Gmina jako inwestor

Od redakcji! Autorem felietonu jest komentator „wma”!

xxx

Gmina zleca roboty budowlane i za nie płaci, ergo jest inwestorem (w rozumieniu ustawy prawo budowlane). Ustawa prawo budowlane nakłada na inwestora konkretne obowiązki (podobnie jak na pozostałych uczestników procesu budowlanego).

W ostatnim czasie w powiecie gorlickim (w gminie Uście Gorlickie, w samych Gorlicach i w gminie Bobowa) mieliśmy kilka widowiskowych budowlanych wpadek:

– basen w Wysowej,

– „rewitalizację” gorlickiego rynku (i przyległych ulic),

– ogrodzenie szkoły w Wilczyskach i przystanek ze ścianą oporową w Jeżowie.

Co łączy te trzy przypadki? Łączy je taka sama pierwotna przyczyna: całkowite nieprzygotowanie gminy do pełnienia roli inwestora (w rozumieniu ustawy prawo budowlane – nie „inwestora”, który bez żadnej kontroli szasta pieniędzmi podatnika).

W jaki sposób powstały powyższe obiekty? W głowie jakiegoś wizjonera (dobroczyńcy gminnego ludu, np. wójta/burmistrza) rodzi się pomysł: basen, „rewitalizacja”, chodnik, „otwarta przyszkolna infrastruktura sportowo-rekreacyjna”. Wizjoner chodzi z tą wizją jak kura z jajem, wreszcie nie może wytrzymać i przystępuje do dzieła. Dzieło rozpoczyna od „pozyskania środków”, w tym celu „aplikuje”. Po uzyskaniu „środków” (im więcej – tym lepiej) uruchamia proces budowlany: zleca opracowanie projektu, po uzyskaniu pozwolenia na budowę (lub zgłoszeniu robót) zleca roboty budowlane, po czym za nie płaci, wykonuje przy tym różne kabotyńskie gesty w rodzaju wbicia (łopaty) i przecięcia (wstęgi). Po jakimś czasie okazuje się, że w (lub na) nowo wybudowanym obiekcie są „usterki”. Początkowo te „usterki” są lekceważone (wszyscy udają, że niczego nie widzą), ale ostatecznie porażki nie da się ukryć – basen w Wysowej jest wyłączony z użytkowania, na kocich łbach w Gorlicach publiczność się przewraca, ogrodzenie w Wilczyskach się rozsypuje, przystanek ze ścianą oporową w Jeżowie zjeżdża do paryi (jak ktoś nie wie, co to „paryja” niech dopyta pana Ryszarda Kobaki, znawcy bobowskiej gwary). To, że porażka jest oczywista nie odbiera dobrego humoru i pewności siebie miejscowemu „gospodarzowi”, ten powiada: ludkowie mili, nic się nie stało, wszystko jest pod kontrolą! Całe zamieszanie ostatecznie kończy się tym, że finansowe konsekwencje budowlanej porażki ponosi podatnik, a jeden z drugim „gospodarz” dalej chodzi w aureoli dobroczyńcy gminnego ludu (i dalej bawi się w „inwestora”).

Nie widziałem projektu basenu w Wysowej, ale na podstawie innych dokumentów mogę stwierdzić, że ten projekt był wadliwy (obliczenia statyczne, rozwiązanie ocieplenia w przestrzeni strychowej).

Nie widziałem projektu rewitalizacji gorlickiego rynku, ale aktualny burmistrz potwierdził, że projekt był wadliwy:

„Rafał Kukla, od początku sprawowania funkcji burmistrza Gorlic, nie ukrywał, że problem Starówki wymaga stanowczego podejścia.
Dlatego mimo wielu przeciwności i pewnego ryzyka podjąłem decyzję o skierowaniu sprawy do sądu – komentuje burmistrz Rafał Kukla. Ekspertyza wykonana przez Politechnikę Krakowską obiektywnie wykazała szereg błędów zarówno wykonawczych, jak i projektowych. Taka sytuacja komplikowała naszą sytuację w procesie, bowiem jasno pokazywała, że nie tylko wykonawca jest odpowiedzialny za to, co zostało Gorlicom zafundowane – tłumaczy”.

https://gorlice.naszemiasto.pl/jest-ugoda-miasto-dostanie-725-tys-zl-na-poprawe-bubli-na/ar/c1-7833652

Widziałem projekt ogrodzenia w Wilczyskach i stwierdzam, że projekt jest wadliwy (ale nie aż tak zły, jak to, co w rzeczywistości wykonano; ogrodzenie w całości zostało wykonane niezgodnie z zasadami techniki i niezgodnie z wytycznymi producenta prefabrykowanych elementów ogrodzeniowych).

Widziałem projekt przystanku w Jeżowie i stwierdzam, że jest niekompletny (brak obliczeń statycznych, brak rysunku zbrojarskiego i zestawienia stali), kierownik budowy wykonał ścianę oporową wg własnego widzimisię.

We wszystkich tych przypadkach gmina zapłaciła za projekt w ciemno. Nikt (ani wójt/burmistrz, ani żaden inny gminny urzędnik) nawet do niego nie zajrzał. Jasne jest, że wójt (który jest np. weterynarzem) nie sprawdzi poprawności obliczeń statycznych (bo niby na jakiej podstawie), ale po kilkunastu latach zabawy w inwestora już powinien wiedzieć, że do projektu budowlanego jednak trzeba zajrzeć – a w takim przypadku nawet weterynarz powinien zauważyć (to nie przekracza możliwości umysłu ludzkiego), że w projekcie nie ma żadnych obliczeń statycznych (poprawnych lub błędnych – jakichkolwiek).

We wszystkich tych przypadkach nadzór inwestorski nad robotami budowlanymi zleconymi przez gminę był niedostateczny lub wcale go nie było. Panowie wójtowie/burmistrzowie wyobrażają sobie, że nadzór inwestorski polega na tym, że pan wójt/burmistrz komuś za ten nadzór zapłaci. Panu wójtowi/burmistrzowi (organ wykonawczy gminy) nawet nie przyjdzie do głowy, żeby sprawdzić, czy osoba, której za niemałe pieniądze powierzył inwestorski nadzór rzeczywiście wypełnia obowiązki, których się podjęła (w szczególności czy sprawdza i odbiera roboty ulegające zakryciu). Formalne ustanowienie inspektora nadzoru inwestorskiego i obsypanie takiego „inspektora” złotem nie oznacza rzeczywistego nadzoru nad robotami. W sytuacji, gdy nie ma rzeczywistego nadzoru ze strony inwestora wszystko zależy od osobistej uczciwości i dobrej woli kierownika budowy; jeśli zechce, to bez problemu zrobi inwestora w konia (i to tak, że nikt tego nie zauważy). W opisanych wyżej przypadkach mleko się rozlało (coś się ugięło, coś się zapadło, coś się przewróciło, coś się widowiskowo „oberwało”) tylko dlatego, że do artysty kierownika budowy dołączył artysta projektant – i tego dobrego było już za wiele.

Ktoś tutaj napisał w komentarzu, że basen w Wysowej kryje „zagadkę”. Basen w Wysowej nie kryje żadnej „zagadki”. Obecny stan techniczny tego obiektu wynika wprost z działania związku przyczynowo-skutkowego (w przyrodzie nic nie ginie – ani nie bierze się znikąd). Wszystko na ten temat.

wma

Od redakcji! Zdjęcie tytułowe zostało zacytowane ze strony – zob. http://www.polskaniezwykla.pl/pictures/original/322862.jpg.

 

(Odwiedzono 1 036 razy, 1 wizyt dzisiaj)

28 przemyśleń na temat "Gmina jako inwestor"

  1. Wpadek budowlanych było oczywiście więcej – zob. https://gorliceiokolice.eu/tag/afera-asfaltowa/. Wiele wpadek zostało zatuszowanych. Cały ten system jest kompletnie wadliwy. Pokazuje Pan to w powyższym felietonie. Ten system jest tak „przeżarty szkorbutem”, że za chwilę doczeka się Pan oświadczenia tego czy innego włodarza, że komentator „wma” uprawia kłamliwy bełkot. I karawana samorządowa pojedzie dalej, wspierana przez „grupę rekonstrukcji historycznej sanacji”, która jak wiadomo już niedługo przyczyni się do poprawy klimatu na rynku w Bobowej!

    1. Zapomniałem jeszcze dodać, że publiczności komuna się podoba, dlatego nie ma szans na żadną zmianę!

  2. To jest dopiero wstęp do kłopotów jakie idą za rozpoczętą inwestycją. Taki wizjoner, który pozyskał środki uruchamia proces budowlany na szybko. Bo pieniądze uciekną… Unia chce dać, ale może wziąć… W trakcie budowy panuje totalne bezhołowie. Inwestor tylko czeka kiedy będzie koniec, kiedy będzie mógł podpisać papier i przedstawić go do rozliczenia. Często ponagla wykonawcę. Jakość wykonania schodzi na drugi plan. Po czasie ujawniają się usterki lub wady wykonania. Wszystko jest ukrywane w obawie, że dobry wujek (finansujący) dowie się o le wykonanej robocie lub innych zaniechaniach. Inwestor nie egzekwuje tego co miało być wykonane. Czeka tylko na moment kiedy pamięć dobrego wuja zostanie wymazana. Gdy dobry wujek o wszystkim zapomni skala problemu robi się tak duża, że trzeba ratować siebie (poszczególne osoby biorące udział w procesie inwestycyjnym). Spartolona inwestycja schodzi na drugi plan. Do gry wchodzi prokuratura. Wizjoner wraz z całym otoczeniem zaczynają ratować swoją skórę. Prokuratura umarza postępowanie i nie wskazuje winnych zaniedbań. Wizjoner w końcu zaczyna odczuwać sukces…

    1. Pominął Pan wątek korupcji w opisanym procesie inwestycyjnym, a ten wątek zmienia znacznie ogląd zdarzeń, które Pan opisał!

  3. Wma

    Może pokaże Pan , jak wyglądają wybudowane chodniki w Niemczech , które tak Pan chwali ? Może Pan da link do google maps , żeby mógł zobaczyć , jak to wygląda ?

    1. Małe nieporozumienie. Niczego, co widziałem w Niemczech (materialnego i niematerialnego) nie chwalę – w szczególności chodników. Przy wiejskich drogach Niemcy nie robią chodników (w szczególności z betonowej kostki, która musi być oparta o wysoki krawężnik – a to wymusza wykonanie burzowej kanalizacji). Jeśli jakaś gmina robi gdzieś chodnik, to szuka własnego rozwiązania (w zależności od stanu gminnej kasy), nie ma czegoś takiego jak jeden schemat dla wszystkich gmin. W Polsce jest inaczej, tutaj betonowa kostka stała się synonimem nowoczesności/rozwoju/postępu/europejskości (do wyboru, a wszystko razem i każde z osobna to oczywisty nonsens), różni ambicjonerzy (tj. „gospodarze”, którzy rywalizują w konkurencji kto wyda więcej cudzych pieniędzy) na wyścigi „aplikują”, dokładają do tego „wkład własny” (czyli pieniądze zabrane gminnemu podatnikowi) i wszędzie kładą betonową kostkę – także po różnych zadupiach. Po kilku latach ta kostka się zapada i rozłazi – i tego dziadostwa już nikt nie poprawia (w gminnej kasie nie ma na to pieniędzy).

      Jeśli chodzi o „link do google maps”. Jakiś czas temu dałem kilka linków, takie linki każdy może sobie wyszukać.

      Ale dobrze, tu ma Pan obrazek i krótką historyjkę o tym, jak powiat (Kreis Siegen-Wittgenstein) nie zgodził się na chodnik (ausgebauter Gehweg) na zadupiu, zamiast tego wykonano utwardzone pobocze (befestigter Seitenstreifen):

      https://www.siegener-zeitung.de/wilnsdorf/c-lokales/sicher-zum-sportplatz_a226077

      A dlaczego powiat nie zgodził się na chodnik na zadupiu? Bo to jest oczywisty nonsens:

      „Die zuständige Verkehrsschaukommission des Kreises Siegen-Wittgenstein lehnte die Anträge der Gemeinde Wilnsdorf mit der Begründung ab, die Maßnahmen kämen für einen Bereich außerhalb der geschlossenen Ortschaft nicht in Frage”.

      Tu ma Pan utwardzone pobocza (befestigte Straßenbankette) przy wiejskiej drodze:

      https://www.this-magazin.de/imgs/101871672_561f84eece.jpg

      https://www.this-magazin.de/artikel/tis_Dauerhafte_Hilfe_fuer_marode_Strassenbankette_2297944.html

      Ogólna zasada jest taka:

      „Neben der Fahrbahn kann eine Straße noch andere Verkehrsflächen umfassen. Innerorts sind bei ausreichender Breite Gehwege üblich, die oft durch einen Bordstein von der Fahrbahn abgegrenzt sind (meist 12 cm hoch, teilweise nur 3 cm hoch)”.

      https://de.wikipedia.org/wiki/Datei:Gehweg.svg

      „Außerorts ist die Fahrbahn vom Geh- oder Radweg üblicherweise statt durch einen Bordstein durch einen von Vegetation bewachsenen Seitentrennstreifen abgegrenzt”.

      https://de.wikipedia.org/wiki/Stra%C3%9Fenquerschnitt

      1. W Polsce też widziałem takie rozwiązania . Tylko od razu mieszkańcy mówili do wójta, burmistrza ,że wystarczy większa ulewa i to zacznie pływać i wyląduje to na drodze , w potokach .

        1. Jeśli „mieszkańcy” konkretnej gminy wiedzą lepiej – i jeśli stać ich na betonową kostkę (która po jakimś czasie zacznie się rozłazić i zapadać) – to wszystkiego najlepszego. Wójt nie powinien im stawać na drodze do szczęścia. Warunek jest jeden: tę wymarzoną/wyśnioną kostkę niech sobie „mieszkańcy” zrobią w całości na własny koszt (nie na koszt reszty podatników).

        2. Szanowny Panie! Proszę mi wytłumaczyć, jak wyglądała „w Polsce” sytuacja opisana prze Pana w zdaniu: „Tylko od razu mieszkańcy mówili do wójta,(…)”. Bo zrozumiałem, że gdy tak mieszkańcy (gdzieś w Polsce) mówili, to od razu ten wójt (tam gdzieś w Polsce) skutecznie reagował na „pogaduchy” mieszkańców. W gminie Bobowa tzw. mieszkańcy, tzn. (na przykład) komentator „wma” albo Maciej Rysiewicz, gdy „coś” mówili do burmistrza Wacława Ligęzy, to burmistrz Wacław Ligęza z definicji „olewał” takie mówienie a nawet oświadczał czasami (wszem i wobec), że takie mówienie, to jest „kłamliwy bełkot”. Jeśli zauważył Pan, że w tzw. Polsce wpływ mieszkańców na działania wójta był większy niż w gminie Bobowa, to proszę o inwentaryzację takich zdarzeń!

          1. Małe sprostowanie. W moim przypadku bobowski „gospodarz” nie użył określenia „kłamliwy bełkot” – oświadczył, że „zakłóciłem zebranie” (wiejskie zebranie).

            Wyglądało to tak: bobowski „gospodarz” (z zawodu weterynarz) przez prawie półtorej godziny opowiadał o swoich „sukcesach”, jednym z tych „sukcesów” miało być to, że na gminnej drodze zerwał istniejącą (asfaltową) nawierzchnię i położył piętnaście centymetrów betonu (który teraz pęka). Ten beton to miała być „nawierzchnia wysokiej klasy”, nawierzchnia ta mała być „odporna na warunki atmosferyczne”. Na uwagę, że w sprawie tego betonu nie podzielam jego entuzjazmu oświadczył, że „zakłóciłem zebranie” – a na dictum, że ta nawierzchnia w niczym nie jest lepsza od dotychczasowej nawierzchni asfaltowej i że nie wytrzyma w całości nawet jednej zimy oświadczył, że on wie lepiej, bo ma „doświadczenie w samorządzie”.

            Ta betonowa droga (za 470 tysięcy złotych, z czego 170 tysięcy bezpośrednio z gminnej kasy) wygląda jak dojazd do obory, nie jak droga publiczna.

          2. Szanowny „wma”, zwracam uwagę, że w sprawie tzw. kłamliwego bełkotu ja napisałem – cytuję: „Wacław Ligęza z definicji „olewał” takie mówienie a nawet oświadczał czasami (wszem i wobec), że takie mówienie, to jest „kłamliwy bełkot”. Proszę zwrócić uwagę na przysłówek „czasami”!

          3. O Matko! Przemku jak widzę ten beton na Klimkówce to aż mi się nożyk w kieszeni otwiera. Co to za moda na betonowanie natury? Kto to wpadł na taki pomysł? Uście czy Ropa?

          4. Nie wiem, kogo Pan pyta: Macieja Rysiewicza, czy mnie. Jeśli mnie, to odpowiem Panu tak:

            A dlaczego miałbym krytykować to „zagospodarowanie” (cokolwiek by to miało znaczyć)? Jak ktoś uwalił tam takiego żelbetowego kloca, to widocznie miał taką potrzebę. Nie można stawać na drodze do czyjegoś szczęścia – tym bardziej, że przy okazji nastąpił prawidłowy przepływ gotówki, tzn. z kieszeni polskiego podatnika na konto niezawodnej (i niezastąpionej) firmy Hażbud.

            Podoba mi się to zdjęcie:

            http://www.ropa.iap.pl/mfiles/1124/32/65/f/Koniec-betonowania.JPG

            Co my tu mamy? A to: kierownik budowy Paweł Makowiec. Ten sam Makowiec, który zamówił prefabrykaty na ścianę oporową przy drodze w Jeżowie:

            https://gorliceiokolice.eu/wp-content/uploads/2018/11/betonbest_wilczyska-zalacznik-nr-2.pdf

            Ten kloc nad jeziorem jest na tyle masywny, że nawet gdyby dzielny pan Makowiec znowu się pomylił co do zbrojenia, to raczej nie zjedzie on do jeziora – tak, jak przystanek w Jeżowie, który zjechał do przydrożnej paryi (co to „paryja” – pytamy pana Ryszarda Kobaki).

      1. Ale te pobocza co wma pokazał, to jestem podniecony… Takie pobocza chciałbym zobaczyć w powiecie gorlickim. Tylko czy są tu firmy, które umieją to wykonywać? Hażbud zna się na takiej robocie?

        1. @Bolek

          Takimi rzeczami Pan się „podnieca”? Bez przesady…

          Co się tyczy firmy H. Fachmani z firmy H. znają się na każdej robocie, zrobią Panu Tiefbau (różne kanalizacje, ściany oporowe, krawężniki, chodniki, żelbetowe „nabrzeża” etc. etc.), Hochbau (różne „galerie”, baseny etc. etc.), zrobią mosty (dla pana starosty) – chłopaki zrobią wszystko!

      2. Taki pomysł : A , jakby położyć asfalt na szerokość 5 m , a 1 m asfaltu oddzielić krawężnikiem dla pieszych ?

        1. No a po co ten krawężnik (zmiana wysokości)? Jak pobocze, po którym mają chodzić piesi, będzie wyżej niż jezdnia, to w zimie będziemy mieli czystą (odśnieżoną) jezdnię, a cały śnieg z jezdni na poboczu (pług śnieżny nie zepchnie tego śniegu do przydrożnego rowu).

          1. Ale co Pan!!! My tu stajemy na głowie jak te pieniądze upchać, a Pan tak beztrosko proponuje rozwiązania co najmniej o połowę tańsze w budowie i kilkakrotnie w utrzymaniu!!! Jak tu żyć???

          2. Jak żyć? A kto powiedział, że będzie łatwo? W życiu od czasu do czasu jest jednak pod górkę – i zawsze znajdzie się jakiś sabotażysta, który wkłada kij w szprychy i sypie piach w tryby (parowozu dziejów).

          3. A tak to wie Pan. Jedna firma odśnieża część jezdną a druga część chodnikową. Potrzebne są dwie wyspecjalizowane jednostki działające w ramach dwóch różnych umów. Recepta na niegospodarność.

          4. Obowiązkiem właściciela posesji jest odśnieżać chodnik przed jego domem .

          5. „Obowiązkiem właściciela posesji jest odśnieżać chodnik przed jego domem” – zgadza się.

            A co wtedy, gdy chodnik ma sto, dwieście, trzysta metrów i na tym odcinku nie ma przy drodze żadnego domu? Kto ma usunąć zwały mokrego śniegu (powyżej kostki albo do pół łydki), wyrzuconego z jezdni na chodnik? Tego śniegu nikt nie usuwa i pieszy ma dwa wyjścia: brnąć z trudem po chodniku – albo zejść na oczyszczoną jezdnię (przez co jego „bezpieczeństwo” na drodze niepomiernie wzrasta, jak powszechnie wiadomo chodniki z betonowej kostki opartej o wysoki krawężnik układane są przez różnych „gospodarzy” dla wygody i „bezpieczeństwa” gminnego ludu!).

          6. Właściciel działki? Teoria, w praktyce to nie działa. Po prostu nie działa. Jeśli przy drodze nie ma jakiegoś domu (z w miarę sprawnym mieszkańcem, który akurat jest na miejscu – a nie na przykład w pracy), to nikt chodnika nie odśnieża (w szczególności nie usuwa zwałów mokrego śniegu wyrzucanego na chodnik przez pług ośnieżający jezdnię).

  4. Może pokaże Pan , jak wyglądają wybudowane chodniki w Niemczech , które tak Pan chwali ? Może Pan da link do google maps , żeby mógł zobaczyć , jak to wygląda ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *