Nie żyje Dziennikarz i Redaktor Naczelny portalu i czasopisma „Sądeczanin” Henryk Szewczyk! Takie wiadomości przychodzą najczęściej nieoczekiwane i nieproszone. Dlatego informacja o śmierci Henryka Szewczyka 19 kwietnia 2017 roku zatrzymała mnie w biegu. Nie tylko dlatego, że Henryk Szewczyk miał dopiero 57 lat…
Poznałem Henryka kilkanaście lat temu gdzieś u zarania obecnego stulecia. I trzeba powiedzieć, że na początku była to szorstka, a nawet bardzo szorstka znajomość. Henryk był wtedy dziennikarzem „Gazety Krakowskiej” w Nowym Sączu. A ja tylko… lokalnym przedsiębiorcą. I Henryk Szewczyk pojawił się w Wilczyskach, żeby przeprowadzić śledztwo dziennikarskie. A potem na łamach owej gazety ukazał się artykuł Henryka, którego byłem jednym z negatywnych, najczarniejszych bohaterów. Artykuł na wskroś niesprawiedliwy i nieprawdziwy. Pamiętam, że wysłałem do redakcji „GK” sprostowanie. Przez całe lata czułem do dziennikarza Henryka Szewczyka głęboką urazę za ten kłamliwy w istocie materiał prasowy. Dopiero bowiem czas musiał pokazać i udowodnić, jak bardzo wtedy Henryk Szewczyk się mylił!
Mijały lata. Pewnego, bodaj listopadowego dnia w 2007 roku „Gazeta Krakowska” wyrzuciła dziennikarza Henryka Szewczyka z pracy. A w konkurencyjnej gazecie, tj. w „Dzienniku Polskim”, ukazał się paszkwil Wojciecha Molendowicza na temat „Henryka Sz.”. Dodam od razu, obrzydliwy paszkwil. Postanowiłem publicznie stanąć w obronie Henryka Szewczyka. Byłem już wówczas wydawcą i redaktorem portalu „Bobowa Od-Nowa”. Mój artykuł z 15 grudnia 2007 roku zatytułowałem „Żałosne podzwonne redaktora Molendowicza dla Henia Sz.”. Można sprawdzić, bo ten materiał prasowy cały czas dostępny jest na moim portalu: https://gorliceiokolice.eu/bobowaodnowa/aktualnosci_2007.html. Stare dzieje. Ale stało się wtedy coś w rodzaju cudu, o którym warto właśnie dzisiaj opowiedzieć. Oto bowiem usłyszałem w słuchawce mojego telefonu głos Henryka Szewczyka. Rozmawialiśmy dłuższą chwilę. Henryk nie mógł wówczas uwierzyć, że to właśnie ja wyłamałem się z nagonki, w której on był wtedy zwierzyną do upolowania. Nie mógł tego zrozumieć, bo oczywiście miał w pamięci własny tekst na mój temat. I ciągle mnie pytał, co mną kierowało, że, pomimo doznanej od niego krzywdy, bezinteresownie stanąłem w jego obronie, a ja niezmiennie odpowiadałem, zgodnie z prawdą, że zrobiłem to wyłącznie z powodu uniwersalnych zasad zwykłej ludzkiej uczciwości. Bo tekst Molendowicza, zob. https://gorliceiokolice.eu/bobowaodnowa/artykuly/art007_przepraszam_krakowska.html, cuchnął z daleka stalinowskim brudem. Po rozmowie telefonicznej przyszedł także czas na spotkanie z Henrykiem w Nowym Sączu. I Heniu, bo już tak zwracałem się do Niego od tej chwili, nie tylko przeprosił mnie za tamten swój artykuł, ale opowiedział ze szczegółami jak doszło wówczas do tej intrygi, czyli „kto szczuł i co było grane”, jak śpiewał przed laty Jacek Kleyff. Heniu dopiero po latach zorientował się, że został wykorzystany przez „bobowski układ” i mówiąc najogólniej wykonał wówczas tego układu zlecenie (via redakcja naczelna „GK”). Wtedy i ja nie mogłem uwierzyć, że takie „zlecenie” w ogóle jest (i było) możliwe w normalnym – wydawałoby się – świecie. Zlecenie, którego ja sam stałem się ofiarą i którego skutki odczuwam do dzisiaj. Szczegóły owego zlecenia, wyjawione wówczas przez Henia były druzgocące dla bobowskiej sitwy i chyba właśnie od tej rozmowy, od tamtego spotkania z Heniem Szewczykiem na początku 2008 roku w kawiarni sądeckiego Ratusza, wyzbyłem się ostatecznie pewnych złudzeń i… młodzieńczej naiwności. A myślę, że Heniu Szewczyk, po wyrzuceniu go z „Gazety Krakowskiej”, stał się po trosze także innym człowiekiem. A historia jego pracy i misji w „Sądeczaninie” doczeka się niedługo wnikliwej, pomnikowej monografii.
Przypomniałem pewną historię z przeszłości, bo dzisiaj zadumałem się nad śmiercią Człowieka i Dziennikarza Henryka Szewczyka. Wybrzmiały właśnie ostatnie takty Marsza Żałobnego na cmentarzu przy Śniadeckich w Nowym Sączu. Udałeś się Heniu w ostatnią Drogę. Dlatego chciałem Ci Heniu na pożegnanie podziękować za tamto słowo PRZEPRASZAM, które wypowiedziałeś nie tylko do mnie, ale i do mojej rodziny a także do mojego przyjaciela z Wilczysk. Jakże rzadko zdarzają się takie sytuacje…
Ale Ty miałeś w sobie Wiarę i ta Wiara była Twoim drogowskazem w doczesnej podróży… podróży, zawsze i dla każdego, przewrotnej i pokrętnej, w której dobro przeplata się ze złem a szczęście z krzywdą… Wszystkie te ziemskie troski zostawiasz już za sobą. Przed Tobą ostatnia prosta i światłość wiekuista zaświeci Ci na wieki wieków! Odpoczywaj Henryku w pokoju wiecznym!