
Od redakcji! Z Grzegorzem Braunem, prezesem Konfederacji Korony Polskiej, polskim posłem do Parlamentu Europejskiego rozmawia Ryszard Gromadzki. Wywiad został opublikowany w tygodniku „Do Rzeczy”, nr 42/651 13–19.10.2025, s. 18. Zdjęcie tytułowe zostało zacytowane ze strony – zob. https://dorzeczy.pl/opinie/684586/grzegorz-braun-dla-dorzeczy-przestrzen-niepewnosci.html.
xxx
RYSZARD GROMADZKI: Będzie wielka wojna z Rosją?
GRZEGORZ BRAUN: Już jest. Przecież tę wojnę wypowiedziały najważniejsze osoby w państwie. Wypowiedzieli ją urzędujący premier i przywódcy wszystkich partii tworzących koalicję podżegaczy wojennych. Większościową, niestety, koalicję w naszym Sejmie. To wypowiedzenie wojny miało miejsce już w 2022 r. Od tego czasu jesteśmy na wojnie propagandowej, choć nie tylko, bo Polska została oddana do użytku jako zaplecze frontu ukraińskiego. Bezpieczeństwo Polski zostało zepchnięte na drugi, a nawet trzeci plan.
Pytałem o ostrą fazę wojny. O to, czy polscy żołnierze pójdą bić się i umierać na ukraińskich stepach, a na nasze głowy spadną rosyjskie rakiety i bomby. Taka jest stawka gry, w której Polska uczestniczy?
Ważne jest, żeby przypomnieć dłuższą historię tej choroby. Choćby umowę jeszcze z 2016 r., na mocy której Ukrainie mają być przekazywane zasoby i środki wojska polskiego. Dodajmy do tego pakiet ustaw „Ukrainiec+” oraz inne akty prawne, które moim zdaniem są dowodem zdradzieckiego i przestępczego dysponowania zasobami, funduszami, kadrami państwa i wojska polskiego na użytek Ukrainy. Uważam, że jest to przestępstwo. Proszę wyobrazić sobie, że jakiś zarząd gminy zaczyna budować drogę w innej gminie, a marszałek jakiegoś województwa zaczyna inwestować w oświatę czy lecznictwo w sąsiednim województwie albo zarząd jakiejś firmy zaczął przekazywać swoje środki i zasoby innej firmie.
W normalnym państwie wszyscy poszliby siedzieć…
Byłoby to przestępstwo jasno zdefiniowane kodeksowo, czyli działanie na szkodę własnej firmy, a w wypadku urzędników przekroczenie uprawnień. Na tych oczywistych przykładach, które przytaczam, widać cały przestępczy charakter procederu, w którym od prawie czterech lat pieniądze Polaków na wszystkich poziomach, ze wszystkich budżetów – centralnego, funduszy regionalnych i lokalnych – są wydatkowane na potrzeby nienależące do zakresów ustawowo przypisanych tym instancjom. W ostatnich tygodniach, od czasu „wojny dronowej”, sprawa weszła w nową fazę. Wojna z Rosją i niestety również z Białorusią została podniesiona na wyższy poziom wzmożenia propagandowego.
Czy tylko wzmożenia propagandowego? Czy to preludiom do prawdziwej wojny, która wiązać się będzie ze śmiercią i cierpieniem ludzi i zniszczeniem tego, co w Polsce udało się osiągnąć?
Nie należy mieć co do tego najmniejszych wątpliwości. Premier Tusk wygłosił kolejną „mowę wojenną” i po raz kolejny stara się wmówić Polakom, że to jest nasza wojna. Po to była też cała ta „wojna dronowa”, którą zdefiniowałbym jako propagandową napaść na naród polski.
Napaść z czyjej strony?
Eurokołochozowej „koalicji chętnych”, której prymusem stara się być rząd warszawski. Przypomniałem wcześniej o wszystkich zaszłościach w sprawie wojny na Ukrainie, żeby pokazać, że Donald Tusk nie jest jedynym, który gotów jest sprowadzać powszechne niebezpieczeństwo na naród polski. Notabene to też kategoria z Kodeksu karnego. On działa przy pełnej aprobacie większości parlamentarnej.
„[…] nawołuję od samego początku, aby być gotowym do potencjalnej wojny. Tylko w ten sposób możemy wygrać pokój”. To nie słowa Tuska, lecz fragment niedawnego wywiadu prezydenta Nawrockiego dla Radia Zet…
Niestety, ośrodek prezydencki dołączył w tej sprawie do premiera Tuska w charakterze żyranta. Rozum polityczny nie może się nadziwić, że wysocy urzędnicy Kancelarii Prezydenta, np. szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wygłaszają zdania o charakterze wypowiedzenia wojny. Gdzie tu jest polski interes? Gdzie tu jest polska racja stanu?
Jest pan zawiedziony działaniami prezydenta w kwestii ukraińskiej?
Muszę powiedzieć, że nie mogę się nadziwić temu, jak galopujące tempo przybrała w ostatnich tygodniach wyprzedaż autorytetu Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Tę wyprzedaż prowadzi nie tylko on sam, chociaż niewątpliwie oddaje sobie niedźwiedzie przysługi, tłumacząc np., dlaczego podpisał kolejną ustawę z cyklu „Ukrainiec+”.
Prezydent zarzekał się, że zrobił to ostatni raz…
Tłumacząc, że alternatywą byłby chaos w państwie wywołany przez szturm Ukraińców na polskie urzędy. Pan prezydent najwyraźniej sam nie rozumie, że to jest właśnie najmocniejsze oskarżenie, jakie można sformułować wobec autorów tej dotychczasowej polityki wobec Ukrainy. Prezydent Nawrocki sam potwierdza nasze diagnozy stawiane w programie „Stop ukrainizacji Polski”, że polityka otwarcia Polski na przestrzał i udostępnienia jako rezerwuaru sił oraz środków, kadr i finansów na potrzeby reżimu Zełenskiego, że to jest niebezpieczne dla państwa, że to je głęboko destabilizuje.
Nie przekonują pana argumenty, że Ukraina walczy z Rosją w imieniu całej Europy za wolność swoją i naszą?
Nie. Te argumenty są w oczywisty sposób bałamutne. To jest polityka szantażu i prowokacji stosowana wobec Polaków. Dominował szantaż moralny w pierwszych kwartałach wojny w 2022 r., teraz akcent przesunął się z rzekomych powinności moralnych na straszenie wojną. Mówię „rzekomych”, bo to oczywiście nie odpowiada cywilizowanej, katolickiej hierarchii obowiązków stanu, żeby przedkładać interesy obcych nad potrzeby własnych obywateli. Wizja, że jeżeli Zełenskiemu i jego ludziom nie ułatwi się prolongaty tej wojny, to wkrótce Moskal napoi konie w Wiśle, ma sparaliżować Polskę strachem.
Ale jak Moskal ma napoić konie w Wiśle, skoro Rosja to „papierowy tygrys”, jak powiedział prezydent Trump, i tylko patrzeć, jak Ukraina, wsparta przez Europę, nie tylko odbije Donbas i Krym, lecz także może pójdzie dalej. Jednak codziennie słyszymy nie tylko ze strony premiera Tuska, kanclerza Niemiec czy prezydenta Francji ostrzeżenia, że w każdej chwili Rosja może ruszyć na kraje bałtyckie, Polskę i Skandynawię. Jak wyjaśnić tę sprzeczność?
To nie sprzeczność, ale sieć sprzeczności ze strony podżegaczy wojennych, panie redaktorze. Logika nie ma tu nic do rzeczy. Ich celem nie jest przecież argumentowanie zgodne z rzeczywistością. Ich celem jest rozemocjonowanie opinii publicznej. Temu służyły „wojna dronowa” i związany z nią atak propagandowy. To była prowokacja mająca na celu wyegzekwowanie przyzwolenia Polaków na głębsze i bezpośrednie zaangażowanie wojenne.
Głębsze i bezpośrednie zaangażowanie oznacza użycie wojska polskiego w wojnie na Ukrainie?
Koncepcja wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę pojawiła się natychmiast po „nocy dronów” pod pretekstem jakichś szkoleń. Jednak rakiem się z tego wycofano, dlatego że opinia publiczna nie kupiła tego w stopniu oczekiwanym przez autorów tej prowokacji. To, że będą kolejne prowokacje, to już nie kwestia ryzyka, to gwarantowane. Donald Tusk wygłasza mowy wojenne i bije w wojenne tam-tamy. Czyni to przy pełnym wsparciu, powiedzieć można zabezpieczeniu propagandowym ze strony opozycji i Kancelarii Prezydenta. Obawiam się prowokacji na polskim terytorium pod fałszywą flagą. Rysy prawdopodobieństwa nadać może jej ożywiona aktywność pani Cichanouskiej czy innych osób działających w Polsce od lat pod patronatem obcych służb.
Premier Węgier Viktor Orbán, podsumowując nieformalny szczyt liderów Unii Europejskiej, który na początku tego miesiąca miał miejsce w Kopenhadze, powiedział, że na stole leżą „jednoznacznie prowojenne propozycje”. Według Orbána, jeśli sprawy pójdą w tym kierunku, to w ciągu kilku miesięcy w naszych domach pojawią się trumny z ciałami młodych ludzi.
Cieszę się, że Konfederacja Korony Polskiej i ja osobiście nie jesteśmy osamotnieni w naszym sprzeciwie wobec wpychania Polski w wojnę. Cieszę się, że jest pewna, wątła, ale jednak międzynarodowa koalicja za pokojem. To są Węgrzy Orbána, to są Słowacy Ficy i chwała Bogu także w innych państwach europejskich nie wszyscy chcą iść na wojnę. Ale nasz kłopot polega na tym, że nawet jeśli w Niemczech czy we Francji nie wszyscy są wyrachowanymi cynikami albo niebezpiecznymi wariatami, to przecież ten scenariusz najwyraźniej przewiduje wepchnięcie nas w tę wojnę w pierwszej kolejności.
Z jakich powodów wojna na Ukrainie nie jest „naszą wojną” i nie powinniśmy dać się w nią wciągnąć?
Wyliczę te powody z obu stron. Jakie powody ma Zełenski? Ano takie, żeby trwała nirwana subwencji, które w jakiejś części przeznacza się na przedłużanie wojny, która Ukraińców kosztowała już być może w sile żywej stratę powyżej miliona ludzi, a przecież kolejne miliony uciekły z Ukrainy gdzie pieprz rośnie, w tym, jak wiadomo, znaczna część do Rosji. Część tej subwencji, jak wiemy, przeznaczona jest na ożywiony eksport i produkcję broni, która wykorzystywana jest przez terrorystów na całym świecie. Mówił o tym jeden z afrykańskich przywódców na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wreszcie część subwencji przeznaczana jest na inwestycje na rynku nieruchomości na Florydzie czy na Lazurowym Wybrzeżu. Więc to, dlaczego Ukraina zainteresowana jest kontynuowaniem wojny, jest oczywiste. A dlaczego tak bardzo tego chce tzw. koalicja chętnych, która wprawdzie Donalda Tuska nie dopuszcza do rozmów w zamkniętym klubie Niemcy-Francja-Anglia, ale Tusk grzecznie czeka pod drzwiami i naprasza się, by być prymusem tej koalicji? No więc wszyscy, Berlin, Paryż, Londyn, a w ślad za nimi Warszawa, traktują tę wojną jako „lek na całe zło”, idealne rozwiązanie wszystkich problemów. Licząc, że dymy wojny przesłonią deficyty budżetowe i generalną niewydolność reżimów tworzących eurokołchoz. Jak wiadomo, nic tak dobrze jak wojna nie resetuje starych długów i liczników. Zarówno w Niemczech, jak i we Francji chwieją się rządy. Dla nich wojna jest idealnym ratunkiem, ale pod jednym warunkiem – że nie poślą na nią swoich żołnierzy. Z ich perspektywy bezczelna finezja jest taka, żeby to Polskę wypuścić „na zająca”, a sememu nie ryzykować wizerunkowo widokiem ewentualnych trumien wracających na wojskowe pogrzeby.
Jeśli Niemcy, Francja i Anglia chcą nas cynicznie wciągnąć w wojnę na Ukrainie, to pozostają jeszcze Stany Zjednoczone. Myślę, że wielu Polaków jest święcie przekonanych, że w razie wojny z Rosją w sukurs przyjdzie nam Ameryka rządzona przez Donalda Trumpa.
Amerykanie właśnie wycofali się z Jasionki podrzeszowskiej i z innych miejsc. Przecież na polskich drogach coraz częściej można zobaczyć kolumny Bundeswehry i to Niemcy mają obsługiwać jakieś bardziej wysublimowane systemy obrony przeciwlotniczej.
Konfederacja też sprzeciwia się wpychaniu Polski w wojnę na Ukrainie. Wasze drogi ostatecznie się rozeszły?
Ze smutkiem obserwuję to, że moi byli koledzy z neo-Konfederacji, uczestnicząc w programach telewizyjnych, czuli się w obowiązku powtarzać mantrę o „ruskich dronach”, i to w momencie, kiedy zasadne wątpliwości były tak liczne, że domagało się to dalszych wyjaśnień. Tylko Konfederacja Korony Polskiej uczestniczy w marszach za pokojem, które od roku prowadzimy. Organizujemy te marsze ku przestrodze, że jeśli Polska pójdzie teraz na wojnę, to nie wróci z niej w jednym kawałku. Jeśli rządzący w Warszawie doprowadzą do bezpośredniego udziału Polski w działaniach wojennych, to będzie to służyło zutylizowaniu potencjału polskiej obronności. A nie ma próżni w przyrodzie. Przypominam, że Donald Tusk zapraszał już Bundeswehrę do układania worków z piaskiem podczas ubiegłorocznej powodzi na Dolnym Śląsku.
W narracji dominującej w polskiej polityce i głównych mediach, także tych nominalnie prawicowych, działania przeciw wojnie na Ukrainie, a więc takie, w jakie pan i pana formacja się angażuje, traktowane są jako propaganda Kremla.
To znana i w znacznym stopniu, przynajmniej jeśli chodzi o normalnych Polaków, zgrana płyta. Badania sondażowe, które przyprawiły o zdumienie, a nawet złość rządzących, co było widać i podczas obrad Sejmu, i na Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, w której uczestniczył nasz przedstawiciel, wykazały, że ponad połowa Polaków tego kitu nie chce więcej łykać.
Nasilenie prowojennej propagandy ze strony polskich i europejskich polityków i mediów w ostatnich tygodniach jest tak duże, że mocno przypomina gęstniejącą atmosferę w Europie w 1877 r., co pokazał pan w swoim filmie „Gietrzwałd 1877. Wojna światów”, a później latem 1914 czy 1939 r. Można odnieść wrażenie, że wystarczy pretekst w postaci współczesnego zamachu w Sarajewie, żeby wojna znów rozlała się w Europie.
Cieszę się, że te analogie są tak czytelne. Z myślą o tych analogiach realizowaliśmy ten film, który na otwartych pokazach i w Internecie obejrzały już setki tysięcy, a może i ze 2 mln Polaków. To jest lekcja historii, której odrobienie jest bardzo istotne w kontekście współczesnych zagrożeń.
Czy sprawa uczestnictwa Polski w wojnie na Ukrainie może zdominować kampanię przed wyborami parlamentarnymi w 2027 r., o ile rząd Tuska nie upadnie wcześniej? Niewykluczone, że pana ugrupowanie będzie języczkiem u wagi. Być może bez Konfederacji Korony Polskiej nie da się skleić żadnej prawicowej czy suwerennościowej koalicji.
Daj Boże. Dlatego, że to jest tak realne, szykowane, a nawet w realizacji są różne strategie, tak to ujmę, ostatecznego rozwiązania kwestii Korony i mojego osobistego uczestnictwa w polskim życiu politycznym. Niewątpliwie będą kolejne prowokacje. 14 października rusza długi serial rozpraw sądowych przeciwko mnie. W Parlamencie Europejskim na ścieżce procedury są trzy kolejne wnioski uchylenia mi immunitetu. Wezwania do rozprawy ze mną i moją partią są wręcz codziennością w naszym życiu publicznym.
Jeżeli zostanie pan skazany, a nawet trafi za kraty, czego oczywiście panu nie życzę, to będzie to raczej działało na korzyść pana i Korony.
Ja, panie redaktorze, w moich działaniach i rachubach politycznych nie kieruję się takim wyrachowaniem strat i zysków długoterminowych i wizerunkowych. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na to, że przecież kiedy rodacy wysłali mnie do Brukseli, na front eurokołchozowy, to niektórzy sądzili, że znikam z polskiego życia publicznego i znika Korona, którą błędnie interpretowano jako jakiś mój osobisty fanklub.
Czy Konfederacja Korony Polskiej nie jest politycznym teatrem jednego aktora? Nie ujmując pana współpracownikom, nie da się przecież na dłuższą metę uprawiać poważnej polityki w pojedynkę.
Nawet tego nie próbuję. W Sejmie RP działa koło Konfederacji Korony Polskiej. Panowie posłowie Skalik, Fritz, Zawiślak. Proszę zobaczyć, jak ważne było ukonstytuowanie tego koła. Ile to było insynuacji wokół tego faktu po akcesie posła Sławomira Zawiślaka?! A przecież bez tego koła jego przewodniczący Włodzimierz Skalik nie mógłby na Konwencie Seniorów sprzeciwić się aklamacji propagandowej uchwały eskalującej napięcie wojenne. Bez koła parlamentarnego Korona nie mogłaby składać wniosków, które jako jedyna formacja złożyła, domagając się odrzucenia w pierwszym czytaniu projektu ustawy z cyklu „Ukrainiec+”. Tak jak działa koło, tak działa partia. Czy w najbliższej kampanii parlamentarnej będę mógł wziąć udział bezpośrednio czy też będę kibicował moim koleżankom i kolegom, oglądając ją w świetlicy w jakimś zakładzie zamkniętym, to naprawdę nie będzie miało decydującego znaczenia. Chyba że tylko takie, jak zaznaczył pan redaktor, że będzie to pewien barwny element, który niejako pozwoli nam kompensować nieobecność w mediach głównego ścieku. Jesteśmy w nich od lat zamilczani, co jest niegodziwością. A już czystym łajdactwem jest to, że cała scena polityczna przyjmuje ten fakt jako normę. Podkreślę, bo to naprawdę ważne, że jesteśmy jedyną formacją polityczną w Sejmie, która idzie do kolejnych wyborów parlamentarnych bez subwencji.
Zapytałem pana na początku naszej rozmowy o to, czy będzie wojna z Rosją. Czy kluczowe dla odpowiedzi na to pytanie będą najbliższe miesiące?
Moim zdaniem kluczowe będą nie najbliższe miesiące, lecz najbliższe tygodnie. Gdyby zostawić na chwilę wszystkie konteksty międzynarodowe, to najważniejszym wydarzeniem na naszej scenie wewnętrznej będzie kongres PSL w listopadzie. Wiele się na nim wyjaśni. Czy nastąpi jakieś odwrócenie sojuszy czy scenariusz przyspieszonych wyborów zostanie skierowany do realizacji? Wydaje mi się, że dopiero wyniki kongresu PSL to rozstrzygną. Mówiąc wprost, czy Kosiniak-Kamysz z plecakiem ucieczkowym zostaje na zimę czy go odsuwają? A może zostaje i tworzy się nowa większość parlamentarna. Rząd techniczny, który gdyby postępowała eskalacja wojenna, byłby nam sprzedawany w opakowaniu propagandowym „rząd jedności narodowej”.
Poparłby pan taki rząd, gdyby wojna była za progiem?
Ja tworzę front jedności narodowej. Z tym wyjściowym założeniem, że nie wszyscy tutaj chcą być Polakami i nie wszyscy chcą być polskimi politykami. Zwracam się do tych, którzy chcą, żeby była Polska, a nie republika sowiecka czy eurosowiecka, stan czy bantustan anglosaski, nie land eurokołchzowy, nie Ukropol i nie Ukropolin. Szeroki front gaśnicowy to front tych wszystkich Polaków, którzy są za odzyskaniem niepodległości i za pokojem, a przeciwko wojnie, bo powtórzę: jeśli Polska pójdzie teraz na wojnę, to nie wróci z niej w jednym kawałku.
Koniec


Donalt pamiętaj, że My Polacy Wiemy:.. – To nie lata 30 – ste XXw.. itd.. gdy Twój „rodak” zza Odry parł propagandowo do II WŚ.. itd..
Pamiętaj..
https://sip.lex.pl/akty-prawne/dzu-dziennik-ustaw/kodeks-karny-16798683/art-117
Proszę o „usunięcie” komentarza.. – „emocje” itd.. ale „LUSTRACJA” przydała by się w każdej „jednostce” samorządu od gmin, powiatów po Warszawę..
„To byłoby przerażające, gdyby od posłów Brauna zależało, czy powstanie przyszły rząd i czy będzie miał większość w Sejmie. Takiego scenariusza nie można jednak dzisiaj wykluczyć” – lamentuje niejaki Dudek.
Cóż na to można powiedzieć? Chyba tylko tyle: Dudku, nie lękajcie się! A jeżeli już, to czegoś innego!
https://www.rp.pl/polityka/art43252831-partia-grzegorza-brauna-buduje-sie-po-cichu-ale-skutecznie-i-chce-zmienic-konstytucje-rp