O sprawach delegacji i wyjazdów służbowych burmistrza Wacława Ligęzy pisałem wielokrotnie. Wiele danych udało się ujawnić, jak na przykład wysokość wypłaty z tytułu tzw. kilometrówki. Te i inne dane kosztowe, które opublikowałem na moim portalu rzuciły snop światła na karygodne zasady rządzące wydatkowaniem publicznych pieniędzy w Gminie Bobowa, a jednocześnie stanowiły przyczynek do opisu patologicznego systemu, w którym tkwi tzw. samorząd terytorialny w naszym nieszczęśliwym kraju. Jednak, jak wiedzą moi Czytelnicy, nie wszystkie informacje na temat wyjazdów służbowych zostały udostępnione mojej redakcji. Do takich nieokazanych, skrzętnie ukrytych dokumentów, należą m. in. druki poleceń wyjazdów służbowych, na podstawie których księgowość gminna rejestruje koszty takich podróży. Radca prawny Mateusz Mruk, powołując się na jeden z wyroków sądownictwa administracyjnego, szeroko uzasadniał, że takie druki księgowe nie stanowią informacji publicznej. Na RIO w Krakowie nie zrobiło to szczególnego wrażenia i nie poddano tych wyjazdów niezbędnej weryfikacji a radni miejscy nie zamierzali zgłębić tej wiedzy, chociaż to powinien być ich tzw. psi obowiązek. Nie sposób zatem rozliczyć burmistrza, pracowników samorządowych i samorządowców z kilometrówki. Bez świadectwa dokąd podróżowali „jaśnie państwo samorządowładztwo” nie da się poddać analizie globalnych kosztów.
Pomyślałem zatem, żeby zwrócić się do burmistrza Ligęzy o okazanie „imiennej listy inwentaryzacyjnej wszystkich wyjazdów służbowych pracowników UM w Bobowej i samorządowców Gminy Bobowa w latach 2010-2014”. Pisząc o „imiennej liście inwentaryzacyjnej” byłem świecie przekonany, że powinienem otrzymać przynajmniej następujące dane; imię i nazwisko samorządowca/urzędnika, miejsca przeznaczenia wyjazdu i cel wyjazdu. Jakże się myliłem. Lista inwentaryzacyjna, którą mi przedstawiono wyglądała bowiem tak: Rejestr delegacji (proszę, przy okazji, zwrócić uwagę, jak się nam „jaśnie państwo samorządowładztwo” rozpodróżowało). Ponownie usiadłem do komputera i wyklikałem na klawiaturze wniosek o uzupełnienie listy imiennej danymi dotyczącymi miejsca i celu wyjazdu. No i wczoraj, tj. 30 kwietnia 2015 roku, dostałem następującą odpowiedź:
Odpowiadając na Pana wniosek z dnia 17 kwietnia 2015 r. informuję, że
Urząd Miejski w Bobowej nie posiada innego rejestru delegacji
pracowników Urzędu Miejskiego w Bobowej niż przesłany Panu w dniu 16
kwietnia 2015 r.
Sekretariat Burmistrza Bobowej
Justyna Mucha
Kompletnie zdębiałem! Przeczytałem ten komunikat kilka razy, bo w pierwszej chwili myślałem, że śnię. Ale nie! Pani Justyna Mucha z sekretariatu burmistrza Bobowej w istocie poświadczyła informację, że Urząd Miejski nie posiada wiedzy na temat miejsca i celu wyjazdów służbowych własnych pracowników i samorządowców. To oczywiście jest niemożliwe. Nie jest bowiem możliwe, żeby pani skarbnik Danuta Żarnowska wyrzuciła do kosza druki poświadczające kto, kiedy i komu zlecił wyjazd służbowy i kto, kiedy i komu ten wyjazd służbowy w miejscu przeznaczenia potwierdził podpisem i pieczęcią służbową.
Z tej informacji wyłania się jakiś przerażający obraz bezhołowia w funkcjonowaniu Urzędu Miejskiego w Bobowej albo pani Justyna Mucha poświadczyła urzędowo bezdyskusyjnie nieprawdę. Tak źle i tak niedobrze.
Ponadto wystarczy przeczytać uważnie pismo, sygnowane z upoważnienia burmistrza Wacława Ligęzy przez Danutę Żarnowską –20150414151912211 – żeby stwierdzić, że pani Justyna Mucha nie uzgodniła chyba „zeznań” z panią skarbnik. Wszak w ww. piśmie „jak wół stoi”, że „cel podróży służbowych pracowników określony jest każdorazowo na poleceniu wyjazdu służbowego”. No i mleko się rozlało! W piśmie pani skarbnik z 13 kwietnia 2015 roku warto przy okazji zwrócić uwagę, że z wyjazdów służbowych pracowników nie są sporządzane żadne protokoły, adnotacje, czy notatki służbowe, dotyczące choćby przebiegu i wyników podróży. A my za ten bałagan płacimy ciężkie pieniądze. W tym stanie rzeczy wszystkie sprawy mogą być załatwiane tak jak organizacja koncertu zespołu ENEJ. Wolna amerykanka.
Właściwie szkoda już strzępić sobie język po próżnicy. Zadam zatem Państwu retoryczne pytania. Dlaczego Urząd Miejski, któremu szefuje burmistrz Wacław Ligęza, z uporem godnym lepszej sprawy nie chce okazać informacji, o które wnosiłem? Co takiego stoi na przeszkodzie, żeby ujawnić cel podróży służbowych pracowników i samorządowców? Dlaczego pracownik sekretariatu dopuszcza się, w gruncie rzeczy, dość prymitywnego i tak ostentacyjnego kłamstwa? Kto zlecił pani Justynie Musze wystosowanie do mojej redakcji takiej właśnie merytorycznej odpowiedzi?
Ta historia, jak wiele innych, opisanych na moim portalu, dramatycznie kompromituje burmistrza Wacława Ligęzę i sposób sprawowania przez niego misji publicznej. A upór, w dziele ukrywania informacji publicznej, zasługuje na najwyższe potępienie.
Ta historia kompromituje także cały system polskiego „samorządu terytorialnego”, który z pełną świadomością ustawodawców, nie został zabezpieczony w mechanizmy obronne przed tak karygodnymi praktykami. Właśnie dlatego burmistrz Wacław Ligęza będzie trwał na swoim stanowisku, a wspólnota samorządowa nie kiwnie palcem, żeby takiego „samorządowca” pozbawić lukratywnej posady.
Zatomizowane społeczeństwo nie widzi już potrzeby, żeby się bronić. „Bal u Senatora” znowu trwa! A Doktor i Pelikan są wśród nas. Nieśmiertelni!
Więcej na ten temat:
https://gorliceiokolice.eu/2015/03/na-samorzadowym-folwarku-u-burmistrza-waclawa-ligezy/,
https://gorliceiokolice.eu/2015/03/4752/.
Na początku pisma podpisywał osobiście burmistrz,następnie Naczelnicy wydziałów,ostatnio Justyna Mucha-Sekretariat Burmistrza Bobowej.
Tylko czekać jak następne pisma będą podpisane przez Palacza Stanisława Bulande- konserwatora Urzędu Miejskiego ?