A może w pozostałych „elkach” zbrojenie lezy prawidłowo, ale jest go dokładnie tyle samo, co w tej poglądowej?
To jedna sprawa. A druga… Jeśli projektant ma być ścigany przez prokuratora, bo dostarczył zły projekt, to dlaczego MWINB milczy na temat tych urzędników od Wojewody Małopolskiego, którzy ten projekt zatwierdzili. Przepraszam bardzo, ale czy ci urzędnicy, znani z imienia i nazwiska, nie mam teraz czasu wertować moich artykułów, ale odnajdę tych ludzi, to oni są niewinni jak baranki. Ten MWINB, to też jest niezły „inżynier”!!!
Powiem tak: zasadniczo się z Panem zgadzam, ale …
Ale musimy się poruszać w realiach, a nie w modelu teoretycznym. Z tego, co wyprodukowała komisja należy być w miarę zadowolonym. Produkt nie jest doskonały – ale jest. Powiem Panu szczerze, że wcale bym się nie zdziwił gdyby go w ogóle nie było (za długo chodzę po świecie, żeby coś takiego mogło mnie zdziwić).
Pisałem to już kilka razy, ale dla porządku napiszę jeszcze raz: przyczyną katastrofy budowlanej jest to, że
1) projektant dostarczył inwestorowi niekompletny projekt (złożył przy tym fałszywe oświadczenie, że jest on „wykonany zgodnie z obowiązującymi przepisami, zasadami wiedzy technicznej, kompletny z punktu widzenia celu któremu ma służyć oraz został wykonany prawidłowo i może być skierowany do realizacji”),
2) kierownik budowy nie zawiadomił inwestora, że projekt jest niekompletny, zamówił prefabrykaty wg własnego widzimisię, po czym je wbudował,
3) inspektor nadzoru nie sprawdził, czy żelbetowe elementy, które zamówił wykonawca i z których wykonano ścianę oporową są zgodne z projektem budowlanym
– a także to, że ignorant Wacław Ligęza zatrudnia w urzędzie gminy innych ignorantów i patentowanych leni (żadnemu z tych pierdzistołków nie chciało się – choćby z nudów – zajrzeć do projektu i sprawdzić, czy czegoś w nim nie brakuje).
Komisja wnioskuje do MWINB o wystąpienie do prokuratora (dotyczy to dwóch osób: projektanta i kierownika budowy) oraz do rzecznika odpowiedzialności zawodowej (dotyczy to całej trójcy: projektanta, kierownika budowy i inspektora nadzoru). Co zrobi prokurator – nie wiem (z prokuratorem nigdy nic nie wiadomo). Co zrobi rzecznik – też nie wiem (mam nadzieję, że się nie zbłaźni).
Na pytanie
Dlaczego MWINB milczy na temat tych urzędników od Wojewody Małopolskiego, którzy ten projekt zatwierdzili
odpowiem tak (już to zresztą kiedyś pisałem):
To, że jakiś urzędnik w imieniu wojewody (p. Barbara Rawska – o ile dobrze odczytałem niezbyt wyraźną pieczęć) projekt zatwierdził nie oznacza, że go pod względem merytorycznym sprawdził – taka powinność ciąży na wykonawcy robót. Urzędnik sprawdza projekt tylko pod względem formalnym – ustala, kto jest autorem projektu, kto go w biurze projektowym sprawdzał, czy osoby te miały stosowne uprawnienia, czy są członkami izby samorządu zawodowego, czy do projektu dołączono wymagane opinie, uzgodnienia i pozwolenia etc. Urzędnik nie sprawdza poprawności przyjętych rozwiązań konstrukcyjnych (ani np. tego, czy poprawnie wykonano obliczenia statyczne – ani nawet tego, czy w ogóle je wykonano). Takie jest urządzenie świata – czy nam się to podoba, czy nie.
Powiada Pan:
Ten MWINB, to też jest niezły „inżynier”!!!
MWINB jest urzędnikiem; jeśli jest inżynierem, to tylko przy okazji.
A więc przestrzeń do dalszego mataczenia widać ogromną. Dzięki za cierpliwość. W sprawie udziału „dobrego gospodarza” w tej aferze odezwę się oddzielnie, ale nie dzisiaj. Jeszcze raz dziękuję za wyjaśnienia. Na koniec i na marginesie. Widzę na podglądzie, że papiery MWINB cieszą się niesłabnącym zainteresowaniem. Parę osób chyba jednak nie zasypia przy lekturze…
Złote myśli bobowskiego „bardzo dobrego gospodarza” nt. przystanku w Jeżowie. Jest to fragment protokołu z tzw. „sesji” tzw. „Rady Miejskiej” z 25 czerwca 2018 roku (protokołowała Alina Mikuła):
„Nadmienił, że podjął rozmowy dotyczące przystanku w Jeżowie, którego konstrukcja oberwała się i zsunęła na pobocze. Nadzór budowlany uznał, że była to katastrofa budowlana. Jednak zdarzenie to nie wpisuje się w definicje katastrofy budowlanej, ponieważ nie było to nagłe zawalenie, lecz stało się to pod upływem czasu. Wykonawca nie protestuje, że zakupił wadliwe produkty konstrukcji przystanku i podejmie się naprawy. Administratorem prac związanych z przystankiem jest Zarząd Dróg Wojewódzkich i to ta instytucja zajmuje się ich nadzorem”.
Jak widać bobowski „gospodarz” nic nie mówi o tym, że to on podpisał umowę z firmą Hażbud i jego obowiązkiem było zapewnienie prawidłowego nadzoru inwestorskiego nad zleconymi robotami. Żelbetowe elementy, z których wykonano ścianę oporową w rzeczy samej były wadliwe – ale wadliwy (niekompletny) był także projekt budowlany, a inwestorski nadzór nad zleconymi robotami był fikcją.
Na tej samej „sesji” piekarz Tabiś „(…) nadmienił, że czuje niesmak i niezadowolenie w związku z rozporządzeniem Rady Ministrów, które wprowadziło duże zamieszanie i oburzenie w Radzie Miejskiej. Zdaniem radnych to oni powinni ustalać wynagrodzenie Burmistrza, ponieważ wiedzą jak ciężko pracuje” (chodzi tu o rozporządzenie zmniejszające wynagrodzenie zasadnicze wójtów, burmistrzów i prezydentów miast o 20%).
Ciekawy jest powód, z którego piekarz Tabiś czuje „niezadowolenie” (a nawet „niesmak”). Piekarz Tabiś czuje „niezadowolenie”, bo obniżono wynagrodzenie „gospodarza” – a nie odczuwa żadnych emocji w związku z faktem, że tenże „gospodarz” nie dopełnił swoich obowiązków (innymi słowy: że na skutek własnej ignorancji i nieudolności dał się zrobić w konia przez projektanta, wykonawcę i inspektora nadzoru). Jeśli „gospodarz” jest za głupi na to, żeby poprawnie wypełniać swoje obowiązki, to radni sami powinni go przywołać do porządku (np. obniżyć wynagrodzenie), a nie czekać na rozporządzenie Rady Ministrów.
„Bardzo dobry gospodarz” i radni miejscy mają na sumieniu kilka bardzo poważnych niegospodarności. Wiele z nich zostało zinwentaryzowanych na tym portalu. Proponuje pozew zbiorowy, z roszczeniami odszkodowawczymi na rzecz kasy publicznej, wobec tej grupy trzymającej władzę, która dopuściła się sprywatyzowania bobowskiego samorządu. Cytuje za Wikipedią: „Pozew zbiorowy – forma pozwu – w polskim prawie w postępowaniu cywilnym dla spraw, w których są dochodzone roszczenia jednego rodzaju, co najmniej 10 osób, oparte na tej samej lub takiej samej podstawie faktycznej. Inaczej postępowanie grupowe. Pozew zbiorowy został wprowadzony ustawą o dochodzeniu roszczeń w postępowaniu grupowym z dnia 17 grudnia 2009 roku. Ustawa weszła w życie w terminie 6 miesięcy od jej ogłoszenia, tj. 19 lipca 2010 roku”.
Jak znajdziemy 10 osób, które podpiszą taki pozew, to i prawnik się znajdzie, który taki pozew poprowadzi.
Weterynarz niczego nie odda. Powód jest bardzo prosty. Jest gołodupcem. Przez kilkanaście lat wójtowania odłożył marne sto pięćdziesiąt tysięcy złotych. Resztę przerobił na nawóz (przepuścił przez jelito grube). Jedyny sposób, żeby jakoś ograniczyć straty spowodowane jego wójtowaniem to obciąć mu aktualne wynagrodzenie – najlepiej do symbolicznej złotówki.
To może zorganizujmy petycję, żeby radni obniżyli apanaże „b. d. gospodarzowi”?
Burmistrzowi obciąć zarobki… Góra 6000 na rękę to i tak za dużo..
A dlaczego i radnym nie obciąć diet…. Wtedy nie będą się pchać dla pieniędzy.
Czemu nie?
Skoro strażacy OSP pracują i szkolą się za darmo, to dlaczego radny nie może działać za 1 zł za godzinę?
Radnym może być każdy, kto ukończył 18 lat.
Strażak ma więcej wymogów. Musi mieć odpowiednie przeszkolenie, badania lekarskie, odporność na stres podczas akcji..