Nowe umowy z weterynarzem podpisane – życzliwy24.pl działa pełną parą!
http://www.bobowa24.pl/2015/02/noworoczny-koncert-w-szkole-muzycznej-i-st-w-bobowej-tv/
Czytamy (pisownia oryginalna):
„W ostatni czwartek stycznia (…) w dworze Długoszowskich odbył się koncert noworoczny przygotowany przez uczniów oraz nauczycieli Szkoły Muzycznej I stopnia w Bobowej. Wydarzenia kulturalne w tym miejscu stały się już niepisaną tradycją”.
No proszę, w ciągu 5 miesięcy powstała „tradycja” (szkoła grajków rozpoczęła działalność we wrześniu ub. roku).
Rozumiem, że rodzina Książkiewiczów odrabia u weterynarza zjedzony chleb (nowe umowy podpisane!) – ale bez przesady z tą propagandą. Paulina Wilczyńska (albo ten młodzieniec, który zadaje pytania p. Gryzikowi) zajrzy do jakiegoś słownika (lub do encyklopedii – jeśli wie, co to jest) i sprawdzi, co znaczy słowo tradycja.
Może też poszukać w sieci. A jak nie wie jak to zrobić, to tu ma link:
http://sjp.pwn.pl/sjp/tradycja;2578426
Już nawet nie pytam, czy Paulina Wilczyńska oglądała „Misia”. Gdyby oglądała, to by się nie ośmieszała.
Czytamy dalej (pisownia oryginalna):
„Sala, w której odbywał się koncert wypełniła się po brzegi nie tylko rodzicami uczniów ale także przedstawicielami lokalnych władz. Obecny był m. in. burmistrz Bobowej Wacław Ligęza oraz przewodniczący Rady Miejskiej w Bobowej Stanisław Tabiś”.
Ta „sala” (co to „wypełniła się po brzegi”) to raczej niewielka salka (najlepiej widać to na zdjęciu nr 49).
A „lokalne władze”, to weterynarz z nowym przybocznym. Zainteresowało mnie to „m. in.” („Obecny był m. in. burmistrz Bobowej Wacław Ligęza oraz przewodniczący Rady Miejskiej w Bobowej Stanisław Tabiś”). Szukałem na zdjęciach jeszcze jakiejś „władzy” (niechby i „lokalnej”), ale jakoś nie znalazłem. Więc nie wiem, co oznacza to „m. in”. Może nadworny propagandysta Mateusz K. nam wyjaśni?
Czytamy dalej (pisownia oryginalna):
„O przebiegu tej prawdziwej uczty dla uszu opowiedział nam Robert Gryzik, dyrektor Szkoły Muzycznej w Bobowej” – i dalej jest tekst, który ma być wypowiedzią p. Gryzika.
Łatwo sprawdzić, że wypowiedź p. Gryzika (można jej odsłuchać) nie została spisana dokładnie – Paulina Wilczyńska dopiero się uczy trudnej sztuki pisania ze słuchu.
„Koncerty w szkole muzycznej to już poniekąd taka powoli się rodzi tradycja” – gaworzy jakiś pajac spoza kadru (widać, że pajac nie oglądał „Misia”). Dalej pajac pyta (pytanie z gotową odpowiedzią): „Czy możemy tak faktycznie powiedzieć że ten ta kultura która którą krzewi to jest właśnie nie tylko dedykowana do uczniów ale również rodziców i mieszkańców?”. Pan Gryzik odpowiada: „Tak, taki był zamysł tworzenia szkoły. Szkoła, oprócz walorów dydaktycznych, gdzie po prostu uczymy na instrumentach, ma również walory związane ze środowiskiem w jakim się znajdujemy, czyli promocja muzyki, wysokiej muzyki, która jest muzyką wartościową, tak żeby ta muzyka dotarła do szerszej szerszego grona mieszkańców, nie tylko do uczniów, do rodziców, ale do gości, do wszystkich, którzy są zainteresowani, do melomanów, którzy lubią słuchać muzykę poważną”.
Paulina Wilczyńska zapisała to tak:
„Szkoła oprócz walorów dydaktycznych, gdzie uczymy gry na instrumentach ma również walory związane ze środowiskiem w jakim się znajdujemy, czyli promocja wysokiej muzyki, która jest muzyką wartościową. Naszym zadaniem jest by dotarła do szerszego grona mieszkańców nie tylko do uczniów i rodziców ale do melomanów, którzy lubią słuchać muzykę poważną”.
Co z tego wynika? A to, że weterynarz na posadzie dyrektora zatrudnił (i opłaca naszymi pieniędzmi) grajka, który co prawda gra (na skrzypkach), ale nie umie mówić po polsku. Grajek (na skrzypkach) Gryzik powiada: „do melomanów, którzy lubią słuchać muzykę poważną”. Grajek (na skrzypkach) Gryzik nie wie, że czasownik słuchać rządzi dopełniaczem, a nie biernikiem. Po polsku mówimy tak: słuchać muzyki poważnej.
To, że młodzieńcy, udzielający się na życzliwy24., mają problemy z językiem polskim, to wiadomo od dawna (Paulina Wilczyńska to też nie jest niespodzianka), ale wybrany z tysiąca p. Gryzik?
Ps.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, na co poszły nasze miliony (a pójdą kolejne).
Pan Gryzik objawił nam „zamysł”, jaki towarzyszył utworzeniu szkoły muzycznej: „Szkoła, oprócz walorów dydaktycznych, gdzie po prostu uczymy na instrumentach, ma również walory związane ze środowiskiem w jakim się znajdujemy, czyli promocja muzyki, wysokiej muzyki, która jest muzyką wartościową”. Znaczy: zostaniemy za nasze miliony okrzesani, ucywilizowani, będzie „krzewiona kultura”.
Po raz kolejny bobowa24 wyśmiana przez „a”…….
Jesteśmy przekonani,że nie ostatni…?
Profesjonalizm na bakier p.Książkiewicz.
Nie ładnie,bo to za nasze pieniążki.
Nie wspomnę o jakości fotek…..
Grupa Książkiewicz się bogaci,a odstawia WIOCHĘ.
Ta nuta w tle materialu video to typowa nuta zydowska, a nie muzyka powazna.
Widac srodowisko sie konsoliduje, instaluje w miescie i z cala sila zaczyna duraczyc spoleczenstwo „kultura”.
Ja bym p. Gryzika aż o taką przebiegłość nie posądzał. To prosty chłopak. Gość ma po prostu tropizm do (naszej) gotówki – i tyle.
Nie udało mu się w „samorządzie” (na plakacie wyborczym podawał się za „Dyrektora” nieistniejącej „Państwowej Szkoły Muzycznej w Bobowej”) i na razie musi się zadowolić posadą u bobowskiego weterynarza. Stara się więc za wszelką cenę udowodnić swoją niezbędność – stąd (niegramatyczne) opowieści o muzyce „poważnej” i o „krzewieniu kultury” wśród gminnego ludu.
Panie Rysiewiczu, nie dziwię się komentarzom pańskich, bobowskich akolitów bo to w zasadzie ciemny lud jest ale Pan ? Redaktor, pisarz bez mała ? Polonista, dramaturg, znawca sztuk wszelakich , WARSZAWIAK (cokolwiek to znaczy) ? Pan nie widzisz sensu tworzenia szkół artystycznych ? Stworzenia małomiasteczkowej i wiejskiej młodzieży warunków do obcowania ze sztuką, a co więcej samodzielnego jej uprawiania ? Przecież to istna perełka, która powinna być przedmiotem dumy dla wszystkich mieszkańców ! Perełka ! Ale cóż, nie rzuca się pereł przed wieprze Panie Rysiewiczu ! Przed wieprze !
„życzliwy obserwator natury”
Po pierwsze: nie jestem akolitą Macieja Rysiewicza. Jestem gminnym podatnikiem, który widzi gminną patologię.
Bobowska szkoła grajków nie jest szkołą artystyczną. Jest wymysłem pewnego weterynarza, który cokolwiek czyni, czyni dla pieniędzy (vide ostatnia podwyżka poborów). W sposób sztuczny wykreowano „zapotrzebowanie” na taką szkołę. W najbliższej okolicy funkcjonują od dawna trzy szkoły państwowe (tuż obok w Szalowej, w Korzennej i w Gorlicach). Ministerstwo kultury nie chciało się zgodzić na utworzenie szkoły w Bobowej (i ostatecznie nie dało na to pieniędzy) – właśnie ze względu na nadmiar takich szkół w okolicy.
Nie było, nie ma i nie będzie sensu tworzenie szkoły grajków w Bobowej. „Małomoasteczkową i wiejską młodzież” trzeba najpierw nauczyć myśleć, mówić, czytać i pisać po polsku, dać elementarną wiedzę o realnym świecie – a dopiero potem można się zająć rzeczami drugorzędnymi (nawiasem mówiąc, p. Gryzikowi też przydałyby się jakieś lekcje/korepetycje z języka ojczystego).
„(…) obcowania ze sztuką”? Za przyczyną p. Gryzika? Wolne żarty!
„(…) a co więcej samodzielnego jej uprawiania”? Brzęczenie na gitarce, bębnienie na perkusji to „sztuka”?
„Przecież to istna perełka, która powinna być przedmiotem dumy dla wszystkich mieszkańców! Perełka! Ale cóż, nie rzuca się pereł przed wieprze Panie Rysiewiczu! Przed wieprze!”.
Tę „perełkę” (czy też „perłę”) to już gdzieś słyszałem…
No tak…
http://pogorze24.pl/burmistrz-bobowej-z-kolejna-nagroda-na-koncie-otrzymal-perle-samorzadu/20707/
To Wacław Ligęza, Wacław Ligęza we własnej cielesnej powłoce, Wacław Ligęza jako taki – jest „Perłą”!
I „Perła” wyprodukowała (na koszt gminnego podatnika) „perełkę”! W dodatku „istną perełkę”. A „wszyscy mieszkańcy” mają być w związku z powyższym „dumni”!
Proponuję uchwałę rady „miejskiej” na powyższą okoliczność – nakaz powszechnego entuzjazmu, a w razie jego niedostatku stosowne kary, np. publiczne napiętnowanie.
Na razie mamy wyzwiska w sieci, gdzie jeden ochotnik (pod nazwą „życzliwy obserwator natury”) zaszczyca mnie swoją uwagą.
Kim jest p. Gryzik? Formalnie jest „p. o. dyrektora” szkoły (muzycznej). A faktycznie – nadwornym grajkiem.
Głównym jego zadaniem są występy dla/na rzecz/na żądanie bobowskiego „włodarza” (ostatnio „włodarz” zażyczył sobie regularnych koncertów w plenerze).
Swego czasu napisałem tekst, w jaki sposób powstał i funkcjonuje „włodarzowy” dwór.
http://gorliceiokolice.eu/2014/10/wojt-burmistrz-wlodarz/
Na tym dworze – jak to na dworze – są dworacy (i dwórki), godności i funkcje.
„Włodarz” łupi poddanych (wszyscy płacimy lokalne podatki) – i za te pieniądze utrzymuje dwór. M. in. zatrudnił nadwornego kronikarza i nadwornego grajka. Mieli też być halabardnicy („straż miejska”). Ale „włodarz” przestrzelił: postawił halabardnikom zbyt wysokie wymagania. Zażyczył był sobie, że halabardnik ma czytać i pisać. A tu okazało się, że kandydaci (w liczbie dwóch dusz), którzy się zgłosili – owszem – czytają i piszą, ale nie równocześnie (jeden tylko czyta, drugi tylko pisze). Nawiasem mówiąc, nie wiem, skąd taka surowość wobec halabardnika (którego zadaniem nie jest przecież pisanie), przy równoczesnej pobłażliwości wobec nadwornego kronikarza, który też pisać nie umie (a właśnie do pisania jest wynajęty!).
Pomysł z halabardnikami upadł. Ale „włodarz” nie odpuścił. Zamiast dwóch halabardników mamy bodaj 14 policjantów (płci obojga) – a ma być jeszcze więcej.
To, co się dzieje w głowie „włodarza” to jeszcze jeden dowód na to, że ustawa samorządowa jest źle napisana (celowo lub z głupoty). Czwarta kadencja na stolcu wójta/burmistrza to stanowczo za dużo. A co za dużo, to niezdrowo. Po takim czasie „na urzędzie” traci się kontakt z rzeczywistością.
Brzęczenie na gitarce, bębnienie na perkusji to „sztuka”?
———————————————–
Drogi Panie/ Pani „a” tym sie różni człowiek od bydła, że odczuwa potrzebę „brzdakania na gitarce” i „bębnienia na perkusji” Człowiek Panie „a” ! Człowiek ! Pan/Pani nie odczuwa takiej potrzeby ? Hmmm … czemu mnie to nie dziwi ?
„życzliwy obserwator natury”
Człowiek tym się różni od bydła (przy okazji serdecznie dziękuję za kolejne wyzwisko), że myśli.
M y ś l i .
A myśl wyrażamy mową. Na wyższym etapie pismem.
Akurat tak się składa, że produkcja dźwięków na różnych przyrządach jest najbardziej prymitywną, najprostszą formą aktywności – że tak powiem – twórczej.
Nie świadczy też o – nazwijmy to – ucywilizowaniu. Co robią najbardziej prymitywne ludy (w przerwach między czynnościami realnymi)? Podrygują w rytm bębna. Dlatego nie ma się co napinać i pisać, że „bębnienia na perkusji” to „sztuka” – a tym bardziej jakaś miara człowieczeństwa.
Ale tu w ogóle nie o to chodzi.
Tu chodzi o konkretną szkołę grajków, w konkretnym miejscu i okolicznościach.
Bobowska szkoła grajków to kolejny bezsensowny wynalazek weterynarza, który utracił kontakt z rzeczywistością.
Pisałem to wielokrotnie, napiszę jeszcze raz: bobowska szkoła grajków, pożerająca miliony wyciągnięte z kieszeni (przeważnie ubogiego) gminnego podatnika, jest skandalem.
Nikt nikomu na drodze do „szczęścia” nie staje. Jeśli jakieś dziecko z Bobowej chce być grajkiem (samo – a nie przymuszone przez otoczenie) – ma państwową szkołę muzyczną w Szalowej.
Panu G. (który „krzewi kulturę” – cokolwiek by to miało znaczyć) puściły nerwy.
Był „ciemny lud”, były „wieprze”, było „bydło”, było odmawianie człowieczeństwa, bo nie „odczuwam potrzeby” walenia w bęben.
Pan G. „odczuwa potrzebę” naszej gotówki (wszak nie cywilizuje – jak to nazywa – „małomiasteczkowego i wiejskiego” „ciemnego ludu” za darmo). Tak bardzo „odczuwa potrzebę”, że utracił kontakt z rzeczywistością, że nie widzi własnej śmieszności.
Śmieszną szkołę grajków (pod swoim kierownictwem) nazywa „perłą”, kilka miesięcy działalności to już „tradycja”. Bardzo, bardzo sobie przybrał do głowy ten nasz pan G.!
Dyskusja z „a” o kulturze i jej wpływie na rozwój ludzkości jest przeciwskuteczna. Poglądy „a” na rolę kultury w rozwoju społeczeństwa sytułują go gdzies około świdomości homo erectus. Nie czuję się kompetentny do prowadzenia dyskusji na tym poziomie.
To jest piękne (merytorycznie i ortograficznie):
„Dyskusja z „a” o kulturze i jej wpływie na rozwój ludzkości jest przeciwskuteczna. Poglądy „a” na rolę kultury w rozwoju społeczeństwa sytułują go gdzies około świdomości homo erectus. Nie czuję się kompetentny do prowadzenia dyskusji na tym poziomie”.
Piękne!
„sytułują” – to tyle na temat ortografii (bo „świdomości” kwalifikuję jako literówkę spowodowaną nerwami).
Pan Gryzoń, czy też Gryzik, myli skutek z przyczyną.
„Dyskusja (…) o kulturze i jej wpływie na rozwój ludzkości”?
Tak zwana „kultura” nie jest przyczyną, tylko skutkiem „rozwoju”. A „rozwój” wynika z tego, że człowiek ma zdolność myślenia (a nie walenia w bęben).
Pan Gryzoń, czy też Gryzik, nie zna znaczenia słów, których używa. Dwa razy używa słowa „dyskusja”, w dodatku wydaje mu się, że właśnie ze mną „dyskutuje” (w rzeczywistości używa wyzwisk).
Moje cztery wpisy pod tekstem z założenia nie są „dyskusją” z panem Gryzoniem, nadwornym grajkiem – to są komunikaty skierowane do czytelników niniejszej strony.
Pan Gryzoń bardzo sobie pochlebia, wydaje mu się, że ma jakąś misję do spełnienia, że za jego przyczyną dokonuje się „rozwój ludzkości” (w innym miejscu – „rozwój społeczeństwa”).
Pan Gryzoń nie zauważył (na jego usprawiedliwienie można podać to, że nie tylko
on), że szkoła grajków (w miejsce liceum ogólnokształcącego) jest objawem degrengolady i upadku, a nie „rozwoju”.
Ale cóż, zgłosił się na dworską służbę u weterynarza, więc musi tak brzęczeć, jak mu pryncypał („włodarz”!) każe.
Wróćmy jeszcze do tekstu na życzliwy24.pl:
http://www.bobowa24.pl/2015/02/noworoczny-koncert-w-szkole-muzycznej-i-st-w-bobowej-tv/
Czytamy (wg Pauliny Wilczyńskiej są to słowa p. Gryzika):
„Napisaliśmy dwa projekty do Ministerstwa Kultury na festiwale plenerowe, nie wiem czy to się uda, jeżeli nie udałoby się zasięgnąć pomocy z ministerstwa to na pewno sami zrealizujemy ten plan. Posiadamy piękny taras i otoczenie, które chcemy wykorzystać w okresie letnim do koncertów na świeżym powietrzu”.
W rzeczywistości p. Gryzik powiedział tak:
„Myślimy już o takich planach, nawet powiem, bez żadnych konkretów, ale ogólnie, że nawet napisaliśmy dwa projekty do ministerstwa kultury na festiwale właśnie takie plenerowe. Nie wiem jeszcze, czy to się uda, ale jeżeli nawet by nie udało się z ministerstwem, to na pewno zrobimy sami takie koncerty i planujemy właśnie wykorzystać ten piękny taras i piękne otoczenie (…)”.
Jeśli dobrze zrozumiałem, to nadworny grajek (do spółki z weterynarzem) kombinuje, że ministerstwo kultury da mu na „festiwale właśnie takie plenerowe” jakieś pieniądze.
Porównajmy to z taką informacją:
http://www.rp.pl/artykul/558607,1179967-Nie-bedzie-remontu-oltarza-Wita-Stwosza–Ministerstwo-odmawia-wsparcia.html?referer=glowna
Coś mi się zdaje, że nadworny grajek zobaczy figę z makiem, a za owe „festiwale plenerowe” (?) zapłacimy sami – jak za „Eneja”.
Trudno, „krzewienie kultury” kosztuje (w razie czego zaciągniemy kolejny kredyt w banku!).
„Pan Gryzoń, czy też Gryzik” – cytuję „a”. Inetncja jest jasna, p. Gryzik to gryzoń czyli w domyśle szczur.
Okazuje się, że „a” jest nie tylko kompletnym ignorantem ale także człowiekiem pozbawionym elementarnej kultury czyli chamem pospolitym, bo jak inaczej nazwać kogoś, kto drwi z czyjegoś nazwiska ? Przedstaw się „a” swoim mianem, a być może okaże się, że i twoje nazwisko można pięknie „podrasować” ! Jeśli przypadkiem „a” nazywa sie Kotas to wystarczy tylko podmienic jedną literkę … Miło ci będzie „a” ?
Ps.
Ortografia nigdy nie była moją mocną stroną podobnie jak Hansa Christiana Andersena czy Alberta Einsteina, co w sumie lokuje mnie w całkiem niezłym towarzystwie 🙂 I jeszcze bardzo proszę o łatwiejsze zadania matematyczne w filtrze antyspamowym, z matematyką też u mnie nie najlepiej 😉
Wpis przeznaczony dla czytelników niniejszej strony (nie dla osoby pod nazwą „życzliwy obserwator natury”)
„życzliwy obserwator natury” używa pod moim adresem określeń: „ciemny lud”, „wieprze” (13 lutego), „bydło” (14 lutego), „homo erectus” (16 lutego). Nie reagowałem na te wyzwiska, moje wpisy były merytoryczne.
Wpisy „życzliwego obserwatora natury” były cały czas obok tematu (tematem są gigantyczne koszty bezsensownej szkoły grajków). „życzliwy obserwator natury” – jako osoba materialnie zainteresowana istnieniem tego nonsensu – starannie głównego tematu unika, bredzi coś o „sztuce”, o „perełce” (w dodatku „istnej”), o „rozwoju ludzkości”.
Pan Gryzoń nazywa mnie dalej „człowiekiem pozbawionym elementarnej kultury” i „chamem pospolitym”.
Panu Gryzoniowi dalej się wydaje, że ze mną dyskutuje – stawia jakieś żądania („przedstaw się”), zadaje jakieś pytania (w rodzaju: „miło ci będzie?”).
Ale najlepsze jest to:
„Ortografia nigdy nie była moją mocną stroną podobnie jak Hansa Christiana Andersena czy Alberta Einsteina, co w sumie lokuje mnie w całkiem niezłym towarzystwie I jeszcze bardzo proszę o łatwiejsze zadania matematyczne w filtrze antyspamowym, z matematyką też u mnie nie najlepiej”.
Pan Gryzoń usiłuje obrócić w żart swój kompromitujący analfabetyzm (widoczny także w odręcznie wypełnionym oświadczeniu majątkowym – dostępny w sieci). Przypominam: pan Gryzoń – oprócz tego, że jest u weterynarza nadwornym muzykantem – przedstawia w Bobowej za nauczyciela. Co prawda tylko w szkole grajków – ale jednak, tu też ma kontakt z dziećmi.
Ktoś, kto nie umie poprawnie pisać, daje dowód, że niczego w życiu nie przeczytał (umiejętność pisania wynika z umiejętności czytania; po przeczytaniu pewnej ilości tekstu drukowanego nabywamy – niejako przy okazji – umiejętności ortograficznego pisania).
Pan Gryzoń urodził się w roku 1966, szkołę podstawową kończył zapewne w roku 1981 (jeśli nie powtarzał klasy). Jest tajemnicą, jak to się stało, że szkołę ukończył – w latach 70. (i jeszcze w latach 80.) w szkole podstawowej wymagano od dzieci umiejętności ortograficznego pisania. Chyba, że jest absolwentem szkoły specjalnej w Kobylance. W latach 70. tam właśnie wysyłano dzieci, które nie nadążały za klasą.
Ten wpis jest ostatni pod niniejszym tekstem (następne teksty o szkole grajków nie są wykluczone) – niezależnie od tego, co pan Gryzoń jeszcze z siebie wydali.
A to ci heca ! Biegłemu poszukiwaczowi literówek w tekście, niejakiemu „a” również takowe się zdarzają ! Napisał ci on bowiem : „Małomoasteczkową i wiejską młodzież” A cóż to za twór „małomasteczkowa” ? Kto mieczem …. itd. Podejrzewam, że błędów ortograficznych literatowi „a” udaje się unikać jedynie dlatego , że każdy napisany wyraz po trzykroć „prześwietla” słownikiem ortograficznym wbudowanym w edytor tekstu ! 😉 .
Stanisław Jerzy Lec napisał był kiedyś święte słowa: „Nigdy nie dyskutuj z idiotą, bo najpierw sprowadzi cie do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem” Mając powyższe na uwadze kończę.
Ps.
Osobo „a” proszę powyższego tekstu nie brać do siebie, ot tak sobie rzuciłem mimochodem.
Informacja dla czytelników niniejszej strony:
http://gorliceiokolice.eu/2015/02/pan-g/