10.04.2010. Smoleńsk spowity mgłą

Mija dzisiaj 6 lat od pamiętnego sobotniego poranka 10. dnia kwietnia 2010 roku, gdy polski samolot rządowy z 96. osobami na pokładzie, w tym z urzędującym prezydentem RP Lechem Kaczyńskim, spadał (?) z nieba w smoleńskie błoto, odmieniając w jednej chwili historię Polski gwałtownie, brutalnie i nieodwracalnie. Jak się bardzo szybko okazało, wraz z esemesem („Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”), rozsyłanym pośród platformerskiej swołoczy, zaraz po katastrofie, jeszcze raz w naszych dziejach narzucono Polakom bolszewickie warunki gry.  Bezmiar urzędowego kłamstwa i propagandowego zbydlęcenia towarzyszy nam, ze strony sekty pancernej brzozy i „zielonej wyspy”, właściwie jeszcze do dzisiaj. Kto w tamte tragiczne dni, a był nas jednak legion, prawidłowo odczytał znaki czasu, ten wie o czym mówię. Bo obóz zdrady i zaprzaństwa, któremu przewodził premier Donald Tusk wspierany medialnym, zbrojnym ramieniem TVN-u i „Gazety Wyborczej”,  pokazał wówczas swoją obleśną, bezwzględna i okrutną twarz. Już po wsze czasy symbolem tej największej tragedii Narodu Polskiego po zakończeniu II wojny światowej będzie widok, zatrzymany w filmowych lub wspomnieniowych kadrach, zbezczeszczonych i ograbionych przez sowieckie żołdactwo, ciał naszych Rodaków, porozrzucanych w smoleńskim zagajniku przy lotnisku Siewiernyj, a potem udręczonych na stołach sekcyjnych przez ruskich patomorfologów. Zamordowanie prezydenta i 95 najwyższych przedstawicieli Państwa Polskiego okazało się  niewystarczającą zemstą za wzniecone w Kraju nad Wisłą marzenia o wolności i suwerenności. I żeby upodlić do cna te wartości bolszewicki azjata pozamieniał szczątki ciał w trumnach a potem je zalutował i zaplombował, i uzgodnił z targowicką kolumną do działań specjalnych premiera-namiestnika Donalda Tuska, że trumien otwierać „nie lzia”. Sowiecki antychryst wiedział, że Polacy od 1000 lat, a tutejsi Polanie jeszcze dłużej, czczą ciała i pamięć o swoich zmarłych, jak najdroższe relikwie i każdy zamach na tę tradycję i wartości musi celnie ugodzić duszę tego Narodu, sponiewierać ją i splugawić. Moskiewska satrapia chciała znowu odczuwać satysfakcję w chwili, gdy jej poddani gasili pety na zwłokach smoleńskich ofiar albo zaszywali dratwą brudne szmaty w ich bezsilnych od śmierci ciałach.

Smoleńsk_3

Mija dzisiaj 6 lat od pamiętnej soboty 10. dnia kwietnia 2010 roku. Bez większego ryzyka można powiedzieć, że ten i ów doskonale wie, co wydarzyło się wówczas w ten smoleński mglisty poranek. Wiedzą to zamachowcy, wiedzą służby specjalne Stanów Zjednoczonych, Izraela i Niemiec, wiedzą także polskie służby specjalne sprzymierzone z NATO lub sprzymierzone z FSB i GRU. Nie przyszedł tylko czas, żeby ogłosić oficjalny komunikat w tej sprawie. I ten czas na razie nie nadejdzie. Nie tylko dlatego, że Władymir Władymirowicz nie odda nam (nigdy) szczątków Tu-154 M i czarnych skrzynek. Nić politycznych, gospodarczych i agenturalnych powiązań współczesnego świata oplata kulę ziemską coraz szczelniej i naprawdę trudno wychylić nos poza ten kokon. Losem społeczeństw kierują propagandowe kłamstwa, a w najlepszym razie „słodkie” półprawdy. Czy nowa (pod)komisja smoleńska, pod wodza dra Wacława Berczyńskiego, zasiewa nadzieję, że wreszcie będziemy profesjonalnie i uczciwie informowani o postępie badań? Na razie niewiele na to wskazuje. Bo jeśli poważnie traktować przedwczorajszą wypowiedź Berczyńskiego dla „Gościa Niedzielnego”, że z najnowszych zdjęć satelitarnych, wcześniej podobno nieznanych, wynika, że Tu-154M rozpadł się w powietrzu, to ja mam tylko jedno pytanie… Dlaczego przewodniczący Wacław Berczyński nie zorganizował oficjalnej konferencji prasowej w MON i w prostych „żołnierskich słowach”, z tymi zdjęciami satelitarnymi na telebimie, nie poinformował społeczeństwa o tych rewelacjach. Tu nie powinno być nic do ukrycia. I z całym szacunkiem dla redakcji „Gościa Niedzielnego”, ale z takimi nowościami, to dr Berczyński nie miał prawa dzielić się li tylko z Czytelnikami tej gazety. W każdym razie nie w pierwszej kolejności. Bo taka sytuacja znowu wygląda na jakąś grę i kolejne podchody wokół pancernej brzozy. W takim stylu spokojnie dotrwamy do 10. rocznicy smoleńskiego zamachu i podczas kolejnej miesięcznicy Jarosław Kaczyński po raz „tysiąc dwieście pięćdziesiąty drugi” oświadczy, że już tuż, tuż, już za chwilę, a prawda zostanie ujawniona. Państwo Polskie, my wszyscy, zaczęliśmy płacić Wacławowi Berczyńskiemu i jego współpracownikom. Dlatego pytam, gdzie są konferencje prasowe i nowe dokumenty przekazane przez sojuszników, gdzie informacje o merytorycznym podziale prac wśród członków tego ciała, gdzie strona internetowa (pod)komisji, gdzie odpowiedź na pisma, na przykład profesora Dakowskiego (zob. http://3obieg.pl/miroslaw-dakowski-rekopisy-nie-plona-pytania-nie-gina-ludzie-tak-list-otwarty), dlaczego w (pod)komisji nie są reprezentowani smoleńscy blogerzy z drugiego, trzeciego i czwartego obiegu, ci od technicznych analiz, „teorii spiskowych” a nawet maskirowki, którzy w poczuciu republikańskiej misji i z potrzeby serca poświęcili niezliczone dni i nieprzespane noce na badanie tego „wypadku” (zob. http://kazik.salon24.pl/705411,prawdy-smolenskie); a dostrzegli tysiące „przegapionych” przez Anodinę i Millera detali i zadali setki niewygodnych pytań… Boję się, że za 10 lat, jeśli Bóg da pobyć na tym łez padole jeszcze trochę, będę zadawał podobne pytania.

Mija  dzisiaj 6 lat od pamiętnej soboty 10. dnia kwietnia 2010 roku. Spotkamy się w kościołach, na cmentarzach, na Powązkach, na Wawelu, na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim. Pan Prezydent Andrzej Duda i premier Jarosław Kaczyński wygłoszą podniosłe przemówienia. To ważne! Od czasu jak PiS doszedł do władzy udało się (na razie) odwrócić publiczne drogowskazy w kierunku na Dumę i Pamięć Narodową. Na pewno tłumne będą dzisiejsze obchody Tragedii Smoleńskiej. Już wiadomo, że powstanie pomnik na Krakowskim Przedmieściu. To ważne, bardzo ważne, ale nie zapominajmy, że nie wolno nam żyć samymi symbolami.

