Sylwester Adamczyk i Henryk Szewczyk odsłaniają „Tajemnice sądeckiej bezpieki”

Książka Sylwestra Adamczyka i Henryka Szewczyka „Tajemnice sądeckiej bezpieki” trafiła do księgarń pod koniec 2020 roku a więc aż 30 lat po ostatecznym rozformowaniu owianej ponurą sławą Służby Bezpieczeństwa. Na przestrzeni tych 30 lat, głównie młode pokolenia Polaków zdążyły już zapomnieć, a może nawet w ogóle nie zauważyć, historii „organu bezpieczeństwa państwa”, który działał w tzw. Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w latach 1956-1990. Następczyni PRL-u, tj. III RP, zadała sobie bowiem bardzo dużo trudu, żeby rozmyć a nawet zamieść pod dywan tragiczne dla Polaków w skutkach dokonania tej przestępczej organizacji o charakterze zbrojnym i mafijnym, której jedynym celem było zniewolenie i sterroryzowanie społeczeństwa polskiego. W tym celu Służba Bezpieczeństwa nie wahała się podejmować najbardziej nikczemnych i zbrodniczych działań. A potem włos z głowy zdrajcom i mordercom z SB nigdy nie spadł! W ten sposób w zapomnienie odchodzą fakty, że jeszcze w 1989 roku ta służba specjalna Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zatrudniała prawie 25 tys. funkcjonariuszy, którzy nadzorowali blisko 100 tys. tajnych współpracowników (TW) w Polsce. Warto sobie uświadomić, że na jednego funkcjonariusza SB przypadało statystycznie 1564 obywateli a tajni współpracownicy stanowili ok. 0,2 proc. ogółu społeczeństwa PRL! Tak, tak, drogi Czytelniku, byliśmy, jako społeczeństwo, cały czas inwigilowani – nie tylko na co dzień i od święta, ale także w domu i w pracy.

„Tajemnice sądeckiej bezpieki”, książka autorstwa Sylwestra Adamczyka, sądeckiego fotografika i wydawcy i Henryka Szewczyka, zmarłego w 2017 roku dziennikarza i wybitnego działacza opozycji antykomunistycznej na Sądecczyźnie, trafia do Czytelników jakby w ostatniej chwili. Wszak ciągle żyje jeszcze wielu świadków i bohaterów tamtych wydarzeń. Wszyscy dostaliśmy od Autorów szansę, żeby nie tylko przypomnieć sobie minione czasy, ale także przejrzeć się w jakże krzywych lustrach tamtych dni. Z tego punktu widzenia „Tajemnice sądeckiej bezpieki” (tom 1) mają walor nie tylko dokumentu historycznego, ale przede wszystkim stanowią ciągle żywe i aktualne didaskalia do dziejącej się na naszych oczach historii Sądecczyzny. Wystarczy tylko wymienić nazwiska, opisanych w książce przez Adamczyka i Szewczyka, na podstawie akt zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej, 10 osób zarejestrowanych przez SB jako tajni współpracownicy SB: Anna Lipińska-Zwolińska, Jerzy Wideł, Adam Sobczyk, Mariusz Darlecki, Marek Wystarczyk, Benedykt Kafel, Marek Eilmes, Franciszek Palka,  Jacek Zaremba, Ryszard Florek, żeby uświadomić sobie zakres inwigilacji, której Sądeczanie poddani zostali w PRL-u przez SB. Wróg czaił się wszędzie a najczęściej ukryty był za „przyjaznym” obliczem koleżanki i kolegi z pracy, urzędnika w biurze, także współpracownika z NSZZ „Solidarność” czy towarzysza przypadkowego, okolicznościowego spotkania.

Jak stwierdza Sylwester Adamczyk we wstępie do książki i powtarza w wywiadzie, którego udzielił red. Jagience Michalik z „Sądeczanina” – zob. Wywiad Sądeczanin październik002: „Służba Bezpieczeństwa starała się ogarnąć swoimi działaniami i inwigilacją jak najszerszy obraz peerelowskiej rzeczywistości. Podobnie jak w Nowym Sączu, było w całej Polsce. Nie było dla SB informacji błahych, nieważnych. Z tych często z pozoru drobnych szczegółów, spływających z różnych środowisk, resortowi analitycy tworzyli całość, będącą podstawą do kontroli społeczeństwa, rozpracowywania i prześladowania niewygodnych dla PRL osób i środowisk”.

Książka Adamczyka i Szewczyka nie ogranicza się tylko do relacji z werbunku osób, na których SB zagięła parol i z opisu donosów składanych przez osoby zarejestrowane jako TW. Prawdziwie sensacyjny obraz szkicują Autorzy w tej  części książki, która dotyczy środowiska funkcjonariuszy sądeckiej SB. Padają dziesiątki nazwisk w tym tzw. oficerów prowadzących osób zarejestrowanych w aktach IPN jako TW: Bogdana Kasprzyka, Zbigniewa Kucharza, Zygmunta Sokoła, Adama Kuny, Stefana Sławeckiego, Stanisława Dudzika, Zygmunta Winiarczyka, Edwarda Bilika, Franciszka Kubuszka, Jerzego Woźniaka, Krzysztofa Trenzingera, Andrzeja Szczepańskiego, Andrzeja Chmielowskiego, Krzysztofa Pychy, Janusza Włodarczyka. Biografie esbeków, nawet jeśli fragmentaryczne,  uwiecznione przez Adamczyka i Szewczyka, nadały książce „Tajemnice sądeckiej bezpieki” ponadregionalnego charakteru. Podniosły rangę książki na poziom ogólnopolski. Mechanizmy operacyjnego działania SB były wszędzie podobne i Czytelnik „Tajemnic sądeckiej bezpieki” dostaje przy okazji,  pod lupą, obserwowanej przez Adamczyka i Szewczyka Sądecczyzny, kompletne instrumentarium do zrozumienia „fenomenu” Służby Bezpieczeństwa jako zbrojnego ramienia PZPR.  Chapeau bas!

Pajęczynę utkaną przez SB Autorzy „Tajemnic sądeckiej bezpieki” sfotografowali z chłodnym dystansem, który trzeba docenić. Na pewno pomogły dziesiątki lat, które minęły od tamtych mrocznych wydarzeń. Jerzy Giza, honorowy obywatel Nowego Sącza, w posłowiu do książki Sylwestra Adamczyka i Henryka Szewczyka tak napisał:

„Nikt za nikogo życia nie przeżyje i dlatego sam przed sobą oraz Bogiem, jeśli wierzy, powinien się z niego rozliczyć, bo każdy najlepiej wie, co robił. Autorzy tej książki – ważnej dla sądeckiej historiografii i biografistyki – nie stroją się w szaty sędziów, a jedynie – jako obiektywni kronikarze – zatrzymują sprawy i ludzi w kadrach minionej historii…”.

Cóż można dodać więcej – dzisiaj, u progu 2021 roku, gdy już wiadomo, że „czynniki polityczne” i wymiar (nie)sprawiedliwości III RP nigdy nie zamierzał rozliczyć zbrodni i przestępstw SB i ich TW przeciwko narodowi polskiemu. Sprawa jest zamknięta a konsekwencje tego faktu dla  Polski dramatyczne. To jest jednak temat na inne opowiadanie!

Sylwester Adamczyk zapowiada 2 tom „Tajemnic sądeckiej bezpieki”. Nie ukrywam, że czekam na realizacje tych zapowiedzi z wielką niecierpliwością.

Ps. Media sądeckie nie zainteresowały się książką Adamczyka i Szewczyka w jakiś szczególny sposób. Na przykład „Dobry Tygodnik Sądecki” Wojciecha Molendowicza w ogóle przemilczał „Tajemnice sądeckiej bezpieki”. Natomiast wywiady z Sylwestrem Adamczykiem ukazały się na łamach „Sądeczanina” zob. Wywiad Sądeczanin październik002 i „Gazety Krakowskiej – zob. https://gazetakrakowska.pl/nowy-sacz-sylwester-adamczyk-rozwiewa-mity-na-temat-sadeckiej-bezpieki-nie-bylo-blahych-donosow/ar/c1-15283998.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o starciach polemicznych, do których doszło na kanwie książki Adamczyka i Szewczyka na łamach „Sądeczanina”. Przed przystąpieniem do pisania niniejszej recenzji z artykułu zob. https://sadeczanin.info/rozmowy-sadeczanina/burza-po-tekscie-miesiecznika-sadeczanin-idzie-o-tajemnice-sadeckiej-bezpieki, dowiedziałem się, że uzupełnieniem wywiadu, którego „Sądeczaninowi” udzielił Sylwester Adamczyk, był „dwugłos spierających się o publikację lokalnych historyków Tomasza Podgórskiego i Jakuba Bulzaka”. I dalej redakcja informowała w powyżej podlinkowanym artykule: „To dwie skrajnie różne recenzje, w których aż  kipi od emocji”. Zaintrygowany dotarłem do ww. publikacji, które niniejszym udostępniam Czytelnikom mojego portalu – zob. Sądeczanin październik. To nie był jednak koniec sporów medialnych dotyczących (jak się okazało) nie tylko „Tajemnic sądeckiej bezpieki”. Bo już w listopadzie 2020 roku na łamach miesięcznika „Sądeczanin” ukazała się obszerna polemikę z recenzją Jakuba Bulzaka autorstwa wspomnianego już wcześniej Jerzego Gizy – zob. Prawda czasu001. Jak widać Giza wziął w obronę publikację Adamczyka i Szewczyka, poddając krytyce recenzję Bulzaka opublikowaną w „Sądeczaninie” w październiku 2020 roku.

Recenzja Jakuba Bulzaka wzburzyła także krew w żyłach Sylwestrowi Adamczykowi, bo wysłał do redakcji „Sądeczanina” mocną ripostę Jakubowi Bulzakowi zatytułowaną „Recenzencki paszkwil, czyli prywatne odgrywki Jakuba Marcina Bulzaka” – zob. Recenzencki paszkwil czyli prywatne odgrywki Jakuba Marcina Bulzaka – po korekcie. I nie byłoby w tym polemicznym starciu na linii Bulzak – Adamczyk nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że redakcja „Sądeczanina” nie opublikowała do dzisiaj artykułu Sylwestra Adamczyka pt. „Recenzencki paszkwil, czyli prywatne odgrywki Jakuba Marcina Bulzaka”. Szkoda, że „Sądeczanin”, którego przecież wieloletnim redaktorem naczelnym był śp. Henryk Szewczyk, współautor „Tajemnic sądeckiej bezpieki”, tak bezceremonialnie wystąpił przeciwko uniwersalnym wartościom kodeksu etyki dziennikarskiej!

A teraz Czytelnicy mojego portalu, całkowicie przypadkowo, jako pierwsi mają możliwość zapoznać się z pełną dokumentacją dotyczącą burzy medialnej z „Tajemnicami sądeckiej bezpieki” w tle.

Od redakcji! Na zdjęciu tytułowym Sylwester Adamczyk (po lewej) – foto: Jakub Adamczyk i Henryk Szewczyk (po prawej) – foto: Sylwester Adamczyk.

Książkę Sylwestra Adamczyka i Henryka Szewczyka pt. „Tajemnice sądeckiej bezpieki”, wydaną przez Wydawnictwo „W SĄCZU” w 2020 roku, można kupić wysyłkowo przez konto na Allegro – WSączu, a także w księgarni wysyłkowej http://gadowskiksiegarnia.pl/ i w księgarniach: Wydawnictwa BIBLOS w Nowym Sączu, Tarnowie i Krynicy, „Alfabet” w Nowym Sączu – ul. Jagiellońska 5, „Astex” w Nowym Sączu – Aleje Wolności 37 i „Janko” w Starym Sączu – Rynek 12.

(Odwiedzono 577 razy, 48 wizyt dzisiaj)

11 przemyśleń na temat "Sylwester Adamczyk i Henryk Szewczyk odsłaniają „Tajemnice sądeckiej bezpieki”"

  1. Taka gmina, to nie gmina. Napiszcie skargę do premiera i niech działają. Niech nawet ustawę przygotowują do zalegalizowania tej drogi, jeśli nie będą widzieć innych możliwości.

  2. Przeczytałem książkę i nie zrobiła na mnie wrażenia. Oczekiwałem po niej czegoś więcej niż donosów o złym gospodarowaniu materiałami w zakładzie produkującym wagony, czy wizytach zagranicznych turystów u gościa malującego obrazy w celu zakupu tychże. Myślałem, że sprawa Florka będzie cięższego kalibru, a okazuje się, że facet robił bezpiekę w konia od początku, a oni głupcy nic o tym nie wiedzieli. Również sama bezpieka okazała się jakimś przedszkolem – jak ktoś nie chciał ciągnąć współpracy, to go wykreślali i tyle (?). To ma być ten straszny aparat bezpieczeństwa prześladujący Polaków przez pół wieku? Po lekturze odniosłem wrażenie, że albo poważne sprawy z akt zostały dawno usunięte i to raz na zawsze, albo tutaj po prostu nic się ciekawego nie działo. Wiadomo, że kupując książkę nie oczekiwałem po niej polskiego Archipelagu Gułag, ale mimo wszystko trochę się zawiodłem.

    1. „Oponka”
      Nie chcę nikogo urazić, ale takie rzeczy mogła napisać osoba bardzo młoda, odporna na poznawanie niezbyt odległej historii! To jeszcze można nadrobić! Gorzej jak pisze to ktoś z tamtej strony barykady, na to antidotum niestety nie ma…

      !

    2. „Oponka”
      Nie chcę nikogo urazić, ale takie rzeczy mogła napisać osoba bardzo młoda, odporna na poznawanie niezbyt odległej historii! To jeszcze można nadrobić! Gorzej jak pisze to ktoś z tamtej strony barykady, na to antidotum niestety nie ma…!

    3. Panie O., jeśli Pan jest rozczarowany „bezpieką” sądecką, może Pan spróbuje „bezpieki” krakowskiej:

      https://ruj.uj.edu.pl/xmlui/bitstream/handle/item/25195/franaszek_jagiellonczyk_dzialania_sluzby_bezpieczenstwa_wobec_uniwersytetu_jagiellonskiego_2012.pdf?sequence=1&isAllowed=y

      Jeśli i ta nie spełni Pańskich oczekiwań daj Pan znać (nie zapomnij Pan przy tym, że ten pdf traktuje tylko o latach osiemdziesiątych – a nie np. o czterdziestych, czy pięćdziesiątych.).

  3. Panie Piotrze dzięki za komplement, jednak bardzo młody byłem już dość dawno. Nie wiem co w mojej wypowiedzi spowodowało, że o mały włos a chciałby Pan już mnie urazić (nie chcę nikogo urazić, ale…). Z którą częścią mojej opinii się Pan nie zgadza? Czy któraś z opisywanych w książce spraw sprawiła, że powiedział Pan „wooow ale jaja, coś takiego na naszym podwórku, skandal, jak oni mogli”? Ja przy żadnym z wątków/bohaterów takiego wrażenia nie odniosłem, wręcz przeciwnie. A funkcjonariusze SB sprawiają wrażenie dużych dzieci – nie dość, że dają się wodzić za nos, to jeszcze jak TW się obrazi i przestanie przychodzić na umówione spotkania, to akta zamykają z adnotacją „nie chce już współpracować”. Nie uważa Pan, że to jest zbyt proste? A może Pan książki nie czytał?

    1. Panie Oponka! Już ten mój zwrot do Pana brzmi groteskowo-trudno sam się Pan tak nazwał. W rzeczy samej trafił Pan w dziesiątkę, bo książki jeszcze nie czytałem, ale postaram się ten brak uzupełnić. Problem tkwi w tym, że gdyby nawet w książce przedstawiony był taki obraz SB jaki Pan przedstawia, to byłby to obraz głęboko zafałszowany! Jako osoba pamiętająca te czasy powinien Pan o tym doskonale wiedzieć i wytykać ewentualne błędy „warsztatu”! Z wniosków jakie Pan wyciąga wyłania się wizerunek bezpieki jako fajtłapów działających z przypadku i dla zabicia czasu! Fakty są takie, że działalność tej organizacji z obcego nadania, kosztowała wiele istnień ludzkich! Smaczku sprawie dodaje fakt, że te struktury tejże po wielokrotnym przepoczwarzeniu mają przemożny wpływ na rodzimy bantustan…! Jeżeli w tych kilku zdaniach jest jakiś fałsz zamieniam się w karnego ucznia!

      1. Panie Piotrze, ja nie neguję zbrodniczej działalności SB. Po prostu po lekturze tej książki odniosłem właśnie takie wrażenie o, jak Pan to napisał, fajtłapach z sądeckiej bezpieki i wyraziłem to w komentarzu. Równocześnie nie uważam książki za beznadziejną, ponieważ jednak opisuje kawałek historii naszego regionu.

  4. Trudno jest odpowiadać osobie anonimowej, która podpisuje się na dodatek dość infantylnym pseudonimem „Oponka”. Mimo to, jako współautor i wydawca „Tajemnic sądeckiej bezpieki” wyjaśnię Panu (Pani?) kilka kwestii. Po pierwsze: jeśli oczekuje Pan w książkach o SB sensacji, romansów, pościgów samochodowych i strzelaniny na ulicach to tego nie znajdzie Pan w żadnej publikacji na ten temat, bo tak bezpieka nie pracowała. Być może gdzieś kiedyś zdarzyły się takie epizody, ale były to tylko epizody. Codzienna praca SB to nie film sensacyjny czy szpiegowski. To m.in. chcieliśmy pokazać w naszej książce z nieżyjącym już niestety Henrykiem Szewczykiem. Praca esbeków, zwłaszcza w takich ośrodkach jak Nowy Sącz, to codzienne zbieraniu informacji z wielu środowisk, analizie i płynących z niej wniosków. To uzyskana i opracowana informacja, przekazywana później na różne szczeble peerelowskiej władzy, decydowała o ludzkich losach, dramatach a często i śmierci. Dla SB nie było informacji nieważnych! Po drugie: bezpieka była organizacją zbrodniczą i mordowała i o tym nie możemy zapominać. Do 1956 roku mordowali bez opamiętania, po 1956 robili to bardziej skrycie, ale mordowali dalej, zaś w latach stanu wojennego i do końca 1989 roku zginęło z ich rąk ok. 100 osób, mi.n ksiądz Jerzy Popiełuszko. Wiele z tych śmierci pozostaje niewyjaśnionych po dzień dzisiejszy, w tym zabójstwo Zbigniewa Szkarłata, sądeckiego działacza „Solidarności”. Po trzecie: historia Ryszarda Florka może się wydawać tylko na pozór nieistotna, zwłaszcza jeśli przeczyta się rozdział jemu poświęcony tylko w poszukiwaniu taniej sensacji i czytelnik nie zada sobie choćby odrobiny trudu kojarzenie przedstawionych w tekście faktów.

    1. Nie, nie oczekuję po książce o SB „sensacji, romansów, pościgów samochodowych i strzelaniny na ulicach”. Nigdzie tego nie napisałem, natomiast stwierdziłem m.in., że po lekturze odniosłem wrażenie, iż poważne sprawy zostały skutecznie usunięte z archiwów lub poważne rzeczy działy się w wielkich miastach takich jak Warszawa i Kraków. I nie rozumiem czemu trudniej jest odpowiedzieć „Oponce” niż Janowi Kowalskiemu? Akurat takiego nicka używam na tym portalu i nie chcę go zmieniać na inny do każdego artykułu, a prawdziwych imion i nazwisk nikt tutaj poza redaktorem i Panem nie używa z różnych powodów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *