„Farmy wiatrowe i fotowoltaiczne szkodzą przyrodzie i zakłócają życie ludzi”!

Od redakcji! Autorem artykułu jest Tomasz Cukiernik – zob. https://tomaszcukiernik.pl/o-mnie/. Tekst został opublikowany na łamach tygodnika „Do Rzeczy”, nr 33/591, 12–18 sierpnia 2024, s. 70, pt. „Zapanelowani”. Materiał prasowy Tomasza Cukiernika dedykuję wszystkim otumanionym polityką klimatyczną eurokołchozu i ideologią „Odnawialnych Źródeł Energii” (OZE), lansowaną na terenie powiatu gorlickiego (między innymi) przez (nie)pożytecznych idiotów z Klastra Energii „Biała-Ropa” – zob. https://gorliceiokolice.eu/tag/klaster-energii-biala-ropa/. Na zdjęciu poniżej panele fotowoltaiczne postawione na byłych gruntach rolnych w Bobowej!

xxx

Farmy wiatrowe i fotowoltaiczne coraz bardziej szkodzą przyrodzie i zakłócają życie ludzi. Unijna polityka promuje odnawialne źródła energii, a Polacy z całego kraju zaczynają się skarżyć na budowane farmy fotowoltaiczne i wiatrowe, które mają istotny wpływ na położone obok nieruchomości, a także na walory przyrodnicze okolicy i zdrowie ludzi. Wiatraki i panele fotowoltaiczne często stawiane są w bezpośrednim sąsiedztwie gospodarstw domowych, na gruntach rolnych, w tym nawet na terenach atrakcyjnych turystycznie i chronionych przyrodniczo. Problem dotyczy niemal całego kraju: Pomorza, Warmii, województwa świętokrzyskiego, Sudetów Środkowych.

POLA PANELI

Na wniosek firmy Projekt-Solartechnik Development 9 maja 2024 r. gmina Pierzchnica (województwo świętokrzyskie) zawiadomiła o wszczęciu postępowania w sprawie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla przedsięwzięcia pod nazwą „Budowa instalacji fotowoltaicznej Pierzchnica 1 o mocy do 182 MW oraz niezbędnej infrastruktury technicznej i towarzyszącej”. Elektrownia ma zająć powierzchnię 96 ha i ma być jedną z największych tego typu instalacji w Polsce. Dodatkowo teren oddziaływania oznaczono na 100 m od planowanej inwestycji. Wchodzi on w obszary działek innych właścicieli. W planach jest też budowa elektrowni Pierzchnica 2 w miejscowości Drugnia oraz Pierzchnica 3 w Kalinie Góreckiej o mocy 30 MW (15 ha). Mieszkańcy okolic budowy Pierzchnicy 2 wyrażają zgodę na projekt. Zdaniem przeciwników tej inwestycji taka postawa wynika z nieświadomości i braku odpowiedniej wiedzy oraz chęci zysku (pieniądze z dzierżawy gruntów). Całkowicie inaczej jest w przypadku Pierzchnicy 1 i Pierzchnicy 3, która jest dalszym ciągiem Pierzchnicy 2. Mieszkańcy nie chcą elektrowni fotowoltaicznych obok swoich domostw i próbują walczyć z tymi inwestycjami. Odbyli pierwsze spotkania w tej sprawie. W ciągu zaledwie kilku dni zebrano ponad 150 podpisów mieszkańców Pierzchnicy, Skrzelczyc i Kaliny Góreckiej. Pod koniec maja pisemny protest wpłynął do Urzędu Miasta w Pierzchnicy. To mała społeczność, małe miasteczko, ludzie żyją sobie spokojnie i walory krajobrazowe są dla nich ważne. Niektórzy wzięli wielkie kredyty, pobudowali domostwa. Całe nowe osiedle dotyka pól, gdzie ma być postawiona fotowoltaika. Są też w gminie gospodarstwa agroturystyczne. Przeciwny inwestycji burmistrz Stanisław Strąk planował wybudować wieżę widokową, bo przyjeżdża tu dużo turystów. Farma fotowoltaiczna ma powstać na terenach rolnych i łąkach. Aktualnie na tych polach siane jest żyto, pszenżyto, pszenica i rzepak. Są żeremie, mokradła, gdzie żurawie zakładają gniazda. Uroczy zakątek. – Te tereny są jedną z ostatnich enklaw czystych nieskażonych terenów pięknych łąk i lasów. Na wzgórzach pomiędzy Pierzchnicą a Skrzelczycami słychać klangor żurawi, które gniazdują na ziemi w kępach tarniny. Jak pierwszy raz zobaczyłam ten godowy taniec, uwierzyłam, że jest to niezwykłe miejsce, w którym warto zamieszkać. To żuraw popielaty, rzadki ptak, który w Polsce jest objęty ścisłą ochroną gatunkową. Działania przemysłowe, takie jak fotowoltaika, niszczą jego legowiska – opowiada mieszkanka Skrzelczyc. – Żyją tu też inne gatunki będące pod ochroną, jak czaple czy kukułka plamista. Oprócz ptaków występują bardzo rzadkie rośliny – dodaje. Mieszkańcy obawiają się, że panele odstraszą ptaki, znikną cenne siedliska przyrodnicze, a w ich miejsce pojawi się niechciana roślinność inwazyjna. Zniszczone zostaną też miejsca związane z historią regionu. Poza czynnikami, które wiążą się z komfortem życia w zgodzie z naturą, walorami krajobrazowymi tego terenu, jest jeszcze czynnik, który nie został dobrze rozpoznany. – Jak może zadziałać takie przedsięwzięcie, gdzie skala tego produktu energetycznego na gminę jest dość duża, zmieniająca zupełnie krajobraz i uwarunkowania środowiskowe? – zastanawia się jeden z członków lokalnej społeczności. Ma na myśli oddziaływanie termiczne. – Panele są emiterem – każdy może pracować w warunkach ponad 80 st. C. Czy nie ma żadnego oddziaływania, jeśli jest taka duża emisja ciepła? Czy nie zmieni się mikroklimat? Czy takie badania są? Nie wyobrażam sobie, by tak duża emisja ciepła na powierzchni ponad 90 ha nie miała oddziaływania. Musi być. Wody powierzchniowe będą szybciej odparowywać – uważa. W swoim proteście mieszkańcy wskazują także na wiele innych negatywnych aspektów funkcjonowania tak olbrzymiej elektrowni fotowoltaicznej. Piszą m.in. o zagrożeniu pożarowym, nierozpoznanych w skutkach oddziaływaniach wyładowań atmosferycznych, opadów deszczu i operacji słonecznych na tak dużym zmienionym „energetycznie” terenie, o możliwości oddziaływania pola magnetycznego i „smogu elektromagnetycznego” od pracujących inwerterów systemu energetycznego (przetwornice napięcia), o niebezpieczeństwie wyłączania pracujących na tym terenie prosumenckich instalacji fotowoltaicznych, co ograniczy zyski ich właścicieli, o obciążeniu środowiska naturalnego w przyszłości konieczną utylizacją elementów instalacji, a także o zagrożeniu skutkami ataku terrorystycznego lub działaniami wojennymi na terenie planowanej energetycznej infrastruktury krytycznej. W 2013 r. Sejmik Województwa Świętokrzyskiego ustanowił w uchwale m.in. na tych terenach Chmielnicko-Szydłowiecki Obszar Chronionego Krajobrazu, gdzie zakazuje się zabijania dziko występujących zwierząt, niszczenia ich nor i legowisk, a także dokonywania zmian stosunków wodnych. Teraz odpowiednie pismo z prośbą o opinię w sprawie tej inwestycji trafiło do kieleckiej Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Mieszkańcy Pierzchnicy i okolic mają nadzieję, że RDOŚ wypowie się na temat konieczności ochrony tych terenów. Inwestor nie odpowiedział na moje zapytanie dziennikarskie w kwestii protestów mieszkańców i wpływu inwestycji na środowisko.

NIEPRAWIDŁOWOŚCI PRZY WIATRAKACH

Polacy mają też coraz większy problem z farmami wiatrowymi. Z uwagi na warunki pogodowe najwięcej powstaje ich na północy kraju. Nad Bałtykiem trudno już znaleźć miejsce do wypoczynku, w którym wiatraków nie widać – czy to okolice Pucka i Władysławowa, Kołobrzegu, czy Darłowa. W Suchej Koszalińskiej elektrownia wiatrowa miała powstać już ponad dekadę temu. W okolicach 2010 r. została wydana pozytywna decyzja środowiskowa, a rok później miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego został zmieniony na koszt inwestora. – Odnośnie do planu zagospodarowania przestrzennego w tamtych czasach powiadomiliśmy NIK, która zbadała tę sprawę i stwierdziła, że to jest niedopuszczalne, że to tworzy sytuację korupcjogenną – wspomina Przemysław Tymiński, wiceprezes Stowarzyszenia Nasz Dom Sucha. NIK negatywnie oceniła sposób finansowania kosztów prac planistycznych związanych ze zmianami decyzji środowiskowych, uchwalaniem zmian w studium oraz miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. W 2013 r. zostało wydane pozwolenie na budowę, a w 2015 r. rozpoczęto budowę. Na gruntach ornych miało zostać postawionych dziewięć duńskich turbin wiatrowych Vestas V90 o mocy maksymalnej 2 MW każda. Jednak nie zrealizowano wtedy tego projektu, a w tym czasie zmienił się inwestor. W 2019 r. wystąpiono o projekt zamienny na turbiny wiatrowe V100. Problem w tym, że zmiana parametrów turbin, a co za tym idzie – zmiana parametrów maksymalnego hałasu, nie zgadzała się z zapisami decyzji środowiskowej, a ta nałożyła warunek o maksymalnym hałasie do 101 dB i dla jednej turbiny 103 dB. Tymczasem turbiny V100 w karcie technicznej mają głośność 105 dB. W dokumentach do obliczeń przyjęto zaniżony parametr maksymalnego hałasu na poziomie 100,5 dB niezgodny z kartą katalogową producenta, a mimo to pozwolenie zamienne zostało wydane. Jak tłumaczy Tymiński, inną nieprawidłowością było to, że przy inwestycji powyżej trzech lat od wydania decyzji środowiskowej winien być wykonany monitoring przedrealizacyjny dotyczący ptaków i nietoperzy. Po trzech latach inwestor bez wykonania takiego monitoringu nie miał prawa rozpocząć budowy, a jednak rozpoczął ją w 2015 r. Ponadto starosta nie miał prawa wydać pozwolenia zamiennego w 2019 r. dla tej inwestycji bez tego monitoringu przedrealizacyjnego i sprawdzenia warunków decyzji środowiskowej, a wydał. – Wystąpiliśmy do RDOŚ, WIOŚ i do gminy. RDOŚ potwierdził na początku, że mają monitoring przedrealizacyjny. Poprosiliśmy o przesłanie. Nadeszła odpowiedź, że jednak nie posiadają. Gmina odpowiedziała, że nie posiada monitoringu przedrealizacyjnego – opowiada Przemysław Tymiński, podejrzewając, że później został on do gminnych dokumentów podłożony. W związku z tym Stowarzyszenie Nasz Dom Sucha chce skierować sprawę do prokuratury. Zdaniem działaczy inwestor doprowadził do sytuacji, w której realizuje przedsięwzięcie na dokumentacji środowiskowej z lat 2011 i 2013, która nijak się ma ani do parametrów technicznych inwestycji, ani do wymogów decyzji burmistrza Sianowa o środowiskowych uwarunkowaniach realizacji przedsięwzięcia z 2011 r. Równocześnie stowarzyszenie zleciło monitoring ornitologiczny. W opinii ornitologicznej z 2024 r. ujawniono na terenie inwestycji 62 gatunki ptaków, w tym gatunki cenne: orlika krzykliwego, bielika, kanię rudą, bociana białego. Stwierdzono lęgi co najmniej 53 gatunków ptaków, które są w Polsce objęte ochroną ścisłą. Oznacza to, że jest to teren cenny przyrodniczo i farma nie powinna w tym miejscu powstać. – Sam RDOŚ wykazał gniazdowania orlików krzykliwych, a Krajowy Plan Ochrony Orlika Krzykliwego mówi wyraźnie, że w granicach 4–5 km nie powinny powstawać wiatraki. Tu mamy 3 km. Wysyłamy do RDOŚ zgłoszenie o bezpośrednim zagrożeniu wystąpienia szkody w środowisku. Zgłaszamy do RDOŚ, GDOŚ, WIOŚ, do gminy. Nikt nie chce się tym zająć – mówi Tymiński. – Instytucje, które mają w nazwach ochronę środowiska, o to środowisko w ogóle nie dbają. Jest to teren cenny przyrodniczo. Nikt nie chce tego zbadać. My jako stowarzyszenie musimy to zrobić. Bielik, orlik krzykliwy czy bocian tego nie zrobią – dodaje.

IMPORT ZŁOMU

Darłowo jest gminą, w której jest najwięcej w Polsce wiatraków. Tych dużych o mocy powyżej 0,5 MW stoi aż 118. To obiekty o wysokości powyżej 160 m (nowe wiatraki mają nawet ponad 200 m wysokości). – Najbliższy wiatrak od mojego domu stoi w odległości poniżej 400 m. Zostały one wzniesione niezgodnie nawet z ówczesnym prawem, bo przepisy zakładały strefę oddziaływania na 400 m. Cała ta inwestycja owiana była łamaniem prawa budowlanego i została zrealizowana mimo wielkiego oporu społecznego – mówi Maciej Bienert z miejscowości Cisowo w gminie Darłowo. – Kiedy te wiatraki budowano, mieszkańcom gminy obiecywano, że będą mieli tańszy prąd. No bo skoro jest to takie ekologiczne, czyste i darmowa energia… Oczywiście nic takiego się nie stało. Pomimo tak licznej obecności wiatraków w gminie ceny energii, a także podatków lokalnych cały czas rosną – dodaje. Wsie Cisowo i Kopań zostały otoczone wiatrakami. Postawiono je blisko zabudowań, aby był łatwy dojazd do instalacji w celu ich obsługi technicznej. W efekcie miejscowości te zaczęły wymierać. Ich rozwój został zatrzymany. Mimo że są położone nad samym morzem, nikt rozsądny nie zainwestuje tam grosza z powodu wpływu wiatraków na otoczenie. Takie konstrukcje oddziałują na działki sąsiednie hałasem i zacienianiem, czyli tzw. miganiem. De facto doszło do wywłaszczenia bez tytułu prawnego, bo sąsiednie nieruchomości tanieją i nie mogą się rozwijać. Ludzie wyjeżdżają. Takie są koszty społeczne, nie mówiąc o szkodach środowiskowych. – Te wszystkie wiatraki przynoszą gminie Darłowo 8 mln zł w podatkach rocznie, co stanowi niewielką część całego budżetu. To drobna suma, bo szkody, które one wyrządzają, są znacznie większe – mówi Bienert. – Kosztem alternatywnym jest rozwój miejscowości. Nie wiadomo, ile by powstało restauracji, nowych budynków, pensjonatów czy fabryk, gdyby nie sąsiedztwo wiatraków, które to uniemożliwia. Zdewastowano także przepiękny krajobraz chroniony, który sam w sobie jest wartością. Wiele z tych wiatraków sprowadzono z Zachodu już jako używane. Przywiezienie z Niemiec czy Danii tego złomu, który skaził środowisko naturalne i niszczy krajobraz, współfinansował Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Teraz kończy się żywotność tych instalacji i wkrótce trzeba je będzie utylizować. Przewidywany koszt jest olbrzymi. Nie pokryje go prawdopodobnie wszystko, co gmina przez ponad 20 lat dostała w podatkach. Czy to ostatecznie podatnicy zapłacą za utylizację? – OZE są potrzebne i sensowne. Nowe technologie rozwijają świat. Problem gminy Darłowo polega na tym, że nie ma tu żadnej nowej technologii. Sprowadzono używane wiatraki. Ideologia nie może dominować nad zasadami współżycia społecznego i zdrowym rozsądkiem – podkreśla Bienert. – OZE, owszem, ale z poszanowaniem siedlisk ludzkich i ptasich. Kuriozum OZE polega na tym, że inwestycja, która ma w swoim założeniu zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych niszczących planetę i środowisko, jednocześnie zagraża środowisku, w którym bytują ludzie i zwierzęta – ocenia.

ZDROWIE LUDZI

Przy tego typu projektach analizuje się wpływ na środowisko, ale nie bada się wpływu na zdrowie człowieka. Tymczasem z powodu uporczywego hałasu i migotania cieni żyjący w pobliżu wiatraków ludzie skarżą się na częste bóle głowy i inne problemy zdrowotne. W Suchej są już zbudowane fundamenty pod pylony i wiatraki mają stanąć 400–500 m od domów. – Chodzi nie tylko o dźwięki i aspekt wizualny, lecz także o infradźwięki. Na takiej częstotliwości działają nasze organy, więc na pewno zdrowe to nie jest. Przepisów w tym zakresie u nas nie ma – twierdzi Tymiński. – Wiatraki oznaczają dewastację terenu w obrębie wielu kilometrów, zabijają ptaki, a ludziom nie dają normalnie żyć – uważa Tomasz Berliński, mieszkaniec pięknych przyrodniczo terenów gminy Górowo Iławeckie (województwo warmińsko-mazurskie), gdzie również ma powstać elektrownia wiatrowa. Tymczasem po wejściu w życie unijnego rozporządzenia w sprawie odbudowy zasobów przyrodniczych (przegłosowane w lutym 2024 r. przez Parlament Europejski) wiatraki i wielkoprzemysłowe farmy fotowoltaiczne będzie można budować dosłownie wszędzie, i to bez żadnych ograniczeń ich lokalizacji. Według rozporządzenia „budowa i eksploatacja instalacji produkujących energię ze źródeł odnawialnych, ich podłączenie do sieci oraz sama sieć i magazyny są uznawane za leżące w nadrzędnym interesie publicznym”. Jak czytamy w serwisie Stop Wiatrakom, „unijny prawodawca przesądza w praktyce o dowolnej lokalizacji w przestrzeni tych urządzeń przez inwestora z pominięciem interesów lokalnych i prawa własności. Uznanie urządzeń OZE za cel publiczny w praktyce umożliwia wywłaszczanie”. Unia Europejska, promując i dotując (także w ramach KPO) odnawialne źródła energii, stworzyła problem, którego nie było. Lokalne społeczności nie chcą mieszkać w elektrowni: w lesie wiatraków czy pomiędzy panelami ciągnącymi się po horyzont. Wszyscy mieszkańcy Marciszowa w Sudetach Środkowych są przeciwko budowie wielkiej farmy fotowoltaicznej, która miałaby zapanelować okoliczne wzgórza. Boją się spadku wartości nieruchomości, a także dochodów z agroturystyki. Kto przyjedzie na urlop do elektrowni? Nie na tym też polega dbanie o środowisko i przyrodę, w czym Bruksela chciałaby dawać przykład światu. Jak widzimy, co innego europropaganda, a co innego nasza smutna rzeczywistość. Tym bardziej że elektrownia fotowoltaiczna potrzebuje co najmniej 200, a wiatrowa ok. 40 razy większej powierzchni niż nowoczesna elektrownia węglowa do produkcji takiej samej ilości energii.

Tomasz Cukiernik

Od redakcji! Zdjęcie tytułowe zostało zacytowane ze strony – zob. https://darlowo.naszemiasto.pl/pkn-orlen-przejal-farme-wiatrowa-niedaleko-darlowa/ar/c1-8141489.

(Odwiedzono 232 razy, 1 wizyt dzisiaj)

3 przemyślenia na temat "„Farmy wiatrowe i fotowoltaiczne szkodzą przyrodzie i zakłócają życie ludzi”!"

  1. W Polsce przed wojną było bardzo dużo elektrowni wodnych, dominowały małe elektrownie wodne. Nawet na małych potokach były instalowane. Łatwe w utrzymaniu o długim okresie eksploatacji, szczególnie przyjazne środowisku i przyrodzie. Farmy fotowoltaiczne, kolosalne wiatraki są szczególnie brutalną formą niszczenia otaczającego środowiska – barbarzyńskie . Artykuł wręcz błaga o rozsądek. Ludzie nie niszczcie tego co nie wasze ,przyroda należy do siebie.

  2. Kolosalne farmy fotowoltaiczne. Sławetna” betonoza” w polskich miastach -mamy naszą rodzimą, polską „Aleję Tornad”.

  3. Protesty rodzą się wszędzie, gdyż wszędzie chcą budować farmy fotowoltaiczne. Wszechobecna paneloza się rozszerza z błogosławieństwem rządzących i trzeba walczyć o swoje!
    https://www.nowiny.pl/watek/184-kontrowersje-wokol-planow-budowy-farmy-fotowoltaicznej-w-gminie-lubomia
    https://raciborz.com.pl/2024/07/12/mieszkancy-lubomi-i-syryni-protestuja-przeciwko-budowie-farmy-fotowoltaicznej.html
    https://www.radio90.pl/referendum-w-lubomi-coraz-blizej-podpisy-zebrane-teraz-czas-na-ich-weryfikacje.html#gsc.tab=0
    Panele szkodzą:
    Rozwój technologii przyczynia się do wzrostu narażenia organizmów żywych na sztuczne pole elektromagnetyczne (PEM). Podczas poszukiwania pożywienia w środowisku pszczoła miodna jest narażona na wpływ tego czynnika. Celem naszych badań było określenie wpływu pola elektrycznego o częstotliwości 50 Hz przy różnym natężeniu i czasie ekspozycji na stężenie białka, glukozy i triglicerydów w hemolimfie pszczół miodnych. Analizie poddano hemolimfę pobraną od 2-dniowych pszczół robotnic. Badania wykazały istotne zmiany badanych parametrów. Zauważono zmianę związaną z czasem ekspozycji i natężeniem pola. Najmniejsze stężenie białka w hemolimfie pszczoły robotnicy stwierdzono we wszystkich grupach kontrolnych (0,13 mg/ml). Najwyższe w grupach doświadczalnych 23,0 kV/m i 34,5 kV/m przy 12-godzinnym czasie ekspozycji (1,04 mg/mL i 1,25 mg/mL). We wszystkich grupach doświadczalnych zaobserwowano istotnie statystycznie niższe wartości stężenia glukozy w hemolimfie pszczół robotnic niż w grupach kontrolnych (23,43–23,55 mmol/l). Najwyższe stężenie triglicerydów zaobserwowano w grupach kontrolnych (1,55 mmol/l). Niższe ale nieistotne statystycznie stężenie triglicerydów obserwowano w grupach 5,0 kV/m 1 h, 11,5 kV/m 1 i 3 h oraz 23,0 kV/m 3 h, natomiast różnice były istotne statystycznie w pozostałych grupach. Wyniki badań potwierdzają nasze wcześniejsze obserwacje, że pole elektromagnetyczne może wywoływać w organizmie stan niedożywienia. Zmiany w tych ważnych wskaźnikach stanu odżywienia organizmu, takich jak poziom białka, glukozy i trójglicerydów, mogą mieć długoterminowe skutki. Słowa kluczowe: odżywienie pszczoły miodnej, markery biochemiczne, ekstremalnie niskie częstotliwości PEM, czas ekspozycji. Streszczenia z 60. Naukowej Konferencji Pszczelarskiej 2023
    PEM wpływa na organizmy w różny sposób, zależny od częstotliwości pola, jego wielkości lub natężenia. Ogólnie można powiedzieć, że przy niskich częstotliwościach (do 100 kHz) PEM przenika przez ciało, wywołując tzw. zjawiska nietermiczne, natomiast przy częstotliwościach radiowych PEM (tj. od 100 kHz do 300 GHz) jest częściowo absorbowane i na niewielką głębokość wnika w ciało, co może wywołać podniesienie temperatury (tzw. zjawisko termiczne). Mimo że na świecie od wielu lat prowadzone są liczne badania w tym zakresie, do tej pory nie udało się jednoznacznie określić, w jakim stopniu PEM może być szkodliwe dla ludzi.
    W 1999 r. pola magnetyczne 50 Hz uznano za możliwie rakotwórcze dla ludzi, zaliczając je do grupy 2B według klasyfikacji IARC 1, następnie w 2011 r. do grupy tej zaliczono również PEM częstotliwości radiowych na podstawie „ograniczonych dowodów epidemiologicznych” i „niepełnych” dowodów doświadczalnych. Istniejące (choć ograniczone) dowody świadczące o możliwości szkodliwego oddziaływania PEM na ludzi oraz stale rosnąca liczba źródeł PEM mogą budzić obawy społeczeństwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *