
Bolesław Wieniawa-Długoszowski, adiutant Marszałka Józefa Piłsudskiego, wychowany w Bobowej, „był jedną z najbarwniejszych postaci elit przedwojennej Polski. „Chyba o żadnym polityku okresu międzywojennego nie krążyło tyle anegdot, co o Wieniawie” – pisał między innymi Sławomir Koper, podkreślając, że nazywany „Pięknym Bolkiem” Wieniawa-Długoszowski znał sześć nowożytnych i dwa starożytne języki obce (łacinę i grekę) oraz uchodził za najbardziej honorową osobę w Wojsku Polskim”.
[Źródło: https://niezalezna.pl/246795-wieniawa-film-o-bliskim-przyjacielu-marszalka-w-tvp1]
Dzisiaj film dokumentalny o człowieku, który przez jeden dzień był Prezydentem RP!
Zdjęcie tytułowe zacytowane ze strony, zob. https://tygodnik.tvp.pl/34761358/chocby-z-diablem-byle-do-wolnej-polski-legenda-pierwszego-ulana-ii-rp.
Szanowny Panie Redaktorze.
Dzięki Panu za zamieszczenie wiadomości dot.filmu o Bolesławie Wieniawie-Długoszewskim.
Dzięki temu filmowi miałem okazję bliżej poznać postać Naszego Bobowiaka.
Szkoda że ten film został pokazany w póżnych godzinach nocnych…bo na pewno więcej ludzi naszej gminy poznało by adiutanta J.Piłsudskiego ..
Jestem przekonany że większość mieszkańców naszej gminy nie wie kto to był Bolesław Wieniawa Długoszewski ?
I jakoś się nie dba o to byśmy My lepiej poznali życiorys Tak znanego człowieka,promującego naszą miejscowość.
Jestem przekonany, że obecna władza gminna zrobi wszystko aby zdobyć ten film w wersji komputerowej.czy na płytkach,i udostępnić mieszkańcom,młodzieży w szkole…
Jakieś 25 lat temu gościłem GOŚCIA z śląska z okolic Imielina,który mnie osobiście zawstydził,bo wiedział więcej na tema życia Bolesława Wieniawy-Długoszewskiego niż ja mieszkaniec Bobowej..
I od tego czasu zainteresuje się Tą postacią…choć nie wiele materiałów można zdobyć na terenie naszej gminy.
Liczę ,że obecna Pani Małgorzata Molendowicz-Przewodnicząca Rady Gminy i Nauczyciel -Polonista,będzie lepiej dbać o pamięć TAKIEGO CZŁOWIEKA jak Bolesław Wieniawa-Długoszewski.
Szanowny Panie! Przyzna Pan, że film był bardzo interesujący, chociaż stronniczy. Na przykład bardzo „gładko” opowiedziano o udziale Wieniawy w zamachu majowym, a na ulicach zostało 400 trupów!… czyli bohater bez skazy czy ze skazą? Podobno autor dokumentu jest jakoś spokrewniony z Wieniawą. To wiele tłumaczy. Zadano sobie także dużo trudu w realizacji tej produkcji: plenery, grupy rekonstrukcyjne, rekwizyty etc. Cieszę się, że moja strona przydaje się także do popularyzacji takich wydarzeń.
Proszę zwrócić uwagę, że nigdzie, poza moim portalem, nie poinformowano o emisji tego filmu. To daje do myślenia. A przecież ekipa filmowa była w Bobowej i migawki sprzed dworu Długoszowskich pojawiły się w filmie. Wygląda na to, że burmistrz Wacław Ligęza zapomniał, że filmowcy nas odwiedzili…
P.Redaktorze.
To że burmistrz Wacław L.nie promował,nie poinformował mieszkańców o filmie to dla mnie NORMALKA…Przecież nic nie wspomniano w filmie o obecnym burmistrzu,nie pokazano burmistrza.
Błąd ekipy filmowej, że nie pokazano WIELCE PANUJĄCEGO WACŁAWA L.
Czy nie można było rozlepić jakieś ulotki,informacje o filmie ?
Burmistrzu WSTYD !
Anegdotka na temat „Bolka” (źródło: Franciszek Skibiński, Ułańska młodość, Wydawnictwo MON, Warszawa 1988, str. 276-279)
Gdzieś w kwietniu zostałem uprzedzony, że w lipcu pojadę do Włoch na praktykę w dywizji zmechanizowanej. Zaraz kupiłem samouczek Le mille parolindi Italiano i zacząłem się uczyć. Szło mi o tyle łatwo, że miałem podkład łaciński i francuski. W podróży – i w dywizji włoskiej – porozumiewałem się już zupełnie nieźle.
Rzeczywiście, w pierwszych dniach lipca 1938 roku dostałem paszport, liry i co tam potrzeba. Zapakowałem sporą walizę, bo to dwa mundury, buty na prawidłach itd. – i pojechałem. (…) Pierwszym etapem była Warszawa. W domu rodziców zastałem tylko ojca, który – kładąc pasjansa – powiedział:
– Jedziesz do Rzymu? To kłaniaj się ode mnie Bolkowi.
– Jakiemu Bolkowi?
– No, Wieniawie. Jest tam przecież ambasadorem.
– Skąd ojciec do Wieniawy „Bolek”?
– Bo to mój cioteczny brat.
– Dlaczego mi ojciec nigdy tego nie powiedział?
– Przecie nigdy o to nie pytałeś.
Jak widać mój ojciec był równie małomówny jak matka Anielki ze Słówek Boya.
Przesiadałem się w Wiedniu, gdzie od pociągu do pociągu miałem kilka godzin. Oddałem bagaż do przechowalni, wziąłem taksówkę i objechałem miasto tak dalece, że zobaczyłem (z zewnątrz) nie tylko Burg i Prater, ale i rozkraczonych wartowników niemieckich przed pałacem prezydenta. Było już po anschlussie [tak w oryginale; słownik ortograficzny zaleca pisownię „Anschlussie”, albo „anszlussie” – wma].
Z tej samej beczki: z okien wagonu oglądałem niemiecką dywizję zmotoryzowaną, maszerującą na kołach równolegle do toru kolejowego. Porządnie wzbałuszałem oczy na to wojsko.
Przyjechałem do Rzymu i zatrzymałem się w hotelu Ambasciadori. (…) Ogoliłem się, wykąpałem, zjadłem śniadanie, ubrałem mundur, sznury, odznaczenia, szablę i wyszedłem na ulicę. Przedtem kupiłem plan miasta u portiera, który na mój (…) widok zawołał:
– Come é bello il maggiore Polacco!
Przestudiowałem na planie drogę do ambasady i poszedłem piechotą, żeby się rozruszać po podróży (…).
Bez trudu znalazłem ambasadę na Bodgha Osciure i zgodnie z regulaminem zameldowałem się u attaché miltaire, którym okazał się nasz stary znajomy, płk dypl. Marian Romeyko. Załatwił formalności i powiedział:
– Zaprowadzę pana do ambasadora. Ucieszy się, jak zobaczy kawalerzystę.
Poszliśmy do Wieniawy, strzeliłem ostrogami i zameldowałem:
– Panie generale, czternastego pułku ułanów jazłowieckich major Skibiński melduje się na staż we włoskiej dywizji szybkiej. (…)
– Witam serdecznie pana majora – uścisnął mi dłoń Wieniawa – jak przeszła podróż?
– Dziękuję, panie generale, i dodatkowo melduję, że jestem bratankiem pana generała.
– To pan jest synem Władka?
– Tak jest, panie generale.
Wieniawa odwrócił się do szafy, wyjął dwa kieliszki, butelkę wina, nalał i powiedział:
– Mój drogi, jeżeli masz mówić do mnie „wuju”, to lepiej mów od razu „Bolek”.
Wypiliśmy, pocałowali się, zamienili parę słów i to było moje ostatnie w życiu spotkanie z „Bolkiem”.
Cztery lata później Wieniawa dokonał żywota na nowojorskim bruku, Franciszek Skibiński do trzech wojen, w których czynnie uczestniczył dołożył całą czwartą (drugą światową) i – pomimo kilku lat w więzieniu w latach 50. i wyroku śmierci – dożył w dobrym zdrowiu późnej starości.
W tekście jest (moja) literówka, zamiast „Porządnie wzbałuszałem oczy na to wojsko” ma być oczywiście „wybałuszałem”.
Szanowny „wma”! Czy ma Pan wersję elektroniczną ww. książki”?
Nie, nie mam. Tekst przepisałem z książki, którą mam w mojej bibliotece. Książki tej nie kupiłem ze względu na Wieniawę, tylko na osobę autora. Mam też „Pierwszą Pancerną” tegoż autora (wydanie z 1970 roku) oraz kilkanaście innych związanych z tą tematyką – w tym klasyk, czyli „Od podwody do czołga” Stanisława Maczka.
W tekście, który pracowicie wystukałem na klawiaturze komputera są jeszcze dwie literówki, zamiast
Bez trudu znalazłem ambasadę na Bodgha Osciure i zgodnie z regulaminem zameldowałem się u attaché miltaire, którym …
ma być oczywiście
Bez trudu znalazłem ambasadę na Bodegha Osciure i zgodnie z regulaminem zameldowałem się u attaché militaire, którym …
Co się tyczy Wieniawy. Zastanawiałem się, czy nie napisać paru zdań na ten temat (w kontekście tego, co czyni „bobowski gospodarz”) – ale może lepiej nie.
A może jednak? To w sprawie opinii o Wieniawie.
Co tu można napisać? Wieniawa – jaki był – każdy widzi (tzn. każdy może sobie sprawdzić). Tak długo, jak mówimy o faktach – wszystko jest w porządku. Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy produkować legendy – nieświadomie lub z premedytacją.
W tym miejscu wracamy do bobowskiego „dobrego gospodarza”.
Krótko przed ostatnimi wyborami pofatygowałem się na tzw. zebranie wiejskie, to zebranie było częścią przedwyborczego tournée, jakie po okolicznych wsiach (i przysiółkach) odbył bobowski „dobry gospodarz”. Trwało trochę ponad 2 godziny, większość tego czasu wypełniły przechwałki wygłaszane z wielką pewnością siebie przez „dobrego gospodarza”. Frekwencja była marna, praktycznie wszyscy zebrani to były osoby powiązane na różne sposoby z „gospodarzem” (rodzinnie, towarzysko, służbowo, urzędowo etc.). Bobowski krasomówca wspomniał z pewnym momencie o Wieniawie, nazwał go „wybitym żołnierzem” i zapowiedział jakieś eventy na tę okoliczność.
Bobowski „dobry gospodarz” przybrał sobie do głowy, że na osobie Wieniawy wypromuje Bobową (czytaj: samego siebie). Bobowski „dobry gospodarz” traktuje Wieniawę instrumentalnie, przez długie lata nie interesował się tą osobą (ani dworem Długoszowskich) – a teraz taka erupcja ochów i achów. Problem w tym, że Wieniawa nie bardzo nadaje się na bohatera, a brak umiaru w jego wychwalaniu (brak umiaru jest typowy dla wszystkiego, co czyni „dobry gospodarz”) przynosi skutek odwrotny od zamierzonego.
Wbrew temu, co bredzi bobowski „dobry gospodarz” Wieniawa nie był „wybitnym żołnierzem”. Różne rzeczy można o Wieniawie powiedzieć (że był adiutantem, poliglotą, poetą, lekarzem, duszą towarzystwa, że miał mocną – albo, jak kto woli – słabą głowę etc.) ale nie to, że był „wybitnym żołnierzem”. Jeśli Wieniawa był „wybitnym żołnierzem”, to kim był gen. Stanisław Maczek – albo gen. Franciszek Kleeberg?
„wma”
Jedno jest pewne,że Wieniawa był lepszym żołnierzem niż WIELCE PANUJĄCY WACŁAW..
Bo Wieniawa był żołnierzem ….generałem…itd…
A nasz WIELCE PANUJĄCY Wacław,nie był żołnierzem….
Wojsko odrabiał w Gorlickim szpitalu….
Ale dowodzi wojskiem, jakim są Straże ochotnicze …
Jaki wódz, takie straże…?