Niedawno poświęciłem kilka gorzkich słów politykom (Barbarze Bartuś i Stanisławowi Kogutowi) i prokuratorom (m.in. Tadeuszowi Cebo). Czas zwrócić uwagę, że nad polskim rozgardiaszem, żeby nie używać tzw. brzydkich słów, czuwa także niezawodna sędziowska kasta. Jak wiadomo sędziowska kasta sama siebie nazywa sędziowską kastą. Wystarczy przypomnieć słowa wypowiedziane na ostatnim Nadzwyczajnym Kongresie Sędziów Polskich w 2016 roku przez sędzię Naczelnego Sądu Administracyjnego Irenę Kamińską:
Całe życie broniłam sędziów. Uważam, że to jest zupełnie nadzwyczajna kasta ludzi i myślę, proszę państwa, że damy radę.
Dlatego proszę nie obarczać mnie odpowiedzialnością za ww. określenie i proszę nie imputować mi, że tworzę jakiś obraźliwy kontekst semantyczny w moim felietonie.
Wróćmy jednak do tematu.
Sądownictwo i sędziowie cieszą się w Polsce zasłużenie złą opinią. Przykro to powiedzieć, ale tzw. przestępstwa sądowe, czyli wyroki niemające nic wspólnego z materialnymi faktami i sprawiedliwością społeczną stanowią dzień powszedni polskiej Temidy. Sam doświadczyłem (i nadal doświadczam) opresji III władzy, dlatego wiem co mówię, bez przywoływania, na okoliczność tego artykułu, słynnych z mediów ogólnopolskich przykładów bezhołowia sądowniczego nad Wisłą. W naszym sądecko-gorlickim grajdołku jest dokładnie tak samo jak w przysłowiowym Pacanowie Dolnym, Pcimiu Górnym czy Gdańsku Wrzeszczu o mieście powiatowym Warszawa nie wspominając. Najlepszym przykładem, który ilustruje tę tezę są moje artykuły na temat orzecznictwa sędzi Moniki Świerad z Sądu Okręgowego w Nowym Sączu, zamieszczone na tym portalu (afera ze znakiem B-18 w Wilczyskach i sprawa wniosku burmistrza Wacława Ligęzy złożonego w trybie wyborczym z 2014 roku przeciwko Maciejowi Rysiewiczowi, zob. https://gorliceiokolice.eu/2014/09/czy-sedzia-monika-swierad-powinna-zmienic-zawod/), orzecznictwa, które w normalnym, a nie w nieszczęśliwym kraju, niechybnie spowodowałyby nie tylko wykreślenie sędzi Moniki Świerad z sędziowskiej listy płac, ale także wyciągnięcie konsekwencji prawno-karnych. Zostawmy na razie sędzię Monikę Świerad w spokoju i pochylmy się nad działalnością sędziów: Janusza Przepióry i Bogusława Gawlika z Sądu Rejonowego w Gorlicach oraz Anny Pater z Sądu Okręgowego w Nowym Sączu. Sprawa może wygląda na błahą, ale życie składa się w większości z błahych spraw, a suma błahych spraw dokucza, ciąży i wierci dziurę w brzuchu. Kto nie przeczytał moich artykułów na temat incydentu na drodze w Wilczyskach z udziałem sołtysa i radnego Tomasza Taraska może nadrobić zaległości:
https://gorliceiokolice.eu/2016/09/soltys-radny-i-rider-tomasz-tarasek-twierdzi-ze-nie-byl-easy/.
Najważniejsze okoliczności zdarzenia według poszkodowanego i przypadkowego świadka wyglądały tak:
W sobotę, 23 lipca 2016 roku ok. godziny 10 przed południem, na drodze wojewódzkiej nr 981 w Wilczyskach, doszło do bardzo groźnego incydentu. Mieszkaniec Wilczysk, wracający na rowerze do domu, mógł zostać bardzo poważnie poturbowany. Nadjeżdżający z przeciwka, jadący od centrum wioski motocyklista, skręcił tak gwałtownie z drogi wojewódzkiej nr 981 na most w Wojnarowej, że przemknął obok rowerzysty, nieomal ocierając się o tylne koło roweru, jadącego spokojnie i zgodnie z przepisami ruchu drogowego, mężczyzny. Z relacji poszkodowanego wynika, że cudem nie doszło do bardzo groźnej kolizji. To nie był jednak koniec zdarzenia. Motocyklista po kilku chwilach pojawił się znowu. Tym razem jechał od Wojnarowej i zjeżdżając z mostu na rzece Białej, skręcił w kierunku Wilczysk. Rowerzysta, który po incydencie, przestraszony i zdenerwowany, zsiadł z roweru i stał na poboczu drogi (nieopodal wjazdu na teren przedszkola w Wilczyskach), zobaczył, że kierujący jednośladem zbliża się do niego, na dodatek grożąc i ubliżając mu słowami uważanymi powszechnie za obelżywe. I znowu motocyklista przemknął obok rowerzysty bardzo blisko a na dodatek, w chwili gdy zrównał się ze stojącym na poboczu, wystawił rękę, jakby próbował uderzyć pięścią zaskoczonego mężczyznę. Tylko instynktowny unik zapobiegł uderzeniu i cios trafił na szczęście w powietrze. Świadkiem całego zajścia był inny mieszkaniec Wilczysk, który w rozmowie ze mną potwierdził przedstawiony powyżej przebieg wydarzeń.
Przygotowując pierwszy z artykułów na temat wydarzenia drogowego z 23 lipca 2016 roku udało mi się porozmawiać telefonicznie z sołtysem Tomaszem Taraskiem, a moja relacja z tej rozmowy została zapisana tak:
Przedstawiłem się jak należy i zapytałem, czy możemy porozmawiać o sobotnim incydencie na drodze wojewódzkiej nr 981 w Wilczyskach. I właściwie tylko tyle udało mi się powiedzieć, bo sołtys Tomasz Tarasek, nie dopuszczając mnie już do głosu, oświadczył, że on jechał prawidłowo, a za nim jechał samochód i że rozważa oddanie sprawy do sądu, ponieważ został obrażony nieparlamentarnymi wyzwiskami. Nie powiedział jednak, kto go obraził i w trakcie swojej dość impulsywnej wypowiedzi zapytał, czy dzwonię w sprawach sołectwa Wilczyska. Szczerze powiedziawszy miałem w zanadrzu wiele pytań i nawet próbowałem wejść sołtysowi Tomaszowi Taraskowi w słowo, ale ten po wyrzuceniu z siebie ww. kwestii (jechałem prawidłowo, za mną jechał samochód, czy dzwoni pan w sprawie sołectwa Wilczyska, rozważam oddanie sprawy do sądu) oświadczył, że tylko tyle ma do powiedzenia i odłożył słuchawkę. Rozmowa nasza, a właściwie raczej monolog Pana Tomasza Taraska, trwała 58 sekund. Dokładnie – 58 sekund!!!
(…)
Z tej „rozmowy” wynikły jednak dwie bardzo ważne sprawy. Po pierwsze, sołtys Tomasz Tarasek ma w dniu 27 lipca 2016 roku o godzinie 14.09 pełną świadomość, że w sobotę, 23 lipca 2016 roku na drodze wojewódzkiej nr 981 doszło do incydentu drogowego z udziałem sołtysa Wilczysk i radnego Rady Miejskiej w Bobowej Tomasza Taraska. I samorządowiec nie wypiera się swojego udziału w tym zdarzeniu. A po drugie, sołtys Tomasz Tarasek mówi, że za nim jechał samochód. I to się także zgadza, tylko, że ten samochód prowadził świadek zdarzenia, który potwierdza wersję rowerzysty a nie sołtysa Taraska!!! Bingo!
No i mając takie dane dowodowe, prawidłowo zawiadomiona policja w Bobowej wkracza do akcji, bo pokrzywdzony składa stosowne doniesienie. Co robi Komisariat Policji w Bobowej. Po pierwsze przesłuchuje pokrzywdzonego, potem wskazanego świadka a na końcu sołtysa Tomasza Taraska. Po drugie, nie przesłuchuje autora artykułu Macieja Rysiewicza, który rozmawiał telefonicznie z sołtysem Tomaszem Taraskiem i upublicznia własne oświadczenie sołtysa Tomasza Taraska, że ma on pełną świadomość, że do zdarzenia na drodze w Wilczyskach 23 lipca 2017 roku doszło i choć wypiera się działań agresywnych i sprzecznych z prawem, nie tylko drogowym, to podaje informację o świadku przedmiotowego zdarzenia, jakby na okoliczność, że ww. świadek potwierdzi jego niewinność (jak się potem okazało ten świadek potwierdził relację pokrzywdzonego i składającego zawiadomienie o wykroczeniu). Po trzecie. Komisariat Policji w Bobowej, lekko, łatwo i przyjemnie, odstępuje od skierowania wniosku o ukaranie do Sądu Rejonowego w Gorlicach „z uwagi na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu z art. 86 par. 1 Kodeksu wykroczeń”, lekceważąc nie tylko zeznania pokrzywdzonego, ale także okoliczności przedstawione przez przypadkowego świadka i relacje Macieja Rysiewicza, nie tylko z rozmowy z sołtysem Tomaszem Taraskiem, którym sołtys Tomasz Tarasek nie odebrał wiarygodności (brak chociażby stosownego sprostowania wystosowanego na adres redakcji). Jeśli funkcjonariusz policji Ewa Bożek z KP w Bobowej uznała, że ww. okoliczności (na przykład świadek legitymizowany przez pokrzywdzonego i obwinionego, o wypowiedzi telefonicznej sołtysa Taraska nie wspominając) nie „uzasadniały podejrzenia”, to wypada funkcjonariusz Ewie Bożek pogratulować nie tylko przenikliwości śledczej, ale przede wszystkim niezachwianej pewności siebie. Ja takie „akcje” policjantki Ewy Bożek nazywam poświadczeniem nieprawdy i niedopełnieniem obowiązków służbowych!!!
Tytułem dygresji powiem teraz, że KP w Bobowej nie pierwszy i ostatni raz lekce sobie zważył spójne, logiczne, i złożone w obliczu ewentualnej odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, zeznanie świadka. W tzw. aferze gnojowej było podobnie. Przypadek? Nie ma takich przypadków!!! Jak obywatel skarży się na działania funkcjonariuszy publicznych, to funkcjonariusze publiczni, w obliczu solidarności korporacyjnej funkcjonariuszy publicznych bronią się rękami i nogami. Spójne i logiczne zeznania można wykreślić z rejestru bez wysiłku. I tak nam, funkcjonariuszom publicznym, włos z głowy nie spadnie. Bo inni funkcjonariusze publiczni, vide prokuratorzy, staną w naszej obronie, a jakby tego było za mało, to i sędziowie pomogą, o czym zaraz się przekonamy.
Wracajmy jednak do tematu z „easy riderem” w tle.
Pokrzywdzony w obliczu ewidentnie opresyjnego działania KP w Bobowej śle do Sądu Rejonowego w Gorlicach następujące pismo (nazwiska świadka i pokrzywdzonego, ukryte pod symbolem „XXX” pozostają na ich życzenie do wiadomości redakcji):
W związku z pismem Komisariatu Policji w Bobowej z dnia 10 września 2016 roku – znak RSoW-664/16 pt. „Zawiadomienie pokrzywdzonego o niewniesieniu wniosku o ukaranie do sądu” na podstawie art. 27 § 1 i 2 Kpw składam wniosek o ukaranie Tomasza Taraska, w związku ze spowodowaniem zagrożenia w ruchu drogowym w dniu 23 lipca 2016 roku ok. godziny 10.00 w Wilczyskach oraz w związku z próbą agresji (próba uderzenia ręką), skierowanej przeciwko mojej nietykalności cielesnej.
Jako oskarżyciel posiłkowy składam wniosek o wezwanie na świadków:
- (XXX), zam. (XXX), jako bezpośredniego świadka przedmiotowego zdarzenia.
- Macieja Rysiewicza, zam. Wilczyska 27, dziennikarza, który poinformowany przeze mnie o ww. zdarzeniu, kontaktował się telefoniczne z panem Tomaszem Taraskiem i po rozmowie z panem Taraskiem opublikował na ten temat artykuł w Internecie – https://gorliceiokolice.eu/2016/07/soltys-czy-easy-rider-incydent-z-udzialem-radnego-soltysa-i-motocyklisty-tomasza-taraska-na-drodze-wojewodzkiej-nr-981-w-wilczyskach/. Wnoszę o dołączenie ww. artykułu do akt sprawy!
- Sierż. szt. Ewę Bożek z KP w Bobowej na okoliczność wyjaśnienia dlaczego zeznania pokrzywdzonego i świadka nie uzasadniały podejrzenia popełnienia czynu i dlaczego nie wezwała dziennikarza Macieja Rysiewicza do złożenia wyjaśnień.
Komplet materiałów dotyczących ww. zdarzenia znajduje się w archiwum KP w Bobowej, policjant prowadzący sierż. sztab. Ewa Bożek – znak sprawy RSoW-664/16.
Chciałbym oświadczyć, że zeznania złożone przez przypadkowego świadka zdarzenia (XXX) były absolutnie spójne z moimi i logiczne w wymowie i że przedmiotowe zeznania zostały całkowicie zignorowane oraz przeinaczone przez funkcjonariusz Bożek, której uzasadnienie jest nielogiczne i lekceważy podane fakty, np. w kwestii – z faktu, że na drodze nie ma znaków poziomych nie wynika, że motocyklista znalazł się na właściwym albo niewłaściwym pasie ruchu albo że fizycznie nie jest możliwe, żeby motocyklista znalazł się zbyt blisko tylnego koła rowerzysty. Policja nie wyjaśniła także, w toku postępowania, co to znaczy, że pan Tarasek uważa cała sprawę za prowokację. Funkcjonariusz Bożek, powiadomiona o rozmowie telefonicznej dziennikarza Macieja Rysiewicza z Tomaszem Taraskiem przez świadka (XXX), nie dokonała dowodowej weryfikacji ww. zdarzenia, co należy uznać za niedopełnienie obowiązków służbowych funkcjonariusza publicznego, a w następstwie uznała, że brak jest danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu, zob. Wniosek z dnia 10 września 2016 roku wraz z uzasadnieniem. Można w takiej sytuacji odnieść wrażenie, że oskarżyciel posiłkowy traktowany był na innych prawach niż podejrzany, który jest radnym i sołtysem wsi, a zeznania niezależnego świadka, z niewiadomych i nieuzasadnionych powodów uznane zostały za niewiarygodne.
Stwierdzam, że postępowanie przeprowadzone w przedmiotowej sprawie przez sierż. szt. Ewę Bożek było nieprofesjonalne, skrajnie wadliwe i stronnicze.
I jeśli komuś się wydaje, że skandaliczne ukręcenie sprawie, o kryptonimie „Easy Rider”, łba przez sierż. Ewę Bożek poddane zostało kontroli przez niezawisły sąd na otwartej rozprawie, z uszanowaniem wszystkich wniosków pokrzywdzonego, ten jest oczywiście w błędzie. Bo oto, ten, niezawisły od słusznych wniosków pokrzywdzonego, sąd mocą niezawisłego autorytetu prezesa SR w Gorlicach Janusza Przepióry, z upoważnienia sędziego Bogusława Gawlika, na podstawie art. 59 par. 2 Kodeksu w sprawach o wykroczenia „postanowił odmówić wszczęcia postępowania. Poniżej Postanowienie w przedmiotowej sprawie wydane 28 listopada 2016 roku – sygn. akt II W 637/16:
Napisać, że uzasadnienie sędziów Janusza Przepióry i Bogusława Gawlika urąga elementarnym zasadom logicznego wnioskowania, to naprawdę za mało. Trzeba także napisać, że „panowie kasta sędziowska” nakłamali także w tym dokumencie ostentacyjnie i bez żadnych zahamowań. Dowody? Proszę bardzo.
- Sędziowie co do zasady nie „zakwestionowali zasadniczo” zeznań ani pokrzywdzonego, ani świadka i dlatego… odmówili wszczęcia postępowania. Brawo! Uznali, że Tomasz Tarasek zasadniczo nie wykazał „kultury drogowej”, ale zagrożenie pokrzywdzony na pewno odebrał jako odczucie subiektywne, bo obiektywnie zagrożenia nie było. Sędziowie Przepióra i Gawlik wiedzą lepiej, bez ustalania faktów co jest subiektywne a co obiektywne, dlatego sobie subiektywnie dywagują nad tym co jest obiektywne. Oklaski!!!
- Sędziowie Przepióra i Gawlik, żeby uwiarygodnić, bez wątpienia, obiektywnie ustaloną przez siebie, subiektywną ocenę wydarzeń pokrzywdzonego, podają, że pokrzywdzony pozostaje od lat w konflikcie z Tomaszem Taraskiem. I nawet jeśli tak jest, to ciekawe dlaczego sędziowie Przepióra i Gawlik nie wyciągają z tego faktu obiektywnego wniosku, że pozostający w konflikcie z pokrzywdzonym Tomasz Tarasek właśnie dlatego chciał nastraszyć pokrzywdzonego, przejeżdżając, z ogłuszającym warkotem motocykla, bardzo gwałtownie, obok tylnego koła roweru pokrzywdzonego (o innych wariantach tego wydarzenia nie wspominając)?
- Sędziowie Przepióra i Gawlik dopuszczają się także zupełnie nieuprawnionych oświadczeń, że brak wezwania Macieja Rysiewicza, w charakterze świadka, wynika z faktu pozostawania Macieja Rysiewicza w ostrym konflikcie z sołtysem i radnym Tomaszem Taraskiem. Panowie sędziowie, że zapytam, co ma piernik do wiatraka. Maciej Rysiewicz, jako dziennikarz rozmawiał z radnym i sołtysem Tomaszem Taraskiem na temat tego konkretnego wydarzenia przez telefon i podał tę wiadomość do publicznej wiadomości. Nie ma w tym wypadku żadnej mowy „pochodnej wersji pokrzywdzonego”, bo pokrzywdzony przez telefon po zdarzeniu z sołtysem i radnym w ogóle nie rozmawiał. Ponadto sołtys i radny Tarasek, nie zakwestionował ani jednego napisanego słowa w tej sprawie i choćby z tego powodu nie można było faworyzować sołtysa i radnego Tomasza Taraska, zdejmując z niego domniemane odium odpowiedzialności za domniemane naruszenie prawa i nie wzywając go przed oblicze sprawiedliwości w trybie procesowym.
- Kompletnie kuriozalnie brzmi zdanie sędziów Przepióry i Gawlika: „(…) także to, jak zachował się obwiniony (…) wracając tą samą trasą i przejeżdżając obok pokrzywdzonego i świadka (….) nie ma istotnego znaczenia (…). Czyli ewentualny akt bezpośredniej agresji, potwierdzony zeznaniem pod przysięgą przez świadka zdarzenia, nie ma „istotnego” znaczenia dla ww. sędziów. Dlaczego? Już nie napisali, wystarczyło „obiektywne” stwierdzenie: „nie ma istotnego znaczenia w obecnej sprawie i w żaden sposób nie wpływa na możliwość przypisania obwinionemu zarzucanego czynu”. Jak „kasta sędziowska” mówi, że coś nie ma znaczenia, to dowody (i świadkowie!!!) są już niepotrzebne. „Kasta sędziowska” ma zawsze rację i to nie subiektywnie, ale obiektywnie. Zapamiętajcie to sobie raz na zawsze.
Na takie sędziowskie dictum pokrzywdzony złożył zażalenie do Sądu Okręgowego w Nowym Sączu, które samo w sobie stanowiło sprzeciw wobec bezprzykładnego złamania prawa pokrzywdzonego, który wszak występował jako oskarżyciel posiłkowy z prywatnym aktem oskarżenia, który sąd powszechny miał obowiązek, czy to się mu podobało, czy nie, wprowadzić na wokandę, a nie w trybie niejawnym ustalać co jest subiektywne a co obiektywne i według własnego widzimisię odrzucić wszystkie wnioski pokrzywdzonego. Jeśli istnieje w kodeksie prawo do złożenia prywatnego aktu oskarżenia, a istnieje, to sądowi nic do tego i powinien to prawo uszanować. Pismo pokrzywdzonego brzmiało tak:
Wilczyska, 8 grudnia 2016 r.
Z A Ż A L E N I E
Zaskarżam postanowienie z dnia 28 listopada 2016 r. dotyczące odmowy wszczęcia postępowania.
Postanowieniu zarzucam naruszenie przepisu art. 59 § 2 KPW.
UZASADNIENIE
Można odmówić wszczęcia postępowania, a wszczęte umorzyć – poza stwierdzeniem okoliczności wyłączających postępowanie – także wtedy, jeżeli w sprawie o ten sam czyn, jako mający jednocześnie znamiona przestępstwa i wykroczenia, postępowanie karne zostało już prawomocnie zakończone orzeczeniem skazującym lub toczy się postępowanie karne z oskarżenia publicznego, lub wobec sprawcy zastosowano środek oddziaływania w postaci pouczenia, zwrócenia uwagi lub ostrzeżenia albo środek przewidziany w przepisach o odpowiedzialności dyscyplinarnej lub porządkowej, a środek ten jest wystarczającą reakcją na wykroczenie.
Żadna z powyższych przyczyn nie zachodzi, albowiem czyn zarzucany p. Tomaszowi Taraskowi wypełnia znamiona określone w Kodeksie Wykroczeń, co zostało wykazane w moim wniosku z 19 września 2016 r. Tym samym postanowienie jako nie mające uzasadnienia faktycznego winno być uchylone.
Jak widać pokrzywdzony dość jednoznacznie i obiektywnie zarzucił Sądowi Rejonowemu w Gorlicach, że ten nie miał prawa, na podstawie art. 59 §2 odmówić wszczęcia postępowania. Przypomnijmy zapis tego artykułu, bo przecież Czytelnik, nie może znać Kodeksu postępowania w sprawach o wykroczenia na pamięć:
Jeżeli wniosek o ukaranie odpowiada warunkom formalnym, prezes sądu, wszczynając postępowanie zarządzeniem, kieruje sprawę do rozpoznania na rozprawie lub na posiedzeniu albo – w razie stwierdzenia okoliczności wyłączających postępowanie lub wskazanych w art. 61 § 1 – orzekając jednoosobowo, odmawia wszczęcia postępowania. Na postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania służy zażalenie osobie, która złożyła zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia, ujawnionemu pokrzywdzonemu oraz organowi, który wniósł wniosek o ukaranie.
Jak widać musimy jeszcze przeczytać art. 61 § 1:
Można odmówić wszczęcia postępowania, a wszczęte umorzyć, także wtedy, jeżeli:
1) w sprawie o ten sam czyn, jako mający jednocześnie znamiona przestępstwa i wykroczenia, postępowanie karne zostało już prawomocnie zakończone orzeczeniem skazującym lub toczy się postępowanie karne z oskarżenia publicznego;
2) wobec sprawcy zastosowano środek oddziaływania w postaci pouczenia, zwrócenia uwagi lub ostrzeżenia albo środek przewidziany w przepisach o odpowiedzialności dyscyplinarnej lub porządkowej, a środek ten jest wystarczającą reakcją na wykroczenie.
Szanowny Czytelniku! Jak widzisz zażalenie pokrzywdzonego było z formalnego, logicznego i materialnego punktu widzenia bez zarzutu. Sędziowie Przepióra i Gawlik w rażący sposób złamali prawo, bo żadna z przesłanek art. 61 § 1 Kpw nie miała miejsca. Żadne postępowanie karne (także z oskarżenia publicznego) w sprawie incydentu na drodze z 23 lipca 2016 roku, z udziałem sołtysa i radnego Tomasza Taraska nie zostało prawomocnie zakończone, bo w ogóle nie było prowadzone. A także wobec sprawcy nie zastosowano żadnych środków oddziaływania. Sędziowie Przepióra i Gawlik bezceremonialnie zatem nagięli prawo kodeksu w sprawach o wykroczenia i powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności przynajmniej dyscyplinarnej. Na dodatek tzw. okoliczności, które podano w uzasadnieniu odmowy, żeby sprawę zamieść pod dywan, były tendencyjne, czasem nieprawdziwe, na bakier z logiką i faworyzujące, nie wiadomo dlaczego obwinionego. Papier jest cierpliwy i każdą brednię sędzia może napisać. Powinny przede wszystkim liczyć się artykuły kodeksowe, a te sędziowie Przepióra i Gawlik mieli, jak się okazało w największym niepoważaniu o pokrzywdzonym nie wspominając. Sprawiedliwość i próba dojścia do prawdy jeszcze raz poległy na polu obywatelskiej bitwy.
Niestety, to jeszcze nie koniec tej historii. W polskim sądzie nie wystarczy złamać prawa w pierwszej instancji, trzeba to potwierdzić w instancji drugiej, czyli jak to się mówi potocznie, trzeba ostatecznie zachocholić. No i Sąd Okręgowy w Nowym Sączu mocą niezawisłego autorytetu sędzi Anny Pater zachocholił. A jak, to proszę zobaczyć:
Zbliżam się do końca tej opowieści. Jak widać na sędzi Annie Pater nie zrobiło żadnego wrażenia to wszystko, co nie zrobiło wrażenia na sierż. Ewie Bożek i na sędziach Januszu Przepiórze i Bogusławie Gawliku. Furda przypadkowy i niezależny świadek, furda niespójne zeznania obwinionego, furda elementarny brak logiki w uzasadnieniu sędziów Przepióry i Gawlika odmowy wszczęcia postępowania a niekiedy zwykłe kłamstwa insynuujące, że relacja Macieja Rysiewicza z rozmowy telefonicznej z obwinionym jest tożsama z relacja pokrzywdzonego z tej samej rozmowy a przecież wiadomo, że tej drugiej rozmowy w ogóle nie było. Gołym okiem natomiast widać, że stróże sprawiedliwości (kasta sędziowska) postanowili odesłać sprawę do piekła. Jednak w Postanowieniu sędzi Anny Pater pojawia się dodatkowo informacja, że Sąd Okręgowy złamał prawo (sędzia Pater tak tego nie nazywa, ale to jest oczywista oczywistość). Otóż sędzia Anna Pater podaje, że biedny Sąd Rejonowy „zapomniał” podać podstawę prawną rozstrzygnięcia odmowy. I sędzia Anna Pater podaje pomocna dłoń sędziom Przepiórze i Gawlikowi i uzupełnia ten brak formalny. Jeśli mnie moja wiedza i doświadczenie dziennikarskie nie mylą, formalny brak podstawy prawnej w jakimkolwiek postanowieniu sądowym kwalifikuje to postanowienie do automatycznego uchylenia w całości. Ale kasta sędziowska na takie detale nie zwraca uwagi. Przychodzi walec i wyrównuje. Zapoznajmy się jednak z tą zapomnianą przez Sąd Rejonowy w Gorlicach, a przypomnianą przez sędzię Annę Pater, podstawa prawną:
Art. 5. § 1. Nie wszczyna się postępowania, a wszczęte umarza, gdy: 2) czyn nie zawiera znamion wykroczenia albo ustawa stanowi, że sprawca nie popełnia wykroczenia;
I teraz już wszystko jest jasne. Nie męcz się na przyszłość szanowny pokrzywdzony (ewentualnie) obywatelu. Kasta sędziowska ma wszystkie instrumenty, żeby subiektywnie i obiektywnie (albo odwrotnie) ocenić, zanim jeszcze zacznie cokolwiek oceniać na sali rozpraw, że czyn nie zawierał takich czy innych znamion. I zrobi to jednoosobowa, bez świadków. Twoje doniesienie, uzasadnienie, powołani świadkowie, wreszcie zapisy kodeksowe nic w istocie nie znaczą. Możesz ze skóry wyłazić, prawda może aż kłuć w oczy a i tak spotka cię tylko głuchy chichot Temidy oraz – ostatecznie – krótkie, ale dosadne: na niniejsze postanowienie zażalenie nie przysługuje. Koniec!
Ta konkretna sprawa, dość w końcu błaha, wobec oceanu bezprawia, po którym żegluje kasta sędziowska w Polsce od lat, pokazuje mechanizm patologicznego działania polskiego wymiaru sprawiedliwości. Utarło się mówić w naszym „nieszczęśliwym kraju” (licentia poetica – Stanisław Michalkiewicz), że do sądu idziemy nie po sprawiedliwość, ale po wyrok. W tej sprawie korzystny wyrok otrzymał sołtys i radny Tomasz Tarasek, a pokrzywdzony nie doczekał się sprawiedliwości. Trzeba bowiem otwarcie powiedzieć, nie przesądzając w żadnym razie o ostatecznym stanie faktycznym, opisanego sporu z dnia 23 lipca 2016 roku, do którego doszło w Wilczyskach, że wymiar sprawiedliwości skutecznie zablokował próbę ustalenia prawdy. I podeptał prawa pokrzywdzonego, i prawa oraz oświadczenia złożone pod przysięgą przez świadka, i wszystkie wnioski pokrzywdzonego złożone w sprawie, i zapisy kodeksowe, i faworyzował bez żadnego powodu obwinionego (czy dlatego, że w sprawie istotne było wykonywane przez niego zajęcie publiczne?). Wyglądało to wszystko na bardzo nierówna walkę.
A wystarczyło zachować się uczciwie i… sprawiedliwie, jeśli to słowo cokolwiek jeszcze znaczy. Przede wszystkim uszanować prywatny akt oskarżenia, bo to by oznaczało, że III władza szanuje obywatela. Wysłuchać wszystkich stron sporu i świadków, poskładać to wszystko do kupy i wydać sprawiedliwy werdykt. Tak niewiele, ale, jak się okazało, tak dużo.
Już niedługo na tych łamach zamieszczę kolejne artykuły o kaście sędziowskiej.
Niestety ciąg dalszy nastąpi!