W te informacje naprawdę trudno uwierzyć. Podaję za „Gazetą Krakowską”:
W sądeckim ratuszu odbyła się (4 lipca 2016 roku – przyp. red.) uroczystość nadania tytułu Honorowego Obywatela Nowego Sącza Józefowi Oleksemu. Wywodzący się z tego miasta były premier i marszałek Sejmu zmarł, więc symbolicznie insygnia dokumentujące ten zaszczyt oraz potwierdzający to dyplom odebrała Maria Oleksowa, wdowa po Józefie Oleksym. Wręczającymi byli prezydent Nowego Sącza Ryszard Nowak i wiceprzewodniczący Rady Miasta Michał Kądziołka. Jako pierwszy gratulacje składał Kazimierz Pazgan, który jest Honorowym Obywatelem Nowego Sącza. Uroczystości towarzyszyła promocja książki Jerzego Leśniaka o Józefie Oleksym zatytułowana „Choć po lewicy, wszelako prawy…”. Czytaj więcej: http://www.gazetakrakowska.pl/wiadomosci/nowy-sacz/a/jozef-oleksy-honorowym-obywatelem-nowego-sacza-zdjecia-wideo,10369402/, także https://sadeczanin.info/wiadomo%C5%9Bci/radni-zbojkotowali-promocj%C4%99-ksi%C4%85%C5%BCki-o-j%C3%B3zefie-oleksym-zdj%C4%99cia.
Czytelnikom „Gorlic i Okolic” i przypominam, że w nowosądeckim Ratuszu rządzi niepodzielnie Prawo i Sprawiedliwość. Nie pomogły apele, manifestacje i petycje środowisk patriotycznych. Józef Oleksy, partyjny aparatczyk i współpracownik tajnych komunistycznych służb sowieckiego PRL-u został wpisany do księgi zasług miasta nad Dunajcem i Kamienicą. Strukturalna kompromitacja!!!
Prezydentowi Ryszardowi Nowakowi (na zdjęciu tytułowym), wiceprzewodniczącemu Rady Miasta Michałowi Kądziołce, Jerzemu Leśniakowi (autorowi książki o „prawym” Józefie Oleksym), Kazimierzowi Pazganowi, Janowi Golonce (byłemu staroście sądeckiemu), Jerzemu Gwiżdżowi i pewnie jeszcze kilku innym, którzy wydreptali i poparli zaszczyty dla Józefa Oleksego dedykuję garść materiałów prasowych, poświęconych Józefowi Oleksemu, który nawet już w tzw. III RP nie krył się ze swoimi kontaktami z ruską agenturą. Przypominam także, że nazwisko Oleksy pada także w moim artykule o upadku rafinerii GLIMAR w Gorlicach, zob. https://gorliceiokolice.eu/2013/01/glimar-w-gorlicach-anatomia-grabiezy/, ale to jest już tylko kwiatek do tego kożucha zdrady i zaprzaństwa narodowego.
- STANOWISKO KLUBU GAZETY POLSKIEJ W NOWYM SĄCZU
Towarzysz Oleksy honorowym obywatelem Nowego Sącza (rządzi PIS…). Ostry protesty m.in. Klubu „GP”
Skandal w Nowym Sączu i dramatyczny apel do polityków PiS, by nie upamiętniali zmarłego Józefa Oleksego tytułem Honorowego Obywatela Miasta. „Wzywamy władze Nowego Sącza do opamiętania i powstrzymania się od działań, które stoją w sprzeczności z duchem niedawno przyjętej jednogłośnie przez Sejm RP Ustawy, która zakazuje propagowania ustroju komunistycznego” – pisze Tomasz Baliczek, przewodniczący Klubu „Gazety Polskiej” w Nowym Sączu.
Apel do władz Nowego Sącza:
W imieniu nowosądeckiego Klubu „Gazety Polskiej” wyrażamy swój sprzeciw wobec przyznania zmarłemu Józefowi Oleksemu tytułu Honorowego Obywatela Miasta, oraz finansowaniu przez Prezydenta Nowego Sącza publikacji poświęconej w/w, która sądząc po osobie autora nie będzie zgodna z faktami, a ma służyć jedynie propagandowemu uzasadnieniu decyzji władz Nowego Sącza.
Nie zamierzamy wdawać się w ocenę życia prywatnego Józefa Oleksego. Nasza jednoznacznie negatywna ocena tej postaci dotyczy wyłącznie działalności publicznej tego polityka, najpierw jako działacza komunistycznego, który dobrowolnie podjął współpracę z tajnymi służbami PRL, a potem po 1989 roku jako osoby odpowiedzialnej za patologiczny system polityczny naszego państwa, utrzymującej bliskie kontakty z rezydentami rosyjskich służb specjalnych, zaprzeczającej wbrew oczywistym faktom, że był współpracownikiem komunistycznego wywiadu wojskowego.
Honorowanie takiej osoby stoi w sprzeczności z zasadami, jakie stosowali w swoim życiu tacy Honorowi Obywatele naszego miasta jak śp. Prezydenci RP Ryszard Kaczorowski czy Lech Kaczyński.
Autor apelu dziwi się, że za uhonorowaniem Józefa Oleksego są niektórzy członkowie Prawa i Sprawiedliwości razem z prezydentem Ryszardem Nowakiem:
Zadziwiające, że za uhonorowaniem Józefa Oleksego opowiedzieli się niektórzy członkowie Prawa i Sprawiedliwości z prezydentem Ryszardem Nowakiem na czele, choć według Statutu partia ta działa na rzecz;
„1) umocnienia niepodległego bytu Rzeczypospolitej Polskiej i międzynarodowej pozycji Naszego Kraju,
2) umocnienia siły i bezpieczeństwa Państwa Polskiego, a w szczególności jego zdolności do podejmowania wielkich przedsięwzięć inwestycyjnych i społecznych w interesie Obywateli i Narodu,
3) umocnienia demokracji, praworządności i wolności obywatelskich,
4) szerzenia postaw patriotycznych oraz wzmacniania solidarności społecznej i narodowej Polaków”.
Czy mamy rozumieć, że w ten sposób niektórzy członkowie PiS uznają, że wieloletnie członkostwo w partii komunistycznej, współpraca ze służbami specjalnymi PRL, działalność w postkomunistycznych organizacjach po 1989 roku, była wypełnieniem celów jakie sobie stawiają w polityce? Nie są znane żadne szczególne zasługi Józefa Oleksego dla Nowego Sącza, ale nawet gdyby takie istniały, nie byłyby dostatecznym uzasadnieniem dla honorowania tej osoby honorowym obywatelstwem.
Autor apelu wzywa do opamiętania;
Wzywamy władze Nowego Sącza do opamiętania i powstrzymania się od działań, które stoją w sprzeczności z duchem niedawno przyjętej jednogłośnie przez Sejm RP Ustawy zakazującej propagowania ustroju komunistycznego. Apelujemy w imię przyszłych pokoleń Sądeczan, dla których taki „honorowy obywatel” będzie powodem do wstydu za własne miasto i ich władze.
– napisał w imieniu Klubu „Gazety Polskiej” Nowy Sącz przewodniczący Tomasz Baliczek.
Czytaj więcej: http://niezalezna.pl/82692-towarzysz-oleksy-honorowym-obywatelem-nowego-sacza-ostry-protest-klubu-gp,
http://www.bibula.com/?p=61575,
https://www.facebook.com/events/131510710609043/?active_tab=posts.
II. ARTYKUŁ PIOTRA GONTARCZYKA PT. AGENT OLEKSY
Kiedy w 1995 r. szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył urzędującego premiera z SLD o współpracę z rosyjskim wywiadem, ten z sejmowej trybuny zapewniał: „nigdy i niczyim agentem nie byłem – mówię to, Józef Oleksy, w Sejmie Rzeczypospolitej”. Oleksy kłamał, o czym wiedziałby każdy obywatel, gdyby wcześniej przeprowadzono w Polsce rzetelną lustrację.
W końcu lat 60. Józef Oleksy był studentem ostatniego roku Szkoły Głównej Planowania i Statystyki. To była jedna z dwóch – obok Uniwersytetu Warszawskiego – najważniejszych warszawskich uczelni cieszących się zainteresowaniem Zarządu II Sztabu Generalnego ludowego WP. Funkcjonariusze komunistycznego wywiadu wojskowego działali perspektywicznie: było prawdopodobne, że studenci takich kierunków jak prawo, stosunki międzynarodowe czy ekonomia znajdą zatrudnienie w rozmaitych ministerstwach i centralach handlu zagranicznego PRL. A praca w tych instytucjach stwarzała dobre warunki do rozbudowy tzw. krajowego aparatu wywiadowczego, który w przyszłości można było przerzucić na Zachód. Naturalną okolicznością, która dawała możność selekcji kandydatów i ewentualne nawiązanie kontaktów, była zasadnicza służba wojskowa, obowiązująca wszystkich obywateli PRL. Oficerów wywiadu umieszczano więc w Wojskowych Komendach Uzupełnień, którym podlegał SGPiS i UW. Tam mogli swobodnie przeglądać akta poborowych i wybierać tych, których uznali za przydatnych dla wywiadu. Poszukiwano prezentujących przyzwoity poziom intelektualny, a przede wszystkim znających języki i lojalnych wobec ideologii i władz PRL.
Jednym z oficerów prowadzących działalność typowniczo-werbunkową wśród studentów był płk Zbigniew Żółtaniecki. To właśnie on w czasie przeglądania akt poborowych zwrócił uwagę na Józefa Oleksego. Ówczesny student V roku handlu zagranicznego miał dobrą opinię, był człowiekiem inteligentnym i znającym języki. Był też zdeklarowanym komunistą, kandydatem na członka PZPR i aktywnym działaczem Zrzeszenia Studentów Polskich. Lojalność wobec socjalizmu ceniono w Zarządzie II równie wysoko jak predyspozycje i umiejętności niezbędne do prowadzenia działalności wywiadowczej.
Jeszcze w maju 1969 r. płk Żółtaniecki przeprowadził wstępną rozmowę z Oleksym, która potwierdziła trafność typowania. Kandydat był inteligentny, rzutki, pryncypialnie ustosunkowany do Polski Ludowej. Poskarżył się nawet na grupę studentów, z którymi niedawno był w Finlandii. Jego zdaniem, nie zostali oni politycznie przygotowani do wyjazdów za granicę i w rozmowach z gospodarzami nie bronili należycie polityki i ustroju PRL. Jego twardy marksistowski światopogląd korespondował z głęboką traumą, jaką było dla niego wspomnienie o trzyletnim pobycie w seminarium duchownym. Oleksy traktował to jako poważną plamę na swoim marksistowskim życiorysie. Na wszelki wypadek ostrzegł przedstawicieli wojska, że możliwe są uwagi pod jego adresem o rzekomych powiązaniach z kołami klerykalnymi.
Żółtaniecki zaproponował rozmówcy, że zamiast do „zwykłego” wojska zostanie przekwalifikowany do „wojsk rozpoznawczych” i tam odbędzie stosowne szkolenie. Oleksy wyraził zgodę, twierdząc, że chętnie znajdzie się w służbie, w której jego wiedza umiejętności i zdolności byłyby najbardziej przydatne i najpełniej wykorzystane. Miał tylko wątpliwość, czy szkolenie i współpraca z wywiadem nie będzie mu przeszkadzać w karierze. Sprawa kariery stanie się potem jednym z ważniejszych, obok problemów finansowych i mieszkaniowych, tematów rozmów przyszłego lidera SLD z wywiadem.
30 grudnia 1969 r. zastępca szefa Zarządu II płk Kazimierz Michalski zaakceptował wniosek o zawerbowanie Oleksego do współpracy. Miał on trafić do jednej z najtajniejszych komórek wywiadu wojskowego, w innych jego strukturach znanego głównie z rzymskiego numeru „XIII” oraz tajemniczego skrótu „AWO”.
AWO
Agenturalny Wywiad Operacyjny (AWO) zaczęto tworzyć w ludowym WP dwa lata przed opisywanymi wydarzeniami, w 1967 r., zgodnie z najnowszymi sowieckimi trendami. Warto pamiętać, że podstawowe dokumenty dotyczące funkcjonowania tej jednostki i programy szkolenia były sporządzone po rosyjsku. I praktycznie, i logicznie w chwili wybuchu wojny cały wojskowy wywiad PRL automatycznie przestawał być samodzielną jednostką i przekształcał się w część składową sowieckiego wywiadu wojskowego – GRU.
Zadania AWO dzieliły się na dwa zasadnicze bloki: czas „P” (pokoju) i czas „W” (wojny). Kluczowy oczywiście był ten drugi, na który cały czas przygotowywano agentów tej jednostki. Tuż przed uderzeniem wojsk Układu Warszawskiego na Zachód z rozmaitych peerelowskich placówek na Zachodzie mieli „urwać się” wywiadowcy AWO i stworzyć kilkuosobowe mobilne grupy wywiadowcze pozostające w łączności z krajem. Inni ich członkowie mieli zostać przerzuceni z kraju. Ponieważ część z nich była naukowcami, pracownikami central handlowych i przedsiębiorstw na stałe utrzymującymi kontakty z Zachodem (placówki naukowe, „Orbis” czy PLL LOT), liczono, że ich kolejny przyjazd nie wzbudzi zainteresowania.
Agentów AWO szkolono analogicznie jak w sowieckim GRU. W skład programu zajęć wchodziły podstawy funkcjonowania rezydentury w terenie zurbanizowanym (zbieranie informacji wywiadowczych, pisanie meldunków, obsługa „martwych” skrzynek, itp.). Absolwenci kursu przechodzili też szkolenie w wykrywaniu obserwacji, posługiwaniu się bronią i obsługi radiostacji.
Grupy Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego miały działać na obszarze, na który planowano atak ludowego WP w ramach podziału zadań obowiązujących w siłach zbrojnych Układu Warszawskiego (północne Niemcy, Dania i Benelux). W ich skład miał wchodzić szef siatki – rezydent, kilku wywiadowców i radiotelegrafista utrzymujący łączność z centralą. Ich głównym zadaniem miało być obserwowanie ruchów sztabów dużych jednostek wojskowych oraz jednostek dysponujących bronią masowego rażenia, szczególnie taktyczną bronią nuklearną. To za pomocą jej siły NATO zamierzały powstrzymać drugi rzut wojsk Armii Sowieckiej (kilkadziesiąt tysięcy pojazdów mechanicznych i kilka milionów żołnierzy) podążający z głębi ZSRS. Warunkiem zwycięskiej kampanii wojsk UW zmierzającej do opanowania Europy było właśnie unieszkodliwienie NATO-wskiego systemu dowodzenia i broni masowego rażenia. Zamierzano tego dokonać głównie za pomocą uderzeń lotnictwa i oddziałów specnazu. W chwili wybuchu wojny informacje wywiadowcze na temat dyslokacji wybranych obiektów miały dostarczać grupy wywiadowcze, w tym także AWO.
W czasie pokoju głównym zadaniem Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego było szkolenie i utrzymywanie w gotowości zespołów wywiadowczych na czas „W”. W tym celu w okresie pokoju prowadzono bieżącą działalność wywiadowczą. Agenci AWO podróżujący na Zachód mieli zbierać informacje o tzw. sytuacji kontrwywiadowczej. Chodziło o sposób kontroli w portach i na granicach, dokumenty niezbędne przy poruszaniu się po poszczególnych krajach, a także panujące tam obyczaje. Informacje te były konieczne, by przygotować kolejnych agentów do pracy na Zachodzie.
Innym zadaniem wykonywanym przez ludzi AWO w czasie pokoju była działalność typowniczo-werbunkowa. Chodziło o to, że przeszkoleni agenci wywiadu mogli wskazać osoby ze swojego środowiska, które ewentualnie mogły być wykorzystane przez Zarząd II, a nawet typować potencjalnych agentów spośród obcokrajowców.
Podwójne znaczenie miało zbieranie rozmaitych informacji na temat funkcjonowania systemów stypendialnych i obsady placówek naukowych za granicą. Ich znajomość dawała szansę uplasowania tam „swoich” ludzi, ale też stworzenia właściwej „legendy” dla tych, którzy mieli być przerzuceni na Zachód tuż przed rozpoczęciem działań wojennych.
„Piotr” alias „Olaf”
23 stycznia 1970 r. kpt. Zbigniew Żółtaniecki przeprowadził rozmowę werbunkową z Oleksym.
Spotkanie odbyło się w obecności jego przełożonego, płk. Tadeusza Przybysza. W czasie rozmowy werbunkowej przyszły lider SLD powtórzył wcześniejszą deklarację w sprawie współpracy z wywiadem, toteż dostał do podpisania stosowną deklarację. W czasie lektury dokumentu jego wątpliwości wzbudziła jedynie formuła dotycząca „wykonywania wszystkich rozkazów przełożonych”. Oleksy ponownie zgłosił zastrzeżenia, czy aby na pewno cała sprawa nie będzie przeszkadzała mu w życiu osobistym i karierze. Zapewniony, że tak się nie stanie, podpisał stosowną deklarację wybranym przez siebie pseudonimem „Piotr” (potem używał również pseudonimu „Olaf”).
Warto wspomnieć, że już w czasie rozmowy werbunkowej nowy agent podjął aktywną współpracę. Wytypował on kolejnego kandydata do werbunku, Andrzeja Sokoła, kolegę z uczelni i ówczesnego II sekretarza Komitetu Uczelnianego PZPR. „Piotr” przeszedł pierwszą lekcję szpiegowskiego rzemiosła. Został pouczony o podstawowych zasadach konspiracji, których miał przestrzegać w kontaktach z oficerami AWO. Ustalono też sposób nawiązywania kontaktu. Jako podstawowe miejsce spotkań wyznaczono kawiarnię „Mokotowska”, a rezerwowe – „Świteziankę”. Przedstawiciele Zarządu II mieli w razie potrzeby wywołać spotkanie telefonicznie. Gdyby nagłego kontaktu potrzebował Oleksy, miał wysłać list na fikcyjny adres, który w rzeczywistości był skrzynką adresową wywiadu. Termin stacjonarnego przeszkolenia wywiadowczego na razie nie został ustalony. Tymczasem „Piotr” skończył z wyróżnieniem studia, został asystentem na SGPiS i rozpoczął błyskotliwą karierę w PZPR. Zgodnie z wcześniejszą deklaracją nie chciano przeszkadzać mu w robieniu kariery. Na przeszkodzie stanęły również kwestie zdrowotne.
Przez następne miesiące Oleksy spotykał się z oficerami AWO w kawiarniach i lokalu kontaktowym o kryptonimie „Katarzyna”. Oficerem prowadzącym „Piotra” był płk Z. Steć, posługujący się wobec agenta nazwiskiem „Styk”.
„Piotr” wykonywał głównie drobne zadania związane przede wszystkim z działalnością typowniczo-werbunkową. Na zamówienie funkcjonariuszy Zarządu II przygotował też opracowanie na temat powiązań ekonomicznych Francji i RFN. Z własnej inicjatywy dostarczył również ulotki kolportowane na uniwersytecie w Strasburgu. Niedługo potem otrzymał pierwsze wynagrodzenie, za które we wrześniu 1971 r. wystawił pokwitowanie: „Oświadczam, że tytułem nagrody za wykonaną pracę oraz funduszu na podtrzymanie i rozwinięcie kontaktów z obywatelami NRF, otrzymałem 2000 zł (dwa tysiące). Piotr”.
Wkrótce sytuacja Oleksego ustabilizowała się na tyle, że mógł on pójść na kilkutygodniowy, stacjonarny kurs AWO. W stosownej notatce jego oficer prowadzący napisał: „proponuję przewidzieć wywiadowcę do szkolenia na kursie rezydentów w 1973 r. Biorąc pod uwagę, że wywiadowca z własnej inicjatywy wykonywał zadania wywiadowcze i był do nich indywidualnie przygotowywany w czasie spotkań oraz możliwość wykorzystania go do pracy w okresie pokoju przemawiają za tym, że wywiadowca podoła wymogom programu kursu”.
Jeszcze przed kursem AWO późniejszy lider SLD wziął udział w bardziej skomplikowanej operacji, ukierunkowanej na pozyskanie agenta na Zachodzie. Wiedząc o tym, że często wyjeżdża on z kraju, do Oleksego zwróciła się o pomoc jego była nauczycielka ze szkoły średniej o nazwisku Bobko. Chciała za jego pośrednictwem nawiązać kontakt listowy z synem, który wcześniej uciekł z kraju. Ponieważ Oleksy wiedział, że cała rodzina ma lewicowe poglądy, zaproponował, by przy okazji dostarczenia listu Janowi Bobko pozyskać go do współpracy. Jak ostatecznie skończyły się te plany, nie wiadomo, ponieważ sprawę realizował inny wydział Zarządu II, zajmujący się pracą na kierunku niemieckim. Dokumenty dotyczące Jana Bobko zabrał z AWO przyszły szef WSI, a wówczas kapitan Konstanty Malejczyk.
Anatomia (małego) szpiega
Ostatecznie Oleksy trafił na stacjonarne szkolenie Agenturalnego Wywiadu Operacyjnego wiosną 1973 r. W pracy „zalegendowano” jego zniknięcie powołaniem do wojska. Zaopatrzony w dokumenty na fikcyjne nazwisko, trafił do tajnego obiektu wywiadu na terenie Warszawy. Ale warunki konspiracji, w jakich odbywało się szkolenie, były raczej liche. Ze względu na dużą jednorodność środowiska, z którego werbowano nowych wywiadowców (głównie młodzieżowy aktyw kilku uczelni warszawskich), niektórzy z kursantów znali swoje prawdziwe nazwiska. Oleksy spotkał na przykład na kursie kolegę z SGPiS, Wojciecha Hübnera. Na kolejnych trafiał potem zarówno w swojej pracy zawodowej, jak i działalności partyjnej.
Kurs trwał ok. miesiąca, a przyszły lider SLD uzyskał na nim dobre rezultaty. Do jego teczki w AWO trafiło zaświadczenie podpisane przez szefa tej jednostki, płk. Henryka Kuckowskiego: „Józef Oleksy (…) odbył w okresie od 28 maja do 20 czerwca 1973 r. wywiadowcze szkolenie doskonalące agenturalnego wywiadu operacyjnego. W trakcie szkolenia był przygotowywany do pełnienia funkcji rezydenta w rezydenturze wywiadu operacyjnego. Uczestniczył w praktycznym ćwiczeniu kompleksowym »Zarys 73« obejmującym działalnie rezydentury agenturalnego wywiadu operacyjnego w terenie zurbanizowanym. W czasie ćwiczenia pełnił funkcję wywiadowcy”.
W Zarządzie II doceniono horyzonty intelektualne i dobre wyniki w szkoleniu „Piotra”. Ze względu na to poproszono go o uwagi o kursie. Ostrożnie ważył słowa, był jednak dość surowy – krytykował przeteoretyzowanie zajęć, schematyczność, nie najlepszą organizację, brak dostępu do biblioteki i pomocy naukowych i kiepski sprzęt, który wyglądał wręcz żałośnie wobec tego, co można było zobaczyć na filmach szpiegowskich w telewizji. Uznał też za błąd fakt, że na kursie nie było odpowiedniego szkolenia polityczno-ideowego.
Po ukończeniu kursu Oleksy został zaliczony do rezerwy AWO na czas „W”. W związku z tym odbywano z nim przepisowe, w miarę regularne spotkania w warszawskich kawiarniach „Świtezianka”, „Pod Arkadami”, „Zielona” Gęś”, „Pod Krokodylem” oraz w lokalach kontaktowych. W sumie miało ich być nie mniej niż kilkanaście. Ich głównym celem było – jak charakterystycznie dla tego środowiska napisał jego oficer prowadzący płk Steć – aktualne „zoriętowanie się” w sytuacji wywiadowcy. Na spotkaniach tych Oleksy sam wychodził z inicjatywą prowadzenia działalności typowniczo-werbunkowej, wykorzystując swoje możliwości na uczelni. W notatce służbowej płk Steć zapisał: „Wywiadowca zasugerował mi, iż może wykonać zestawienie nazwisk studentów SGPiS-u, którzy jego zdaniem są bardzo wartościowi i mogą być brani pod uwagę przy pozyskiwaniu ich do naszej działalności. Funkcja społeczna sekretarza PZPR SGPiS-u daje mu możliwość wglądu do akt aktywu młodzieżowego i wykonanie takiego dokumentu nie przedstawia żadnego problemu. Na jego sugestię wyraziłem zgodę, listę wykonaną przez siebie ma mi dostarczyć na następnym spotkaniu”.
Oleksy dostarczał materiały o wytypowanych przez siebie studentach, a także sprawozdania studentów z praktyk zagranicznych. W 1974 r. po raz kolejny otrzymał za to pieniądze. Własnoręcznie wystawił pokwitowanie na 1500 zł. W 1977 r., przede wszystkim ze względu na nie najlepszy stan zdrowia wywiadowcy, jego kolejny oficer prowadzący kpt. Reczkowicz zaproponował wycofanie go z sieci AWO i przekwalifikowanie na „adresówkę”. Tego rodzaju agenci wywiadu wojskowego służyli jako skrzynka kontaktowa dla korespondencji z agentami na Zachodzie. Szerokie kontakty zagraniczne Oleksego miały powodować, że listy wysyłane na jego adres nie wzbudzą zainteresowania służb specjalnych NATO.
Początkowo „Piotr” wyraził zgodę na przekwalifikowanie, ale na następnym spotkaniu w lutym 1978 r. coś wyraźnie pękło. Zdenerwowany Oleksy, wówczas pracujący już w KC PZPR, powiedział, że miał rozmowę z wysokim funkcjonariuszem MSW, który dał mu do zrozumienia, że zna charakter jego kontaktów z wojskowym wywiadem. Przyszły lider postkomunistycznej lewicy niedwuznacznie zażądał, by „wyprowadzić go z akt znajdujących się poza wywiadem wojskowym”.
Kierownictwo AWO postanowiło zrealizować prośbę agenta. „Odblokowano” go w ewidencji operacyjnej MSW, wcześniej rozwiązując współpracę. Na ostatnim spotkaniu „Piotr” własnoręcznie podpisał dokument. „Ja niżej podpisany Józef Oleksy zwolniony ze współpracy z Wywiadem Wojskowym PRL zobowiązuję się utrzymać w ścisłej tajemnicy wszystkie fakty, sprawy, obiekty i osoby znane mi z faktu współpracy”. Jego teczkę skierowano do archiwum.
Afera „Olina”
W latach 80. Oleksy pracował w KC, ale ok. 1983 r. jego akcje mocno spadały. Nie na długo jednak, do łask wrócił w 1987 r., gdy objął funkcję I sekretarza KW PZPR w Białej Podlaskiej. Dwa lata później został ministrem w rządzie Mieczysława F. Rakowskiego, potem posłem na Sejm X kadencji PRL i pierwszego demokratycznie wybranego Sejmu III RP (1991–1993). Oleksego nie było na tzw. liście Macierewicza, sporządzonej w 1992 r., bo nie obejmowała ona tajnych współpracowników wojskowych służb specjalnych.
Dawny komunistyczny Zarząd II SG WP zmienił nazwę na WSI, ale przez następne lata pozostał sowiecko-komunistycznym skansenem funkcjonującym praktycznie poza zasięgiem państwa. Oleksy mógł być spokojny, że sprawa jego przeszłości nie wyjdzie na światło dzienne. Kiedy postkomuniści wygrali wybory, w 1993 r., został marszałkiem Sejmu, następnie premierem.
Bomba wybuchła w końcu 1995 r., kiedy z trybuny sejmowej szef MSW Andrzej Milczanowski oskarżył urzędującego premiera o współpracę z wywiadem rosyjskim. Jego słowa opierały się na ustaleniach kilkumiesięcznych działań Urzędu Ochrony Państwa i wymusiła je zmieniająca się sytuacja polityczna.
Pierwsze informacje na temat domniemanej współpracy Oleksego ze Służbą Wywiadu Rosji dotarły do UOP pół roku wcześniej. Zostały one pozyskane od oficera tej służby, który podjął współpracę z płk. Marianem Zacharskim, wysokim funkcjonariuszem UOP. Rosjanin miał „przejąć na kontakt” kilku byłych agentów KGB, prowadzonych wcześniej przez mjr Władimira Ałganowa. Wszyscy czterej należeli rzekomo do czołówki polityków SLD, pozyskanych przez KGB jeszcze w czasach Polski Ludowej. Nazwisko Oleksy i pseudonim „Olin” padały wprost, informacje o pozostałych – w bardziej oględnej formie.
Działania operacyjne UOP potwierdziły wiele informacji kompromitujących Oleksego. Ustalono, że spotykał się z Ałganowem, z którym od lat był w zażyłych stosunkach. Miał także rzekomo przyjmować od niego prezenty, m.in. w postaci luksusowych towarów konsumpcyjnych i alkoholu.
Jeden z wysokich funkcjonariuszy UOP, który wówczas prowadził tę sprawę, płk Marian Zacharski, rozmawiał na temat przeszłości lidera SLD z ówczesnym szefem WSI gen. Konstantym Malejczykiem – tym samym, który na początku lat 70. odbierał z AWO informacje operacyjne zdobyte przez Oleksego w sprawie Jana Bobko. Według słów płk. Zacharskiego Malejczyk ukrył przed nim sprawę agenta AWO „Piotra”.
Ale czas na działania operacyjne UOP w listopadzie 1995 r. dobiegał końca. Inny lider SLD, Aleksander Kwaśniewski, nieznacznie pokonał Lecha Wałęsę w wyborach prezydenckich. To miało szybko i radykalnie zmienić sytuację polityczną w kraju, bo na mocy tzw. małej konstytucji MSW znajdowało się właśnie w gestii prezydenta. Nie było wątpliwości, że działania operacyjne UOP zostaną za chwilę sparaliżowane przez postkomunistów, bowiem wśród czołowych liderów SLD, którzy w związku z prowadzoną sprawą znajdowali się w kręgu zainteresowań UOP, były nazwiska Leszka Millera, Stanisława Cioska i Kwaśniewskiego – prezydenta elekta.
Późniejsze wydarzenia potoczyły się zgodnie ze scenariuszem przewidzianym przez Milczanowskiego. Przywódcy SLD byli zdeterminowani, chodziło przecież o „być albo nie być” postkomunistycznej formacji. Wkrótce po objęciu urzędu przez Kwaśniewskiego szefem UOP został Zbigniew Siemiątkowski. Mając pełnię władzy politycznej w kraju i kontrolę nad służbami specjalnymi, liderzy SLD błyskawiczne rozwiązali sprawę „Olina”. Prokuratura rozpoczęła oficjalne śledztwo, WSI wystąpiły w nim w roli „eksperta”, który podważył wiarygodność rosyjskich dokumentów zdobytych przez UOP. Komisja sejmowa ds. służb specjalnych – złożona w większości z postkomunistów i obradująca równie gładko jak potem „hazardowa” – błyskawicznie oczyściła Oleksego z zarzutów, doszukując się „poważnych zaniedbań UOP” i „brudnej, politycznej prowokacji”. Pisma prokuratury z tego okresu – bardziej propagandowe pamflety niż dokumenty organów ścigania – sugerowały możliwość rozprawienia się z Zacharskim. Ten w ostatnim dniu urzędowania prezydenta Lecha Wałęsy otrzymał generalskie szlify, ale niedługo potem musiał uciekać z kraju.
Co prawda Oleksy w końcu podał się do dymisji, ale z jego wyjaśnień wynikało, że padł ofiarą „politycznej intrygi” i zwykłej naiwności. Teczkę agenta AWO „Piotra” znało wówczas wąskie grono oficerów WSI. Że „coś jest na rzeczy”, dawał publicznie do zrozumienia były minister obrony narodowej Jan Parys, który nie mógł mówić więcej ze względu na tajemnicę państwową. Nazwa „AWO” pojawiła się nawet w „Gazecie Polskiej” w artykule Anity Gargas. Ale to wszystko: teczka agenta AWO „Piotra”, która mogła Oleksemu nieco pokrzyżować linię obrony, nie została przez WSI ujawniona nawet organom ścigania.
Lustracja
W 1998 r. weszła w życie ustawa lustracyjna. Jako poseł na Sejm RP Oleksy zobowiązany był zadeklarować, czy był w przeszłości funkcjonariuszem lub agentem komunistycznych służb specjalnych. Stosowną deklarację wypełnił na „nie”, toteż w pierwszych miesiącach urzędowania jego sprawę skierował do sądu lustracyjnego rzecznik interesu publicznego Bogusław Nizieński. Oleksego bronili: mec. Wojciech Tomczyk (w latach 80. rejestrowany jako konsultant SB) oraz mec. Jerzy Jamka, znany m.in. z tego, że w 1972 r. zażądał kary śmierci dla braci Kowalczyków za wysadzenie auli opolskiej uczelni, w której miała odbyć się celebra z okazji święta SB i MO.
Przed sądem obrona utrzymywała, że kontakty z wojskiem wynikały z powszechnego obowiązku obrony, a jej klient nie był żadnym agentem służb specjalnych PRL, tylko przeszedł zwykłe szkolenie w „wojskach rozpoznawczych”. Lustrowany miał w przeszłości mieć wątpliwości co do charakteru swoich kontaktów z wojskiem, ale rzekomo usłyszał solenne zapewnienie, że nie był agentem od szefa MON w swoim rządzie Stanisława Dobrzańskiego oraz wspomnianego już szefa WSI, Kazimierza Głowackiego. Ten drugi twierdził wówczas publicznie, że nazwa „Agenturalny Wywiad Operacyjny” to jakieś niefortunne tłumaczenie nazwy „jednostki rozpoznawczej”. Jego słynna wówczas wypowiedź, że „agentura operacyjna wywiadu nie ma nic wspólnego z tajną częścią wywiadu wojskowego” wydaje się znamienitą ilustracją poziomu wiarygodności, stosunku do III RP i morale szefa WSI.
Sytuacja była dość groteskowa: cała linia obrony opierała się na zabawie słowami: nie „agent”, lecz „wywiadowca”, nie „wywiad”, lecz „wojska rozpoznawcze” itp. Ale zeznania właśnie w tym duchu, prócz Głowackiego, złożył także szef MON w rządzie Oleksego, Stanisław Dobrzański. Dopiero po pewnym czasie media ujawniły, że Dobrzański miał być zarejestrowany jako agent SB, którego za donosy na opozycjonistów wynagradzano ponoć alkoholem.
Nieźle wyuczone, choć także kompletnie kłamliwe zeznania złożyli wezwani „świadkowie” – oficerowie AWO. Cała linia obrony legła w gruzach, kiedy już z IPN (teczkę Oleksego dostarczyły do sądu lustracyjnego WSI, które potem nie kwapiły się specjalnie do współpracy z rzecznikiem) pozyskano podstawowe instrukcje operacyjne i dokumenty regulujące funkcjonowanie AWO. Nie było wątpliwości, że jest to jeden z wydziałów Zarządu II Sztabu Generalnego WP, który nie był bliżej niesprecyzowaną, „źle przetłumaczoną” jednostką „rozpoznania wojskowego”, lecz, zgodnie ze swoją nazwą, posługującą się agenturą, regularną jednostką wywiadu wojskowego PRL.
Warto pamiętać, że najważniejsze dokumenty dotyczące Oleksego były wówczas tajne i wobec milczenia rzecznika interesu publicznego Oleksy mógł dość swobodnie – „dziwiąc się absurdalnym zarzutom”, „nie wiedząc, o co chodzi”, „doszukując się politycznej prowokacji”, kreować poza salą sądową „medialną rzeczywistość”.
Ostatecznie 22 grudnia 2004 r., po sześciu latach (!) wnikliwych dociekań, w ostatnim tygodniu urzędowania rzecznika Nizieńskiego sąd lustracyjny uznał, że Oleksy skłamał w oświadczeniu lustracyjnym, bo w latach 1971–1978 był agentem Zarządu II Sztabu Generalnego WP. Jako taki wielokrotnie spotykał się z oficerami wywiadu w kawiarniach i lokalach kontaktowych, dostarczał materiały wywiadowcze, uczestniczył w kombinacji operacyjnej wywiadu związanej z próbą nawiązania kontaktu z Janem Bobko, a także prowadził działalność typowniczo-werbunkową. Charakter kontaktów lustrowanego z AWO miał mieć niewiele wspólnego ze zwykłym przeszkoleniem wojskowym, o czym Oleksy – kilka lat spotykając się w warunkach konspiracji, dostarczając rozmaite materiały, przyjmując pieniądze i podpisując dokumenty, gdzie wyraźnie było napisane „wywiad wojskowy” – musiał wiedzieć wręcz doskonale. Nie było też wątpliwości, że AWO był jednym z oddziałów Zarządu II SG WP, a wszystkie historyjki o „wojskach rozpoznawczych” były wierutnymi nonsensami. W tym kontekście informacje, które miał rzekomo przekazać lustrowanemu Głowacki czy Dobrzański, zostały uznane za niezbyt istotne. Mówiąc krótko: Oleksy musiał wiedzieć, kim był i co robił.
Najwyższa Farsa
Wyrok sądu lustracyjnego z grudnia 2004 r. został podtrzymany w apelacji i niedługo potem sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. Oleksy dalej podtrzymywał w mediach, że agentem nie był, a stanowisko rzecznika to „farsa”, która „ma podtekst polityczny”. Ale na wszelki wypadek, widząc, że z wywiadu wojskowego to się raczej „wojsk rozpoznawczych” zrobić nie da, przed rozprawą w SN jego obrona wdrożyła w życie „plan awaryjny”. Zaprzyjaźnione z liderem SLD media ogłosiły, że teczka Oleksego jest… sfałszowana, bo zerwano w niej pieczęć i podrzucono dokumenty powstałe po 1978 r. Według obrońcy Oleksego mec. Tomczyka, Głowacki zeznawał, iż teczka jest w oczywisty dla niego sposób sfałszowana – donosił „Wprost” – „doszło do zerwania pieczęci usunięcia pewnych kart w to miejsce włączenia innych, a następnie ponownego zaplombowania tą samą pieczęcią”.
Sprawa rzekomego fałszowania akt Oleksego była mistyfikacją wymyśloną na potrzeby toczącego się postępowania lustracyjnego. Chodziło o to, że już po zamknięciu teczki wywiadowcy „Piotra” do jego akt po 1978 r. dołączono kilka pism tzw. manipulacyjnych, które wypłynęły w tej sprawie w późniejszym okresie. Dołączenie ich na końcu teczki było rutynowym zabiegiem, stosowanym nie tylko w archiwum Zarządu II SG WP. Dobrze wiedzieli o tym funkcjonariusze WSI, na czele z byłym szefem tej służby, Głowackim.
Okazało się jednak, że żaden „plan awaryjny” nie był tu potrzebny. Sąd Najwyższy, którego orzecznictwo w sprawach lustracyjnych nigdy nie respektowała wymogów szacunku dla ludzkiego rozumu i zwykłego poczucia sprawiedliwości, rozegrał sprawę w zupełnie inny sposób. Współautor wielu podobnej wartości wyroków (np. w sprawie Mariana Jurczyka), sędzia Piotr Hofmański ogłosił, że SN przyjął za wiarygodne zeznania Oleksego, że oświadczenie lustracyjne wypełnił on na „nie” wskutek błędnych informacji przekazanych mu przez Głowackiego i Dobrzańskiego. Co prawda więc SN przyznał, że lustrowany agentem był, ale wypełniając oświadczenie lustracyjne, działał „w uzasadnionym błędzie”. A skoro tak, należało sprawę zamknąć i umorzyć. Jak sąd postanowił, tak zrobił.
Owe „działanie w uzasadnionym błędzie”, jako żywo przypominające znaną z historii „pomroczność jasną”, stało się hitem innych spraw lustracyjnych, w których po latach procedowania wreszcie można było „oczyścić” wpływowych (jak na przykład Robert Mroziewicz) polityków oraz kolegów sędziów, których kłamstwo lustracyjne wydawało się oczywiste. Do tych drugich należała m.in. sędzia Barbara Ćwikowska, która po latach służby w SB „w uzasadnionym błędzie” nie przyznała się, że była funkcjonariuszką SB.
Wyrok Sądu Najwyższego z 2007 r. ostatecznie zamknął sprawę agenta „Piotra”, który triumfował w mediach jako kolejna ofiara „lustracyjnych pomówień”. Ale prześladował go pech, bo niedługo później wybuchła sprawa z tzw. taśmami Oleksego, na których ten, posługując się knajackim językiem, opowiadał m.in. o rzekomym nielegalnie zdobytym majątku przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Zaszkodziło mu to u kolegów i w mediach bardziej niż wcześniejsze, publiczne oskarżenia o pracę dla rosyjskiego wywiadu i agenturalną współpracę z wywiadem wojskowym PRL.
Sprawa kariery Józefa Oleksego jest niezwykle pouczającą lekcją najnowszej historii Polski. Najmniej wesołe refleksje wywołuje obraz polskiej lustracji, wieloletnie funkcjonowanie w wolnej Polsce służb takich jak WSI, przez lata pozostające poza zasięgiem i sferą interesów państwa, a także pewna śmieszność – z orzecznictwem Sądu Najwyższego na czele – lustracyjnego wymiaru sprawiedliwości. Nie wiem nawet, czy w ogóle na miejscu byłyby tu jakieś uwagi o roli etyki w życiu politycznym III RP.
Tekst pochodzi z aktualnego wydania tygodnika „Gazeta Polska”.
Autor: Piotr Gontarczyk
Źródło: Gazeta Polska
III. PISMO EMILII BROWN DO PRZEWODNICZĄCEJ RADY MIASTA NOWEGO SĄCZA BOŻENY JAWOR (pisownia oryginalna)
Do Przewodniczacej Rady Miasta Nowego Sacza
Pani Bozeny Jawor
Do Rady Miasta Nowego Sacza
Szanowna Pani Przewodnicza,
Szanowne Panie i Szanowni Panowie Radni,
Zwracam sie do Panstwa z prosba, zwlaszcza do tych Radnych, ktorzy glosowali za nadaniem tytulu honorowego obywatela N. Sacza, sp. J. Oleksemu, jak rowniez do tych ktorzy byli przeciwko, aby zbojkotowali promocje ksiazki J. Lesniaka o sp. J. Oleksym.
Prosbe swa motywuje tym, ze decyzja Rady Miasta podzielila znowu mieszkancow N. Sacza, ze wzgledu na role jaka odgrywal on w aparacie panstwowym PRL i partyjnym w PZPR, formacje. uznane za zbrodnicze przez narod polski, a szczegolnie przez PiS. Zastanawiam sie nad tym, co by na to powiedzialo dwoch niezyjacych juz bylych prezydentow Polski, honorowych obwateli Nowego Sacza?
Z mojej obserwacji i wlasnego sonadazu, nie uwazam, zeby mieszkancy N. Sacza, z wyjatkiem chyba jakiejs malej grupy, wiedzieli o zaslugach J.Oleksego za ktore nadano mu ten tytul. Czy mamy dowiedziec sie dopiero z ksiazki J. Lesniaka? Jezeli sp. J. Oleksy przysluzyl sie prywatnie prezydentowi Nowego Sacza, Ryszardowi Nowakowi, autorowi ksiazki J. Lesniakowi, bylemu staroscie J. Golonce czy innym, ktorzy skorzystali z jego pomocy w karierze zawodowej czy politycznej, to mysle, ze oni powinni sfinansowac ksiazke z wlasnych pieniedzy. Powinni tez zaplacic za prywatne wynajecie sali ratuszowej lub innego lokalu terenie miasta.
Jezeli Radni, ktorzy glosowali za nadaniem tytulu J. Oleksemu byli pod naciskiem Prezydenta Miasta, to teraz powinni wykazac odwage i moralna postawe i zbojkotowac przynajmniej promocje tej ksiazki. Ubolewam czesto nad tym, ze podwladni wladz w Polsce, np. prezydenta, premiera czy przywodcy partii, glosuja wedlug odgornego nakazu, a nie wedlug wlasnego sumienia czy wlasnej opinii.
Jestem dumna z Anglikow, ze potrafia sie sprzeciwic zwierzchniej wladzy i w protescie nawet zrezygnowac z wysoko platnego stanowiska i podac sie do dmisji. Potrafili nawet zaryzykowac swoja przyszlosc w obliczu dyktatorskiego zarzadzania suwerennymi narodami przez mala, niewybrana przez nich, elity brukselskie, lacznie z naszym rodakiem, D. Tuskiem.
Przypomne jeszcze, ze J. Golonka, jeden ze sponsorow tej promocji, bedac jeszcze starosta, nie sfinansowal nawet wydanej przez Sybirakow ksiazki, do ktorej ja sama dolozylam 3000 zl (trzy tysiace), aby okazac im wsparcie. I ten czlowiek, o takiej etyce piastowal publiczne stanowisko przez tyle lat, podobnie jak Prezydent Nowego Sacza.
Prosze raz jeszcze o postawe patriotyczna, majac nadzieje, ze Panstwo przeanalizuja cala sprawe odnosnie promocji ksiazki o J. Oleksym i postapia zgodnie z wlasnym sumieniem.
Z powazaniem
Emilia Brown , email: unas_uwas@yahoo.co.uk
PS. To może jeszcze tylko dodam, tak od siebie. Panie prezydencie Nowak, może już czas zacząć się pakować?
jest Pan zacietrzewiony nienawiścią.Oleksy był dobrym premierem zniszczony i zhańbiony przez Wałęsę / agenta którego pewnie lubi Pan bardziej / i Milczanowskiego na podstawie lipnych dowodów.Zniszczono go politycznie ale co najgorsze cywilnie jako człowieka.Samo nadanie honorów moim zdaniem słuszne.
Rozumiem, że w tekście Gontarczyka, też same lipne dowody? A Oleksy był tak samo dobrym premierem, jak III RP sprawiedliwym państwem. I cieszę się, że na księżycu ustalono już, że bardziej lubię Bolka od Oleksego.