O kosztach urzędowania burmistrza Bobowej i licznych zagadkowych wydatkach Gminy Bobowa (zakup dworu Długoszowskich, koncert zespołu ENEJ) napisałem wiele artykułów. Dzisiaj przedstawiam kolejne liczby i fakty, które bezspornie świadczą, że publiczne pieniądze pozostają de facto poza kontrolą bobowskiej wspólnoty samorządowej. Nie dotarły bowiem, jak dotąd, do mnie żadne słuchy, dowodzące że tzw. radni z bobowskiej Rady Miejskiej podjęli inicjatywę kontrolną, dotyczącą celowości i zgodności z prawem wydatkowania ogromnych sum w związku z kosztami (na przykład) wyjazdów służbowych burmistrza Wacława Ligęzy. Jak już napisałem dokumenty zwane „poleceniami wyjazdów służbowych” pozostają utajnione dla waszego felietonisty, a Regionalna Izba Obrachunkowa albo prowadzi kontrole „niekompleksowe”, albo w ogóle nie ma zamiaru wkraczać w kwestię rozliczeń słynnej już kilometrówki wypłaconej burmistrzowi Bobowej. Komisja Rewizyjna RM w Bobowej śpi i będzie sobie smacznie spała dalej, bo nie ma takiej siły, która wybudziłaby ją z tego korupcyjnego letargu. Bobowski „samorząd” ma wszystkie znaczone karty w ręku i będzie bronił burmistrza przed każdą publicystyczną „potwarzą”, jak Jaruzelski socjalizmu. Na nic zda się publikowanie liczb i nawoływanie do przeglądnięcia dokumentacji księgowej. A fakt, że „recenzent” życia publicznego z Wilczysk nie może zobaczyć niektórych dokumentów, dowodnie świadczy, że mamy do czynienia z procederem przestępczym i korupcjogennym.
Tymczasem polecam lekturę następujących pism, sygnowanych przez skarbnik Danutę Żarnowską: 20150330133218932, 20150330133236202.
Prawda, że bardzo ciekawe zestawienia? Koszty wyjazdów służbowych pracowników i radnych Gminy w latach 2010-2014, to 107 837 zł i 11 gr. Za rozmowy telefoniczne burmistrza w tym samym czasie zapłaciliśmy 14 145 zł i 94 gr, a za rozmowy pracowników 13 627 zł i 11 gr; mowa oczywiście o rozmowach prowadzonych przez służbowe telefony komórkowe, których w UM w Bobowej zarejestrowano aż 13!!! Nie zapytałem o koszty telefonii stacjonarnej w urzędzie, ale chyba już mi się nie chce. Możecie sobie sami o to zapytać.
Rozjeździli się nam ci pracownicy, oj rozjeździli. Jednak gdzie i po co, tego już się nie dowiemy, ale 107 837 zł i 11 gr robi wrażenie. Tak jak przywilej w postaci aż 13 komórek dla, jak rozumiem, najbardziej dyspozycyjnych funkcjonariuszy bobowskiego samorządu. Hulaj dusza piekła nie ma!
Pisma widzicie i możecie czytać je także wspak. Każdy też wyciągnie z tej wiedzy inne wnioski. Wiadomo natomiast, że członkowie komisji rewizyjnej nie wyciągną z tego żadnych wniosków. I chwała im za to!
A na koniec tylko jeszcze jedna uwaga. Pani skarbnik Danuta Żarnowska, w pewnym momencie, jak rozumiem, gdy skonstatowała, że wiedza, którą zmuszona była ujawnić jest kompromitująca, wykazała się znaczącą nadgorliwością i stwierdziła:
Szacuje się, że około 60% wyjazdów służbowych Burmistrza, to wspólne wyjazdy służbowe z pracownikami, co w efekcie końcowym spowodowało znaczne obniżenie kosztów wyjazdów służbowych pracowników.
Jeśli ja dobrze rozumiem ten komunikat, to warto „pogdybać”:
- Burmistrz Wacław Ligęza podwozi tu i tam pracowników merytorycznych, czyli „robi” za kierowcę, tzn. że faktycznie ma drugi etat w Gminie?
- Burmistrz Wacław Ligęza nie ma kompletnie zaufania do swoich pracowników i musi ich właściwie cały czas kontrolować, żeby nie napisać, inwigilować?
- Burmistrz Wacław Ligęza nie lubi samotnych wypraw służbowych?
- Burmistrz Wacław Ligęza nie chce dzielić się kilometrówką z pracownikami?
- Jeśli pracownik wsiada do samochodu burmistrza, a nie do własnego samochodu, dla wysokości kilometrówki nie ma większego znaczenia. Po prostu kilometrówkę zgarnia burmistrz, a nie pracownik; to nie jest ani tańsze, ani droższe. Może gdyby pracownik pojechał autobusem albo pociągiem byłoby taniej? Nie wiadomo!
- Stanowczo należałoby przeanalizować takie wspólne wyjazdy. Na przykład, kto najczęściej podróżuje z burmistrzem i w jakich sprawach. Notatki służbowe, na taką okoliczność, powinny być każdorazowo sporządzane. Tutaj nie wystarczy zwykłe polecenie wyjazdu służbowego. Bo wtedy w pracy nie ma 2 albo i 3 osób. Stanowisko pracy nieobsadzone. Petenci odchodzą z kwitkiem. Mógłby też ktoś postawić zarzut, że mamy do czynienia z wycieczką turystyczną, a przecież wyjazdy służbowe muszą być poza wszelkim turystycznym podejrzeniem.
Tylko ten krótki spis wątpliwości dowodzi z jak dramatycznie patologicznym systemem mamy do czynienia. Bo burmistrz może sobie jechać z pracownikiem dokąd tylko zechce i nikt mu tego nie zabroni, ani go z tego nie rozliczy.
A jeśli, panie burmistrzu, chciałby pan rozwiać wszystkie powyższe wątpliwości, bardzo proszę ujawnić pełną dokumentację pana i pańskich pracowników wyjazdów służbowych. Jak samorząd, to samorząd. Jak wspólnota samorządowa, to wspólnota samorządowa. Jak jawność, to jawność. Bierze pan za to gigantyczne pieniądze „na dwóch etatach” burmistrza i kierowcy. Żarty się skończyły, zaczęły się schody, jak powiedział Wieniawa…