
W ostatnich tygodniach wielokrotnie zwracałem się do burmistrza Wacława Ligęzy, żeby wszystkie pisma, kierowane do mojej redakcji, podpisywał osobiście. Mój wniosek miał głębokie uzasadnienie. Wielokrotnie bowiem okazywało się, że dokumenty przesyłane przez UM w Bobowej, a podpisywane przez bobowskich pracowników samorządowych (z up. Burmistrza Bobowej), były wszechstronnie zakłamane, na przykład nie zawierały dostępu do informacji publicznej, o którą wnioskowałem (zob. materiały prasowe na temat GZGK Sp. z o.o.: https://gorliceiokolice.eu/2019/02/wielowatkowa-afera-w-gminnym-zakladzie-gospodarki-komunalnej-sp-z-o-o-gminy-bobowa-niegospodarnosc-dzialanie-na-szkode-srodowiska-naturalnego-blokowanie-dostepu-do-informacji-publicznej-urzedowe/) albo zawierały niepoważne „zaproszenie” do gry w „chowanego” i w „ciuciubabkę” w wykonaniu urzędnik Marii Gucwy-Barylak, zob. https://gorliceiokolice.eu/2019/04/lepka-bieznia-w-remoncie-albo-o-niedostepie-do-informacji-publicznej/ lub https://gorliceiokolice.eu/2019/04/dyrektor-szkoly-barbara-wlodarz-naprawila-plot-w-wilczyskach/.
Czarę goryczy przelało bezwstydne kłamstwo, które zaserwowała mnie i Czytelnikom „Gorlic i Okolic” sekretarz UM w Bobowej Zdzisława Iwaniec w piśmie z 30 stycznia 2019 r., zob.: https://gorliceiokolice.eu/wp-content/uploads/2019/03/odpowiedz-2.pdf, w sprawie strażackiego MAN-a, który zdaniem sekretarz Zdzisławy Iwaniec 17 stycznia 2019 roku „ugrzązł w śniegu na poboczu drogi”.
Jak widzisz, szanowny Czytelniku, miałem prawo utracić nie tylko jakiekolwiek zaufanie do urzędników UM w Bobowej, ale także zwykły, po ludzku rozumiany, szacunek. I właśnie dlatego niezmiennie, od jakiegoś czasu, a przy każdej nadarzającej się okazji, występuję do burmistrza Wacława Ligęzy, żeby nie wysługiwał się skompromitowanymi bobowskim pracownikami samorządowymi i przynajmniej w korespondencji, kierowanej przecież głównie do Czytelników portalu „Gorlice i Okolice”, składał pod dokumentami własnoręczny podpis.
Niestety! Burmistrz Wacław Ligęza pozostaje nieugięty. Co nie znaczy, że nie próbuje tłumaczyć się ze swojego aroganckiego zachowania. Napisałem aroganckiego, bo inny włodarz na jego miejscu na tak uprzejmą prośbę, a na dodatek tylko z tego powodu, że listy były adresowane wyłącznie do niego, złożyłby, odpowiadając na wniosek, swój własnoręczny podpis pod dokumentem. Tak jest bowiem przyjęte w normalnym a dobrze wychowanym społeczeństwie. Burmistrz Wacław Ligęza „olewa” jednak zasady dobrego wychowania i bezczelnie upoważnia, do cna skompromitowaną „strażackim kłamstwem”, sekretarz Zdzisławę Iwaniec do sygnowania takiego oto wytłumaczenia w sprawie braku podpisów burmistrza Wacława Ligęzy pod dokumentami kierowanymi do redakcji „Gorlic i Okolic”:
Czyli dalej bawimy się w „chowanego” i w „ciuciubabkę”!
Albo… gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu!
Wygląda na to, że burmistrz Wacław Ligęza woli zostawić sobie furtkę, żeby na wypadek kłopotów, zawsze móc powiedzieć: – To nie ja, to urzędnicy: Smoła, Gucwa-Barylak, Falisz, Wrona są za wszystko odpowiedzialni!
Nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. A może prokuratorzy Tadeusz Cebo i Robert Potrzeszcz zmienią kiedyś zdanie i zwiną parasol ochronny nad Gminą Bobowa?
PS Aaa… i jeszcze jedno. Nigdy nie zarzucałem burmistrzowi Wacławowi Ligęzie, że nie podpisując jakichś dokumentów łamie prawo. Burmistrz może całkiem legalnie wysługiwać się pracownikami samorządowymi w tym dziele i upoważniać ich do podpisywania korespondencji. Nadal jednak uważam, że na listy skierowane personalnie do burmistrza Wacława Ligęzy, zwłaszcza od redaktora naczelnego lokalnej gazety i kolegi z jednej wioski, „pan burmistrz” mógłby osobiście odpowiedzieć. I tyle! Ukrywając się w „mysiej dziurze”, „pan burmistrz” naraża się tylko na śmieszność. Tu nie chodzi o prawo administracyjne, ale o coś dużo ważniejszego. O autorytet, nie tylko samorządowy. Tylko coś mi się wydaje, że „pan burmistrz” w ogóle tego nie rozumie!
Od redakcji! Zdjęcie tytułowe zostało zacytowane ze strony, zob.: https://kruczek.pl/wlasnoreczny-podpis-a-skan-podpisu/.