Wczoraj, 12 października 2013 roku, podczas pielgrzymki dziennikarzy katolickich na Jasna Górę, homilię, w kaplicy Cudownego Obrazu, wygłosił bp drohiczyński Antoni Pacyfik Dydycz. Oto jej treść!
Czcigodni kapłani,
Szanowny Przewodniczący wraz z całym Zarządem Stowarzyszenia Dziennikarzy Katolickich,
Kochani Dziennikarze,
Kochani Pielgrzymi!
1. Dziennikarze mają wiele do powiedzenia. Czujemy to wszyscy. Doświadczamy na każdym kroku. Dziennikarze istotnie mogą wiele. Są w stanie stać na straży prawdy, sprawiedliwości i miłości. Ale też bywa ją groźni, kiedy złączą się ze złem.
I z tego to względu ta dzisiejsza Wasza obecność w kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej, o której możemy powiedzieć, że jest chyba pierwszą z dziennikarek w rozumieniu chrześcijańskim, nie mówiąc o archaniele Gabrielu. Ona przecież, gdy dowie działa się o swoim powołaniu, nadzwyczajnym i jakże dla nas ważnym, natychmiast wyruszyła w drogę, aby tą wiadomością podzielić się ze św. Elżbietą, krewną, która zresztą, została wskazana przez samego Wysłannika Pańskiego. I po dość długiej wędrówce pozdrawia swoją krewną i bez słów zbędnych ta wiadomość dociera do niej. Jest to coś zastanawiającego. Dziennikarstwo nie wymaga wielkich słów. Dziennikarstwo, okazuje się, że nie potrzebuje wielu słów. Ale dobre dziennikarstwo nie będzie miało szans bez miłości.
Tego nas uczy tajemnica Zwiastowania i Nawiedzenia. A owocem dzielenia się z miłością jakże istotną wieścią, dodatkowym w istocie, ale ważnym, okazuje się wspaniały hymn „Magnificat – Wielbi duszo moja Pana”. W Ro ku Wiary dziennikarze nie powinni zapominać o tym owocu. Wprost przeciwnie powinni zabiegać o to, aby każda ich informacja, każdy artykuł, ale i każda ilustracja – wszystko to razem budziło wdzięczność. Wieść bowiem może być bolesna, często dotyczy śmierci lub innego nieszczęścia, może zapowiadać wojnę, albo opisy wać skutki trzęsienia ziemi, a jednak od jej podania, od jej sformułowania zależy wiele.
2. Przypatrzmy się opisowi Sądu Ostatecznego.
Prorok Joel był postacią poważną. Być może, posługiwał się piórem niezbyt często. Mógł mieć nawet osobistego sekretarza. Ale to on firmował wszystko, co słyszeliśmy dzisiaj w pierwszym czytaniu. Samo wezwanie zabrzmiało dość łagodnie:
Niech się ockną i przybędą te narody na Dolinę Joszafat, bo tam zasiądę i będę sadził narody okoliczne.
Tak prorok cytuje Pana Boga. Łagodnie to brzmi. Ale dalszy ciąg już jest inny, bo jak sąd, to musi być sąd. Przyrównuje do posługiwania się sierpem. Jeszcze nic groźnego. Tak wyglądały żniwa. Z tłocznią i kadzią jest nieco gorzej, gdyż jest tam mowa o przelewaniu się, co ma świadczyć o wielkiej złości.
I tak zdanie po zdaniu a wizja sądu ostatecznego jest coraz wyraźniejsza. Jest mowa o ciemnościach, o drżeniu ziemi i nieba. „Ale Pan jest ucieczką swego ludu…”. Co więcej, mimo wszystko, „Jeruzalem będzie święte”, a to jest gwarancją spokoju i jakiegoś bezpieczeństwa.
W końcu jednak zapominać nie możemy, że sąd jest sądem. Stad grozą powieje w całej okolicy, natomiast Ziemia Święta jakby zostanie uprzywilejowana. Będzie czas „na spustoszenie”, jasna rzecz, że tam, gdzie był grzech, gdzie „krew niewinną przelewali”. Ziemia Judy doświadczy miłosierdzia. Będzie łagodnie traktowana. A w końcu „Pan zamieszka na Syjonie”.
Z tego to względu Psalmista nawołuje:
Pan Bóg pamięta o swoim przymierzu…
Śpiewajcie i grajcie Mu psalmy,
rozgłaszajcie wszystkie Jego cuda.
Szczyćcie się Jego świętym imieniem,
niech się weseli serce szukających Pana” (Ps 105).
Okazuje się, że nawet w czasie sądu ostatecznego można śpiewać, nie ma co się temu dziwić, przecież Sędzią będzie Ojciec Miłosierdzia. To dzięki temu prorok Joel, wydający się być surowym, opisowi sądu da formę niemal ewangeliczną, czyli nowotestamentową z dobrą nowiną w tle.
3. Środki społecznego przekazu. To właśnie one mają opierać się i często korzystać z tych wzorców, jakie znajdujemy w Piśmie Świętym. Tak to się wydaje w kontekście zamieszania, jakie wnoszą w życie współczesne mass media, które mają do dyspozycji wprost niesłychane środki techniczne i wyjątkową siłę psychicznego oraz społecznego oddziaływania na ludzkie postawy i zachowania. Niestety, jak dotychczas, bilans moralny, dotyczący ich działalności, przechyla się na stronę negatywną. Zbyt wiele manipulacji, wyjątkowo dużo ukłonów względem kłamstwa i zaskakującej niechęci do człowieka jako człowieka. W związku z tym Ojcowie Soborowi, rozumiejąc wyjątkowość środków przekazu, poświęcili im specjalny Dekret, aby zasugerować potrzebę troski ze strony Kościoła o wychowanie wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób dysponują środkami przekazu, a dzięki temu będzie można z nich korzystać jeszcze efektywniej w dziedzinie ewangelizacji.
Uchwalony przez Sobór Watykański II dokument nosi bardzo ważny tytuł: „Dekret o Społecznych Środkach Przekazywania Myśli” – „Inter mirifica”. To sformułowanie ma swoje przesłanie. Nie chodzi więc o mass media, czyli o środki masowego oddziaływania na ludzi, gdyż to prowadzi do nadużyć, do straszliwych manipulacji, a nawet do budowania „imperium kłamstwa”, jak to doświadczyliśmy w naszej najnowszej historii. Kościół podkreśla i akcentuje tę szczególną misję: to mają być społeczne środki przekazywania myśli, wzajemnego komunikowania sobie tego, co mamy najcenniejszego, gdyż rzecz dotyczy naszych myśli.
O tym Sobór mówi już w drugim artykule:
Kościół – Matka nasza doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że środki te, właściwie użyte, oddają rodzajowi ludzkiemu wiel ką przysługę, jako że wnoszą wiele dla odprężenia i ubogacenia ducha oraz szerzenia i umacniania Królestwa Bożego. Wie jednak również, że ludzie mogą ich używać przeciw zamierzeniom Stwórcy, obracając je ku własnej szkodzie. Macierzyńskie serce Kościoła boleje z powodu szkód, jakie zbiorowość ludzka ponosi zbyt często z powodu złego korzystania z tych środków” (IM 2).
Sytuację więc mamy jasną. Kościół ma świadomość znaczenia środków społecznego przekazu. Posługując się natomiast tego rodzaju nazwą, jakby chce zwracać uwagę wszystkim na zdrowe podejście do tychże środków. Nie można bowiem do puścić do tego, aby te, o wyjątkowej sile oddziaływania narzędzia, służyły złu, zło propagowały i promowały postawy poddające się złu.
4. Co mamy robić w takiej sytuacji?
Pytanie zasadne. Z pewnością odnosi się do wszystkich. Najpierw do tych, którzy dysponują środkami przekazu. Następnie należy pamiętać o tych, którzy potrafią nimi się posługiwać. I wreszcie, dla nas jest to przestrzeń duszpasterska o wyjątkowej wadze, gdyż dotyczy wszystkich, którzy korzystają z tych środków, poczynając od małych dzieci do osób wiekowych.
W tym też duchu zatroskania zwracają się Ojcowie Soboru do katolików:
Niechaj wszyscy synowie Kościoła wspólnym wysiłkiem starają się, by społeczne środki przekazywania myśli bezzwłocznie, mądrze i jak najlepiej, oraz skutecznie – tak jak tego wymagają współczesne czasy i okoliczności – zostały zużyte do rozlicznych dzieł apostolskich. Niech uprzedzają szkodliwe inicjatywy, szczególnie tam, gdzie postęp religijny i moralny wymaga szybkiej interwencji” (IM 13).
Jest więc sytuacja jasna. Mamy w tym względzie co robić! Ale zapominać nie możemy, że dzisiaj, w tym świętym miejscu zgromadzili się głównie dziennikarze, a więc ci, którzy z konieczności muszą się posługiwać środkami przekazywania myśli. Wszystkimi środkami, jakiekolwiek są dostępne i jakie pojawią się już jutro. Może my być spokojni. W tej dziedzinie techniczny postęp jest wyjątkowy.
Co więc mogą zrobić dziennikarze o formacji katolickiej? I to w świecie cywilizacji łacińskiej, gdyż w takiej żyjemy.
Cywilizacja łacińska, fenomen dziejowy, jedyny, zgodna z prawem naturalnym metoda ustroju życia zbiorowego (jest to de facto personalistyczna) cywilizacja rzymska, która przyjęła „chrzest”: małżeństwo sakramentalnie uświęcone, a niewolnictwo postawiono w stan likwidacji, została w Polsce brutalnie zaatakowana przez zwolenników „państwa świeckiego…” (Andrzej J. Horodecki, Świeckość w natarciu, Myśl Polska 10 VIII 2010, str. 20).
Na szczęście, autor jedynie zauważa atak. Może być brutalny. Każdy wszakże atak można odeprzeć. I to jest dla nas najważniejsze. W jaki sposób mamy bronić cywilizacji chrześcijańskiej? Sposobów jest wiele, bardzo dużo. Ale najważniejsze jest to, abyśmy sami znali dobrze fundamenty i całą rzeczywistość naszej cywilizacji. Dobra znajomość – to połowa sukcesu. A druga połowa – to wysiłek, aby zasady tejże cywilizacji starać się promować, ukazywać jej znaczenie, jej troskę o człowieka.
5. Dziennikarzem być!
To znaczy – kochać dzielenie się prawdą. I to jest coś zasadniczego. Ale przy tej okazji należy pamiętać, że „Największy opór wśród ludzi cynicznych wzbudza nie kłamstwo, lecz prawda” (ks. M. Dziewiecki, Minis Gazeta Historyczna, K. Rajski, Nr IV (LIV, Kwiecień AD 2008, Kraków).
I to jest dla nas wyjątkowo niepokojące. Ale warto w tym miejscu odwołać się do mistrza słowa polskiego z końca XVIII wieku, który nawet korzystając z fraszki, potrafił rozbrajać przeciwników prawdy. A pisze:
Czytaj i pozwól, niech czytają twoi,
Niech się z nich każdy niewinnie rozśmieje,
Żaden nagany sobie nie przyswoi,
Nikt się nie zgorszy , mam pewną nadzieję.
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi,
Niechaj występek jęczy i boleje.
Winien odwołać, kto zmyśla zuchwale:
Przeczytaj, osądź. Nie pochwalisz – spalę” (I. Krasicki „O czytaniu”).
Przytaczam ten wierszyk z pełną świadomością, gdyż ma on ciekawy przekaz. Zachęca do czytania, w naszych czasach – to znaczy do korzystania ze środków przekazu; zachowu je dystans w stosunku do treści, daje przestrzeń do wyboru i nie upiera się przy swoim, skoro pisze: „Nie pochwalisz – spalę”.
Takich postaw można oczekiwać od dziennikarzy, jak i od tych, którzy ze środków społecznego przekazu korzystają. Postaw, które są otwarte na prawdę, mają krytycz ne podejście do przekazu i nie boją się wyrazić własnej opinii.
O dziennikarskim powołaniu ciekawie pisał przed laty Stanisław Cat Mackiewicz: „Jestem zda nia tych, którzy głoszą, że odrodzić narody moralnie można tylko przez powrót do nauki Chrystusa”. Wyszło to zdanie spod jego pióra w roku 1946, na emigracji i znajduje się w zbiorze – „W latach nadziei”. Niesie istotnie nadzieję.
Ten sam autor o wiele lat wcześniej tak charakteryzuje etos dziennikarski: „Jeśli na koniec twojej kariery zapytają cię, czy byś zmienił swój zawód dzienni karski na stanowisko kogokolwiek z tych wszystkich ludzi, których w czasie pracy poznałeś, to znaczy, czy byś zamienił się z tymi królami, kardynałami, prezydenta mi republik, ministrami, z którymi miałeś wywiady czy rozmawiałeś, a ty szczerze odpowiesz – nie, nigdy w życiu – to wtedy dopiero jesteś prawdziwym dziennikarzem” (Cat, „Pochwała stanu dziennikarskiego”, Słowo, 26 VI 1928).
Jak z tego wynika – dziennikarzem być, to jakby iść za głosem Psalmu Miłości Zygmunta Krasińskiego:
Ty nie zbędziesz dawnej wiary,
Że ten tylko więzy przetnie,
Kto namaszczeń cnoty znakiem.
Że na ziemi być Polakiem
To żyć bosko i szlachetnie!
Oczywiście, mamy na myśli polskich dziennikarzy przede wszystkim!
6. I jeszcze jedno, powróćmy do Jasnogórskiej Pani.
Nasze rozważania dzisiejsze zaczęliśmy od Matki Bożej, pierwszej dziennikarki w duchu ewangelicznym. I do Miej chcemy powrócić na koniec. A motyw jest jeden. Oto do tego nas skłania dzisiejszy wyjątek z Ewangelii św. Łukasza, który nawiązuje do słów pewnej kobiety, podziwiającej nauczanie Jezusa, która wyraziła je słowami: „Błogosławione łono, które Cię nosiło…”. W odpowiedzi na to Pan Jezus jakby nigdy nic, ale już widzi przyszłość i widzi tych, którzy pójdą za Nim, ale i za Matką, wypowiadając następujące słowa: „Owszem, ale również błogosławieni są ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”.
Błogosławioną jest Matka, która słuchała i słucha słowa Bożego, która o tym Słowie pierwsza powiadomiła ludzi. Błogosławieni są także i ci, którzy słuchają tego Słowa, którzy Je zachowują. Czyż nie jest tutaj wskazany przez Pana Jezusa owoc tej dziennikarskiej usługi? Maryja pierwsza zwiastowała światu przyjście na ziemię Syna Bożego, a więc – odkupienie. Ona pierwsza ukazała to Słowo pasterzom i mędrcom. Ona przy tym Słowie była na Kalwarii. A potem jakby znikła. Nie widzimy i nie słyszymy Matki Bożej od chwili Zmartwychwstania, gdyż zaczął się już nasz czas – ludzi, dla których przez cierpienie i miłość stała się Matką. Czyli czas dziennikarzy nastał. Czy w swoim powołaniu nie powinni pamiętać o Jej przykładzie?
Raczej tak. A współpraca z Kościołem, którego Głową jest Chrystus może jedynie nadać dziennikarskiej pracy coś z maryjnego wdzięku.
Amen!