Zarobki funkcjonariuszy publicznych, zasiadających z wyboru na samorządowych stanowiskach, są nie do zaakceptowania w naszym biednym kraju. Pozwoliłem sobie wielokrotnie na stronach tego portalu twierdzić, że ze sprawiedliwością społeczną dochody wójtów i burmistrzów w takich miejscowościach jak Bobowa, Uście Gorlickie czy Gorlice, ale przecież tak jest w całej Polsce, nie mają wiele wspólnego. Nie wolno także zapominać, że przywileje, którymi obdarował ustawodawca naszych włodarzy nie kończą się na wypłacie miesięcznych, bardzo wysokich poborów, ale gwarantują im różne finansowe dodatki w tym tzw. kilometrówkę i ekwiwalent za niewykorzystane urlopy, ryczałt za dojazd do pracy, czy ryczałt za rozmowy telefoniczne. Podróże służbowe, to także całodniowe żywienie na koszt podatnika. A takie żywienie dotyczy również różnych imprez o charakterze lokalnym, kiedy to, po festynie lub innej uroczystości, miejscowi notable zasiadają przy suto zastawionym stole w tej czy innej ostoi.
Trudno się zatem dziwić, że deklarowane przez wójtów i burmistrzów dochody, oscylujące nierzadko w granicach 200 tysięcy złotych rocznie stworzyły z tej grupy ludzi prawdziwą oligarchię na tle polskiej biedy i szalejącego bezrobocia.
Przeglądając, nawet pobieżnie oświadczenia majątkowe, „przywódców samorządowych“ z terenu powiatu gorlickiego bardzo łatwo zauważyć na jaki poziom zamożności wyniosło ich pełnienie samorządowych funkcji. I żeby nie być gołosłownym podam kilka przykładów.
W pierwszym opublikowanym oświadczeniu majątkowym z 25 kwietnia 2003 roku wójt Gminy Gorlice Ryszard Guzik deklarował dochód ze stosunku pracy w 2002 roku w wysokości 34 647 zł i 66 gr i brak jakichkolwiek oszczędności. Natomiast 7 lipca 2015 roku ta sytuacja uległa diametralnej poprawie. Jego dochody ze stosunku pracy wynosiły 191 650 zł i 24 gr a środków pieniężnych zgromadzonych w walucie polskiej „brzęczało“ na koncie gorlickiego wójta 180 000 zł.
Pożeglujmy teraz do Uścia Gorlickiego. Tam wójt Dymitr Rydzanicz do dnia 18 kwietnia 2003 roku zgromadził na kontach bankowych 4000 zł i 3000 USD. 29 grudnia 2014 roku zadeklarował lokatę bankową w wysokości już „tylko“ 490 000 zł i dochód 208 079 zł i 43 gr.
Kolejny przykład zaczerpnąłem z oświadczeń majątkowych byłego starosty gorlickiego, a dzisiaj burmistrza Biecza Mirosława Wędrychowicza. 24 kwietnia 2004 roku ten gorlicki samorządowiec deklarował łączny dochód w wysokości 54 324 zł i 54 gr oraz brak jakichkolwiek zasobów pieniężnych na kontach bankowych. Natomiast 27 kwietnia 2015 roku jego dochód wynosił odpowiednio 223 429 zł i 62 gr a na koncie bankowym ulokowano 101 000 zł.
O stanie majątkowym burmistrza Wacława Ligęzy z Bobowej pisałem wielokrotnie. O jego dochodach, kilometrówce, ekwiwalentach urlopowych i innych, zakupie działki w Lipinkach, to i przypominać raz jeszcze tych faktów chyba nie trzeba. Można jedynie wspomnieć, że na koncie naszej perły samorządu w dniu 1 grudnia 2014 roku zaksięgowano kwotę 84 377 zł i 69 gr.
Powyższe przykłady można mnożyć. Wystarczyć odwiedzić strony BIP-u (Biuletynu Informacji Publicznej) i zlustrować (porównawczo) oświadczenia majątkowe dowolnego wójta czy burmistrza. Nie tylko w powiecie gorlickim.
Pamietajmy, że, na potrzeby tego felietonu, przytoczyłem tylko wybrane „markery“, dotyczące wzrostu zamożności na publicznej diecie „samorządowej oligarchii“. Nic nie wspomniałem o nieruchomościach, samochodach i nie byłem w stanie zlustrować bieżących wydatków, które przecież siła rzeczy każdy z wymienionych i niewymienionych działaczy poczynił w trakcie sprawowania przez siebie samorządowego urzędu. A to przecież także byłoby (i jest) miarą gwałtownego wzrostu stopy życiowej. Zwróć także, Drogi Czytelniku, uwagę, że ani jednym słowem nie odniosłem się do potencjalnych korzyści, które mogą wynikać z faktu dzierżenia nieograniczonej właściwie władzy przez wójta X, burmistrza Y czy starostę Z, na przykład, wynikających z korupcyjnych powiązań ze światem gospodarczym.
Czy trudno sie zatem dziwić, że panie i panowie wójtowie i burmistrzowie z uporem godnym lepszej sprawy walczą o kolejne reelekcje? Czasami nie przebierając w środkach. I czy trudno się dziwić, że tak zadekretowana przez ustawodawcę ekonomika wynagradzania samorządowych włodarzy uczyniła z nich oligarchiczna kastę, której obywatele w gruncie rzeczy są potrzebni tylko w dniu wyborów? Przypomnijmy, że de facto sprawowanie takiego czy innego urzędu samorządowego nie jest związane z jakąkolwiek odpowiedzialnością za podejmowane decyzje. Odwołanie wójta czy burmistrza, to właściwie mżonka a za „nieprawidłowości“ w działaniach urzędów miast i gmin Regionalna Izba Obrachunkowa i Samorządowe Kolegium Odwoławcze, nie mogą ukarać, ograniczając się do zdawkowego: „a może byście się towarzysze trochę poprawili“.
Polski samorząd terytorialny pozostaje samorządem tylko z nazwy. Niestety nie widać na razie na horyzoncie żadnej nadziei na jego reformę, a właściwie na zbudowanie od nowa społeczeństwa obywatelskiego. Dlatego samorządowi oligarchowie dalej będą obrastać w piórka na koszt zapędzonego w kozi róg społeczeństwa. Tłuste koty będą coraz grubsze!
Na parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości Barbarę Bartuś i Stanisława Koguta trudno bowiem liczyć, bo wszak w tym oligarchicznym towarzystwie czuja się od lat jak ryby w wodzie.
Wójt z Uścia nieźle się obłowił…