Mija dzisiaj 6 lat od pamiętnej soboty 10. dnia kwietnia 2010 roku. I wiadomo, że podczas dzisiejszych obchodów, zresztą jak przed rokiem, nie dostrzeżemy w pierwszych szeregach, czy choćby nawet dalej, jednej, ale jakże prominentnej postaci najnowszej historii Polski. Rok temu zamieściłem na „3obiegu” krótki komentarz w tej sprawie albo, jak kto woli, refleksję, przeczucie… i czekam, kiedy proces, w którym Historia, która skazała już Donalda Tuska na wieczną infamię za zdradę Ojczyzny, znajdzie swój finał na sali naprawdę Niezawisłego i Sprawiedliwego Sądu Rzeczypospolitej Polskiej. To przeczucie, którym byłem powodowany przy pisaniu felietonu o nieobecności „króla Europy” w Warszawie 10 kwietnia 2015 roku, podpowiada mi dzisiaj, że jednak nie doczekam  tej chwili.

xxx

Nieobecność „króla Europy” Donalda Tuska w Warszawie 10 kwietnia 2015 roku była nie tylko faktem haniebnym, ale także bardzo znamiennym. I stanowi kolejny dowód obciążający w procesie, który wytoczyła, na razie tylko Historia, człowiekowi, który oddał śledztwo smoleńskie w ręce sowieckich oprawców. W powszechnym dyskursie społecznym utarło się mówić, że milczenie oznacza zgodę. W tym wypadku, wielkie milczenie Donalda Tuska, który w sprawie 5. rocznicy, największej po II wojnie światowej, tragedii, która dotknęła Polskę, nie wydał jednego słowa oświadczenia z „dalekiej” Brukseli, nie pozostawia wiele wątpliwości, co do stanu i zawartości zakamarków duszy byłego premiera rządu III RP.
W życiorysie politycznym Donalda Tuska, trudno znaleźć choćby jeden element, który wprost negowałby liczne domysły, że przed laty młody Tusk został zwerbowany przez wschodnioniemiecką STASI i działał nad Wisłą pod pseudonimem Oscar. Już dwa lata temu, na łamach „3obiegu” napisałem (zob. http://3obieg.pl/czy-agent-stasi-oscar-to-donald-tusk):

Tylko pobieżny rzut oka na karierę polityczną Donalda Tuska każe powątpiewać w jego czyste, zgodne z polską racją stanu, intencje. Przykłady, takiego stanu rzeczy, są znane wszem i wobec: „nocna zmiana” rządu Olszewskiego, powołanie do życia Platformy Obywatelskiej, która, co dzisiaj widać jak na dłoni, z zimną krwią dokonuje demontażu Państwa Polskiego, wasalne stosunki z Angelą M. – kuriozalne ordery i europejskie apanaże, stocznie, Nord Stream,  Smoleńsk i cały kontekst związany z zamachem i strach, wielki strach przed pułkownikiem Putinem.

Od tego czasu kilka spraw uległo zmianie. Przede wszystkim Donald Tusk został powołany „przez Angelę Merkel”, bo chyba nikt nie ma, co do tego żadnych wątpliwości, na przewodniczącego Rady Europejskiej i czmychnął na sowicie opłacaną synekurę do Brukseli. I smoleńskie demony zostawił w kraju. Tylko, że od tych upiorów nie da się uciec. Wystarczy przeczytać relację Małgorzaty Wassermann zapisaną w książce „Zamach na prawdę” na temat kilku spotkań i rozmów rodzin smoleńskich z Tuskiem po 10 kwietnia 2010 roku. Przed naszymi oczami roztacza się obraz stronniczości, a właściwie służalczości, wobec Rosjan i himalaje kłamstwa suflowane cały czas Polakom pod cyniczna przykrywką zwykłej ludzkiej bezradności i zagubienia, która politykowi na tym stanowisku przecież nigdy nie przystoi. Dzisiaj natomiast widać, że już 10 kwietnia 2010 roku Donald Tusk prowadził rozgrywkę o przyszłe europejskie apanaże, żeby Putin i Merkel mogli powiedzieć: „Oto nasz człowiek w Brukseli”.

Tajemnice STASI na temat Donalda Tuska muszą znać bezwzględnie dwie osoby: Angela Merkel i Władymir Putin. Oboje całkowicie przypadkowo. To oczywiście żart, bo wszyscy wiemy, nie tylko od Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna autorów książki pt. „Das erste leben der Angela M.” („Pierwsze życie Angeli M.”), że związki Angeli M. z FDJ, a więc i ze STASI nie były tylko incydentalne. O karierze kagiebowca Putina w NRD napisano, tu i ówdzie, też kilka słów.

Donald Tusk, jak widać po latach, w tym niemiecko-rosyjskim tyglu czuł się właściwie jak ryba w wodzie. Angelę M. całował po rękach a z Władymirem Władymirowiczem wykonywał słynne żółwiki. W międzyczasie zaśmiewał się do rozpuku z kolegą Bronisławem K. czekając na smoleńskie trumny na lotnisku wojskowym w Warszawie.

Kim był agent Oscar 10 kwietnia 2010 roku. Jedni twierdzą, że zamachowcem (zob. celną analizę Łażącego Łazarza pt. „Gruppenfuhrer KAT”). Inni, że wystrychniętą na dudka żałosną kreaturą, która uwierzyła, że przestawia na tej szachownicy jakieś figury albo choćby piony

Patrząc z tego punktu widzenia do rangi symbolu może urastać słynna rozmowa w cztery oczy Putina z Tuskiem na sopockim molo w 2008 roku. Musiał wtedy żałosny Kaszub pękać z dumy, że przywódca takiego „mocarstwa” urządza sobie z nim przyjacielskie „tete-a-tete” i to nie w Moskwie na Patriarszych Prudach. Pożyteczny idiota? Niekoniecznie. A wspólnik? Może jedno i drugie!

Trzecia możliwość, że Donalda T. Historia przerosła i był powodowany tylko paraliżującym strachem pozostaje najmniej prawdopodobna. Donald T. nie siedział samotnie w celi na Łubiance, tylko urzędował w stolicy blisko czterdziestomilionowego państwa, należącego do NATO, i na biurku miał „gorącą linię” do prezydenta Stanów Zjednoczonych. W takiej sytuacji nie oddaje się śledztwa wrogiemu mocarstwu, a w każdym razie nie bez walki. Mówią, że tonący brzytwy się chwyta. I to jest stara prawda. Tylko, że agent Oscar nie topił się 10 kwietnia 2010 roku! W każdym razie nie w morzu należącym do kondominium niemiecko-rosyjskiego.

Merkel i Putin na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie dojechali. Barack Obama też. I to są równie wymowne polityczne „oświadczenia” woli jak milczenie Donalda Tuska 10 kwietnia 2015 roku. Historia powoli wydaje wyrok na „dziarskiego Donka” z Gdańska. I kodeksowe prawo, że wszystko co powie oskarżony może być wykorzystane przeciwko niemu, nie ma w tej sytuacji pełnego zastosowania. Bo o wiele cięższym dowodem w tym procesie, przed „Trybunałem Historii”, będzie wszystko to, co Donald Tusk chce przemilczeć.

Nie da się jednak ukryć, że agent STASI Oscar pozostaje ciągle w grze. A jak długo spadkobiercy STASI, FDJ i KGB będą go chronić i wykorzystywać, to już temat na inne opowiadanie!

Smoleńsk_2Mija  dzisiaj 6 lat od pamiętnej soboty 10. dnia kwietnia 2010 roku. Dlatego na koniec zadam jeszcze jedno, ostatnie na razie pytanie! Retoryczne?

Czy ktoś, kiedyś rozproszy tę smoleńską mgłę?

 

 

(Odwiedzono 7 razy, 1 wizyt dzisiaj)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *