Sabat w Bieczu

Od redakcji! Tekst nadesłany przez czytelnika – p. Zygmunt Krasiński. Ilustracja tytułowa została zacytowana ze strony – zob. https://biblioteka.biecz.pl/galeria/.

xxx

Ze zdziwieniem przeczytałem zapowiedź cyklu spotkań pn. „Żydzi, dawni mieszkańcy Biecza”, anonsowanych na 24 i 25 sierpnia br. w bieckiej bibliotece. Oglądając plakat, moją uwagę po pierwsze zwróciła forma zamieszczonego tam heksagramu, tzw. „Gwiazda Dawida” (hebr. Magen Dawid).

Heksagram, podobnie jak i swastyka, wywodzący się z Indii, zaadoptowany przez średniowieczną alchemię, kabalistykę, a wreszcie przez środowiska syjonistyczne w XIX w. kojarzy się dzisiaj jednoznacznie z flagą Izraela. Należy jednak wskazać, że wersja z plakatu przypomina bardziej znak, jakim posługiwało się środowisko Martynistów, odłamu chrześcijańskiego ezoteryzmu, częściowo zw. z masonerią, założonego przez hiszpańskiego Żyda…

https://en.wikipedia.org/wiki/Martinism

Co to może mieć wspólnego z dawnymi mieszkańcami Biecza? Ano tyle, co ma wspólnego Biecz z… warszawskim Muranowem: i tu i tam mieszkali Żydzi. O Muranowie właśnie, w ramach spotkań o dawnych mieszkańcach Biecza, dofinansowanym przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego kwotą 30 000 zł,

ma opowiadać m.in. Jacek Leociak – literaturoznawca z Polskiej Akademii Nauk, autor m.in. książki, wydanej w kwietniu br. przez wydawnictwo Czarne, pn. „Podziemny Muranów”. Ta dzielnica Warszawy przed wojną słynęła z największej zabudowy, mieszkało tam ćwierć miliona ludzi, w 90% Żydzi. Podczas wojny znalazła się w obrębie getta. Po upadku powstania w gettcie niemal cały Muranów zrównano z ziemią. Pozostał jedynie kościół św. Augustyna i kilka innych budynków. Zniszczenia dopełniono po upadku powstania warszawskiego. Po wojnie nie odbudowano niczego z przedwojennej architektury. Komunistyczne władze odcięły się od historii. Dzielnica stała się symbolem świata, który bezpowrotnie odszedł. Jest to niewątpliwie pasjonujący temat. Ktoś, kto chce poczytać o tym więcej może być zainteresowany lekturą książki Leociaka. Możliwe jednak, że natknie się najpierw na jej omówienia i recenzje. Szukamy w Google. Pojawia się „Gazeta Wyborcza”: tekst pt. „Popiół i złoto – tyle zostało po mieszkańcach żydowskiej dzielnicy”. A co w nagłówku? Niespodzianka: „Nie wiem, czy gdziekolwiek w tzw. krajach cywilizowanych tak rabowano i tak niszczono resztki dóbr współobywateli, jak w powojennej Warszawie. Futra i meble z gett całej Polski zrobiły swoje, przesłoniły oczy, zakneblowały sumienia.”

Czyje sumienia? Czy Leociak wspomina, że słowo „szaber”, czy „szmalcownik” wywodzą się z języka jydish? Ale „niedobra o tym mówić”. No bo po co. W przepełnionej metaforycznymi frazami narracji literaturoznawcy, w której pojawiają się tu i ówdzie oskarżenia wobec Polaków nie ma miejsca na konkret i obiektywizm historyka, rzetelne omówienie tematu m.in. żydowskich szabrowników, szmalcowników, a zwłaszcza haniebnej roli judenratów, bez których Niemcy nie przeprowadziliby Holokaustu na tak ogromną skalę.

W innej książce (również wydanej przez wydawnictwo Czarne) „Młyny Boże. Zapiski o kościele i zagładzie” literaturoznawca Leociak z pomocą sarkazmu, przewrotnych metaforyzacji, stylistycznych i interpretacyjnych prowokacji oraz innego arsenału przeinaczeń i kłamstw uderza w kościół katolicki z zarzutami o współudział w zagładzie Żydów. Książka ta jest paszkwilem, w której Leociak manifestuje swą nieskrywaną nienawiść do Kościoła i szydzi z katolicyzmu. Jedną z licznych kompromitacji Leociaka jest uznanie na kartach tego wydawnictwa wiarygodności wspomnień Szragi Fajwela Bielawskiego przedstawionych w publikacji „Ostatni Żyd z Węgrowa. Wspomnienia ocalałego z zagłady w Polsce” zredagowanej przez hochsztaplera Jana  Grabowskiego (pierw. nazwisko ojca: Abrahamer). Leociak robi kilkustronicowe streszczenie tego kłamliwego badziewia, pozbawione jakiejkolwiek krytyki. Szczegółowa analiza zmyśleń Bielawskiego pozwala natomiast przypuszczać, że w czasie wojny był on związany z niesławną, żydowską policją getta w Węgrowie, a może i sam był funkcjonariuszem.

Z kolei w książce „Zapraszamy do nieba. O nawróconych zbrodniarzach” (niezawodne wydawnictwo Czarne) literaturoznawca Leociak robi za teologa, podejmując temat miłosierdzia Bożego. I teza i argumentacja jest oczywiście przewidywalna a prori. Można jej się domyślić bez lektury tej makulatury, a brzmi: „kościół katolicki współdziałał w zagładzie Żydów”… W recenzji opublikowanej w „Więzi” (listopad 2022), nomen omen w czasopiśmie uchodzącym za katolickie, ks. Draguła trafnie zauważa: „(…) jeśli prawdziwa jest autorska deklaracja bycia „spoza Kościoła” – ani grzech, ani nawrócenie, ani sąd, ani piekło, ani także miłosierdzie nie znajdują się w polu jego doświadczenia. Szkoda, że Leociak przekroczył ten naukowy Rubikon. Kiedy w ostatnim akapicie książki z wyraźnym przekąsem zachęca, „do pobożnego życia zgodnego z nakazami Ewangelii, do przestrzegania dziesięciorga przykazań Bożych oraz pięciorga przykazań kościelnych, do uczestnictwa w sakramentach świętych i do spełniania dobrych uczynków. A przede wszystkim do nieustannego nawracania się”, zaiste trudno uwierzyć w szlachetność jego intencji.”

Nic dodać nic ująć. Czytać nie warto. Jeśli nawet pozująca na katolicką „Więź” odważyła się na krytykę Leociaka, to znaczy, że było „grubo”.

Wszyscy pamiętamy słynną wypowiedź Barbary Engelking – kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów, jednostki naukowo-badawczej przy Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk o umieraniu podczas wojny:

„Dla Polaków to była po prostu kwestia biologiczna. Naturalna. Śmierć, jak śmierć. A dla Żydów to była tragedia. To było dramatyczne doświadczenie. To była metafizyka. To było spotkanie z Najwyższym.”

https://www.youtube.com/watch?v=Tyyi-NimsJU

No i Polaków Żydzi mogli wydawać Niemcom, bo ratowali przecież życie… Chęć przeżycia bierze w końcu górę nad wszelkimi dylematami moralnymi. Ale przecież zagłady Polaków nie można porównywać do zagłady Żydów. Nie można zestawiać ze sobą „śmierci biologicznej” i „metafizyki”…

Należy nadmienić, że w Centrum Badań nad Zagładą Żydów, zatrudniony jest również Leociak, a także Dariusz Libionka. Wszyscy, razem i osobno, co raz to zdają się prześcigać w szkalowaniu Polaków i polskiej historii za publiczne pieniądze. Choć nie tylko. Pod jednym z projektów widziałem zapis: „The Rothschild Foundation Europe grant”. Nie ma jednak sensu zagłębiać się w szczegóły, demaskując poszczególne paszkwile, czy to pisane w wersji „hard” (Gross, Grabowski), czy to w wersji nieco bardziej przypudrowanej (Leociak). Należy wskazać na przyczyny tego stanu rzeczy.

10 września 1952 r. w Luksemburgu przedstawiciele rządów Izraela i RFN podpisali umowę rekompensacyjną dla żydowskich ofiar nazizmu. Republika Federalna Niemiec zobowiązała się do wypłaty Izraelowi trzech miliardów marek w ciągu 12 lat. 14 marca 1960 r. miało miejsce spotkanie kanclerza RFN Konrada Adenauera i premiera Izraela Dawida Ben Guriona. Ben Gurion zaproponował wówczas ponoć, że od tej pory w modlitwach w Izraelu jako odpowiedzialnych za mordowanie Żydów nie będzie się wymieniać Niemców, lecz nazistów. Wkrótce można było obserwować ciekawy proces zachodzący w obrębie światowej polityki historycznej. Z jednej strony była to „globalizacja pamięci o Holokauście”. Wiązała się ona z jednej strony z „denacjonalizacją” sprawców, a z drugiej strony z podkreślaniem narodowej identyfikacji ofiar ze szczególnym wskazaniem na Żydów, a jednoczesnym pominięciem zagłady Słowian (w tym Polaków) oraz Cyganów.

Nie można pominąć wątku dozbrojenia Izraela przez Niemcy. Na początku czerwca 1962 r. Simon Peres odbył wizytę w Bonn i przekazał Adenauerowi swoją listę życzeń: 6 kutrów torpedowych, 3 okręty podwodne, 36 haubic, 24 helikoptery, 12 transportowych samolotów Noratlas, 15 czołgów, 54 działa przeciwlotnicze i rakiety Kobra. O wiele jednak ważniejsze było zagadnienie, co też stało się z 630 milionami marek, które w ramach Operacji „Partner Biznesowy” („Operation Geschäftsfreund”) rząd RFN (bez aprobaty parlamentu) przekazał Izraelowi do 1965 r. Najprawdopodobniej środki te zostały przeznaczone na „użyźnienie pustyni Negew”, tj. projekt budowy bomby atomowej (projekt Samson).

Do momentu podjęcia strategicznej współpracy Niemcy-Izrael wszystko było oczywiste. Bezpośrednimi inspiratorami, wykonawcami i beneficjentami planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” czyt. zagłady Żydów, rozpoczętej w styczniu 1942 r. byli niemieccy naziści, którzy dobierali do tego swoich pomocników. Część dobrowolnie, część pod przymusem.  Polska „sprawczość” to temat, który wybija po 1989 r. W Polsce to czas  tzw. „transformacji ustrojowej”. Przypomnijmy, że w krajach „demokracji ludowej” Europy Środkowej, z której imperium sowieckie miało się ewakuować, za  przygotowania do „transformacji” odpowiadał Daniel Fried (Amerykanin o pochodzeniu żydowskim) z Departamentu Stanu USA i Władimir Kriuczkow, szef I Zarządu Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego ZSRR. W praktyce był to szaber na niespotykaną skalę, skutkujący kolonizacją i rozpadem kluczowych struktur państwa polskiego, które przeszło pod kuratelę amerykańsko-żydowską. Realnym bowiem ośrodkiem władzy do dzisiaj nie jest pałac prezydencki, a ambasada USA oraz rozmaite fundacje i organizacje.

Warto tutaj przytoczyć słynną wypowiedź Israela Singera, pełniącego w latach 1986-2001 funkcję sekretarza generalnego Światowego Kongresu Żydów. Otóż w 1996 roku na kongresie w Buenos Aires oznajmił on: „Ponad trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie pozwolimy (…) Będą słyszeli o tym od nas tak długo, jak Polska będzie istnieć. Jeżeli Polska nie spełni roszczeń Żydów, będzie publicznie atakowana i upokarzana na forum międzynarodowym”. Wszystko wskazuje na to, że nie była to jedynie huczna retoryka.  Echo tej zapowiedzi mocno wybrzmiewa na całym świecie: czy to w kinie i innych odłamach przemysłu rozrywkowego o ogromnej „sile rażenia”, czy to w rozmaitych opracowaniach quasi-historycznych mocno zaprawionych metaforami. Pojawiła się też perfidna nowość: „polskie obozy koncentracyjne”.

W 2001 r. opinię publiczną rozgrzała do czerwoności sprawa mordu w Jedwabnem. Stało się to na 3 lata przed wejściem Polski do tzw. Unii Europejskiej (która nota bene osobowość prawną uzyskała w 2009 r.). Sprawa Jedwabnego do dzisiaj nie została odpowiednio wyjaśniona, ponieważ na wniosek ówczesnego prokuratora generalnego, Lecha Kaczyńskiego, przerwano ekshumację ciał pomordowanych. Nie przeszkadzało to jednak postkomunistycznemu osobnikowi bez wyższego wykształcenia, działającemu wbrew interesom obywateli i powadze państwa polskiego, Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, w wygłoszeniu oficjalnych przeprosin wobec Żydów. Błyskawicznie też  rozmaite organizacje żydowskie z Nowego Jorku i Izraela wykorzystały temat Jedwabnego w kontekście obarczania Polaków winą i zbiorową odpowiedzialnością za współudział w Holokauście oraz podnoszeniu tematu roszczeń za mienie bezspadkowe. Jeśli bowiem nie ma spadkobierców, to takie mienie w każdym cywilizowanym kraju przechodzi na skarb państwa. Granie kartą „moralnej odpowiedzialności” Polaków miało za zadanie wywołać precedens, którego celem było  uzyskanie kwot, które szacowano od 65 miliardów dolarów do nawet 160 miliardów dolarów. Należy nadmienić, że amerykański Senat w 2017 r. uchwalił ustawę o „niezwłocznym uczynieniu sprawiedliwości ocalonym z Holocaustu, którym nie zadośćuczyniono ich strat (ang. Justice for Uncompensated Survivors Today Act of 2017. JUST, a w Polsce potocznie „ustawa 447” dotyczy monitorowania w postaci jednorazowego raportu przez Departament Stanu USA realizacji postanowień deklaracji terezińskiej z 30 czerwca 2009 r. podpisanej przez 46 państw. Pojawia się w niej kwestia tzw. „mienia bezspadkowego”, czyli majątku pozostawionego przez żydowskie ofiary z II wojny światowej, po których nie ma spadkobierców, a na mocy prawa przechodzi ono na poczet skarbu państwa. Mienie to zgodnie z ustawą 447 ma „służyć jako podstawa do spełnienia potrzeb materialnych znajdujących się w potrzebie ofiar Holokaustu i zapewnienia ciągłej edukacji o Holokauście, jego przyczynach i konsekwencjach”. Kto miałby zagarnąć to mienie w praktyce? Jakieś nieokreślone organizacje żydowskie. Sprawa 447 została nagłośniona w mediach. Po licznych protestach i naciskach społecznych sprawę zamieciono pod dywan.

Trzeba jednak przypomnieć casus Serbii, która została przymuszona do odszkodowań i przekazania mienia bezspadkowego jakimś nieokreślonym organizacjom:

https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/ameryka/zapis-dotyczacy-restytucji-tzw-mienia-bezspadkowego-w-umowie-serbii-i-kosowa-zawartym-pod-egida-usa/

https://dzieje.pl/aktualnosci/prezydent-izraela-dziekuje-serbii-za-ustawe-o-zwrocie-mienia-zydowskiego.

Przykład Serbii wskazuje, że takie zagrożenie było i jest realne. A przykre niespodzianki mogą pojawić się również ze strony „najlepszego sojusznika”…

Wróćmy jeszcze do Jedwabnego, ponieważ stale pojawia się ono w debacie publicznej, a zwłaszcza w retoryce antypolskich środowisk. Warto w tym miejscu zacytować, jakie kłamliwe treści zamieszcza w swoich mediach społecznościowych Monika Sznajderman, która nie kryje, że ma „pierwszorzędne korzenie”, właścicielka wydawnictwa Czarne, które prowadzi wraz z partnerem – znanym pisarzem, Andrzejem Stasiukiem (pochodzenie ukraińskie).

Zdjęcie FB Sznajderman (źródło: profil FB) 

A zaczynało się tak niewinnie. Mieszkanie w Beskidzie Niskim bez prądu. Druk pierwszej książki w drukarni zakonu Redemptorystów w Tuchowie…

https://www.vogue.pl/a/mamy-wgorlicach-wielki-swiat

A potem już nachalna promocja w „Gazecie Wyborczej”, kontakty z żydowskimi i niemieckimi fundacjami, warsztaty literackie dla Niemców i książkowe paszkwile obrażające Polaków.

Monika Sznajderman co roku obchodzi na swoim profilu FB rocznicę mordu w Jedwabnem. Nigdy jednak nie pisze o pogromach Żydów na Ukrainie.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Pogromy_Żydów_na_Ukrainie_(1918–1920)

Nie pisze też o rocznicy ludobójstwa na Wołyniu. Nie tylko Polaków. Jest to samo w sobie ciekawe, gdy ktoś tak uroczyście pisze o śmierci 300 osób, a milczy w innych sprawach. Zagadkowa sprawa, bo szacuje się, że w okresie okupacji na Wołyniu i w Małopolsce zginęło 700–800 tys. Żydów.

https://ipn.gov.pl/pl/historia-z-ipn/146894,Romuald-Niedzielko-Sprawiedliwi-Ukraincy-Na-ratunek-polskim-sasiadom-skazanym-na.html

Trzeba natomiast wspomnieć, że w październiku wydawnictwo Czarne zorganizuje kolejną edycję Festiwalu Haupta. W praktyce wiąże się to z „zajumaniem” publicznych pieniędzy na zlot antypolskiej „śmietanki” (czyt. 5 kolumny), którą łączą wspólne korzenie…

Wracając jeszcze do sabatu w Bieczu. Warto wspomnieć, kto to będzie prowadził.

Zdjęcie Lech (źródło: profil FB)

Koleś w profilówce ma lustrzane odbicie pierwotnego symbolu chrześcijan – ichtys, zbezczeszczone jakimiś nóżkami, rzekomo symbolizującym ewolucję… Tatuaże (na innych ujęciach profilowych) tego kolejnego „literaturoznawcy” wskazują jednak raczej na inwolucję…

I ci ludzie pozują na autorytety.

W jednej sprawie mogę się z nimi zgodzić. Mianowicie co do bierności narodu polskiego. Broń Boże jednak w kontekście II wojny światowej i Zagłady Żydów, bo wbrew temu, co pisze armia zakłamanych propagandzistów, Polacy zachowali się wtedy, jak trzeba. Nie wszyscy, ale ogromna większość tak. Oczyma wyobraźni widzę, jak zachowaliby się ci wszyscy publicyści i karierowicze, którzy plują na polskie bohaterstwo. Tak, z pewnością umieraliby za swoich sąsiadów. Dokładnie tak, jak teraz „umierają” za zagraniczne pieniądze… Przyznam, że niewypowiedzianą zagadkę stanowią dla mnie procesy, jakie zaszły w narodzie żydowskim, który uwierzył w brednie swoich własnych, machiawelicznych propagandzistów i zbratał się z Niemcami. Tym bardziej, że tak naprawdę po wojnie nie dokonano tam denazyfikacji. Naród katów nagle stał się narodem przyjaciół. Natomiast naród, który dzielił z Żydami los ofiar stał się narodem wrogim.

Dobitnie pokazuje to niedawny sondaż, w którym aż 54% badanych żydowskich obywateli Izraela sądzi, że Polacy ponoszą taką samą odpowiedzialność jak Niemcy za masowe ludobójstwo.

Tylko 11 proc. badanych stwierdziło, że Polacy również byli ofiarami (blisko 3 miliony etnicznych Polaków zginęło podczas II wojny światowej – przypis autora ZK). Mieszkańcy Izraela wskazywali m.in., który kraj uważają za swojego przyjaciela. W tej klasyfikacji zwyciężyły Niemcy. Zagłosowało na nich 53 proc. respondentów.

https://bialykruk.pl/wydarzenia/wiekszosc-zydow-uwaza-ze-polacy-i-niemcy-sa-tak-samo-winni-holokaustu

Mając na uwadze powyższe oraz to, w jakim stopniu publikacje i rozmaite działania kłamców z 5 kolumny, którzy mają poczucie bezkarności, niszczą naszą tożsamość, wzywam naród polski do zaprzestania bierności. W normalnie funkcjonującym państwie, zamiast plakatów wydarzeń anonsujących spotkania z agentami wpływu, jak to w Bieczu, powinny wisieć ich listy gończe…

Zygmunt Krasiński

 

 

 

 

(Odwiedzono 254 razy, 1 wizyt dzisiaj)

3 przemyślenia na temat "Sabat w Bieczu"

  1. Krucjata – była wyprawą o wiarę . Teraz ma być, krucjatą , wyprawą „po pieniądze” no cóż krzyż na drogę. Krzyżacy, Szwedzi,Rosjanie, Niemcy, szwendali się po Polsce, historycznego lania się dorobili,oraz tytułu „agresora”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *