Burmistrz Wacław Ligęza ukrywał przede mną wiele dokumentów urzędowych. I żeby nie być gołosłownym, bo sędzia Sądu Rejonowego w Gorlicach Bogusław Gawlik tylko czeka na taką gołosłowność, przypomnę, że dopiero z drugiej ręki otrzymałem niektóre badania skażonej bakteriami coli wody ze studni w Jankowej, którą to wodą, „opijano” rodzinę Gawlików bez jej wiedzy i zgody, narażając na utratę zdrowia a nawet życia.
Z drugiej ręki dotarła do mnie także pewna notatka (oświadczenie) wystawiona przez pewnego przedsiębiorcę Gerarda S., który za grube miliony złotych sprzedał Gminie Bobowa, jako pełnomocnik własnej córki, dwór Długoszowskich (to też była bardzo ciekawa operacja). Burmistrz Wacław Ligęza, jak podejrzewam, ukrywał ten dokument przede mną, bo słusznie uważał, że nie posiada on żadnej urzędowej autoryzacji przyjęcia na tzw. dziennik podawczy, a więc był na wskroś podejrzany i w żadnym normalnym kraju nie mógłby być uznany za autentyczny, tj. sporządzony w dacie, która na nim widniała. Pierwszy z brzegu urzędas bez żadnego doświadczenia, nie wspominając o szefie Regionalnej Izby Obrachunkowej, musiałby uznać taki dokument za, co najmniej, antydatowany i odrzucić jako dowód w sprawie oraz wezwać prokuratora. Żyjemy jednak tylko w państwie teoretycznym, jak stwierdził były minister Bartłomiej Sienkiewicz, zajadając się ośmiorniczkami, to kogo obchodziłyby takie szczegóły jak antydatowanie dokumentów!?
Burmistrz Wacław Ligęza upoważniał także urzędników UM w Bobowej do naliczania drakońskich opłat za dostęp do informacji publicznej, co w oczywisty sposób stanowiło zaporę nie do przebycia, tzn. do otrzymania dostępu do informacji publicznej. Metod ukrywania tego dostępu było zresztą znacznie więcej. Niektóre były nawet bardzo zabawne. Otóż okazywało się, że Urząd Miejski w Bobowej posiada inny numer identyfikacji podatkowej niż Gmina Bobowa i oba urzędy, organy, instytucje, jak je zwał tak zwał, nic o sobie nie wiedzą. O tym, żeby przekazać wniosek obywatela, zgodnie z przykazaniami Kodeksu postępowania administracyjnego według tzw. właściwości, także zdarzało się w Bobowej przy ulicy Rynek 21 nic nie słyszeć. Takie barwne życie!!!
[W TYM MIEJSCU USUNIĘTO FRAGMENT TEKSTU, TJ. OCENZUROWANO NINIEJSZY MATERIAŁ PRASOWY, NA MOCY WYROKU, WYDANEGO PRZEZ SĘDZIEGO SĄDU OKRĘGOWEGO W NOWYM SĄCZU MAŁGORZATĘ CZAJKĘ, Z DNIA 15 LUTEGO 1918 ROKU – SYGN. AKT IC 781/17]
Czy milczenie burmistrza Wacława Ligęzy oznacza, że szkoła w Stróżnej od lat pompowała bezstresowo nieczystości ze swojego szamba do potoku Stróżnianka? Skoro szkoła (albo Gmina w jej imieniu albo GJUK, albo GZGK sp. z o.o.) zaopatrzyła się w stosowne oprzyrządowanie, a więc w pompę i węże kanalizacyjne, to chyba można twierdząco odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Śmierdzi coraz bardziej w tej naszej Gminie Bobowa, oj śmierdzi.
Ciekawe także jakich hocków-klocków użyje teraz prokurator Tadeusz Cebo, żeby burmistrza Wacława Ligęzę uchronić przed odpowiedzialnością karną za blokowanie dostępu do informacji publicznej. Przypominam treść art. 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej:
Kto, wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi, nie udostępnia informacji publicznej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Panu prokuratorowi Tadeuszowi Cebo życzę wyłącznie jasnych i logicznych przemyśleń. Niechaj prawo prawem będzie, a sprawiedliwość sprawiedliwością. Od czasów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej nic w tej kwestii nie ulega zmianie! Takie wartości jak prawo i sprawiedliwość pozostają wszak ponadczasowe… Prawda panie prokuratorze?
Więcej na ten temat: https://gorliceiokolice.eu/tag/osp-strozna/.