Kolejna korespondencja od „a”

Kolejna korespondencja od „a”

Korespondent „a” zostanie z nami na dłużej. Taką złożył mi dzisiaj deklarację w rozmowie telefonicznej i nadesłał kolejny artykuł. Tym razem o wydatkowaniu pieniędzy publicznych i miasteczku rowerowym w Wilczyskach. To kolejna ważna wypowiedź „a” o naszej samorządowej rzeczywistości. Co dwie głowy, to nie jedna. Tak sobie właśnie pomyślałem z radością zamieszczając kolejny felieton „a” na moim i Waszym portalu!

Maciej Rysiewicz

aaaaaaaaaaaaaaaa

Dzisiaj, po uspokojeniu niezdrowych emocji, spowodowanych moim poprzednim tekstem (to był w gruncie rzeczy temat poboczny, dotyczący pewnego młodego człowieka, który przybrał sobie do głowy, że jest „dziennikarzem”) temat ważny, dotyczący nas wszystkich. Porozmawiajmy o pieniądzach. Zacznijmy od niewielkich kwot – ale pieniądz, to pieniądz.

 

Na początek przypowieść, coś w rodzaju motta.

 

Człowiek rozumny, gdy jest głodny, a w kieszeni ma 2 złote, kupuje bochenek chleba. Człowiek nieroztropny, z zaburzonym widzeniem rzeczywistości – chociaż wie, że nie będzie miał z czego oddać – pożycza drugie 2 i kupuje kostkę masła. Po czym siedzi nad tym masłem – i dziwi się niepomiernie, że dalej jest głodny. A potem dziwi się jeszcze raz, gdy do drzwi stuka wierzyciel, który przyszedł po swoje 2 złote.

 

Zajrzyjmy na najlepiej poinformowany gminny portal (najlepiej poinformowany w sensie: blisko domu panującego) – co tam nowego w gminie.

 

http://bobowa24.pl/2014/09/sprawdz-swoje-umiejetnosci-miasteczko-rowerowe-w-wilczyskach-tv/#prettyPhoto[gallery-78886]/13

 

Rozbierzmy sobie z uwagą, co władza gminna (w osobie „włodarza” i sołtysa) do wierzenia podaje.

(…) miasteczko rowerowe jakie tutaj zostało wybudowane ma na celu wpajanie młodym osobom umiejętności posługiwania się oraz odczytywania znaków drogowych (…) Możemy uczyć tutaj dzieci zasad przed ubieganiem się o kartę rowerową (…)

 

Co to karta rowerowa – każdy wie. Np. w latach 60. i 70. dzieci szkolne – jeśli tylko chciały – mogły sobie taką kartę „wyrobić”. Z kolorowej tekturowej planszy uczyły się znaków, pani nauczycielka podawała kilka podstawowych zasad ruchu drogowego – po czym był egzamin. Bywało, że pojawiał się wtedy w szkole ktoś z najbliższego posterunku MO, dzieciom to bardzo imponowało, przejęte nadzwyczajnością wydarzenia rozpoznawały znaki drogowe, po czym otrzymywały poważny dokument z dwoma pieczęciami, czasami wypisany ręcznie, czasami – żeby wyglądało poważniej – na maszynie. Cała ta nauka (skuteczna nauka, dzieci rozpoznawały znaki bezbłędnie, recytowały też z pamięci zasady ruchu) odbywała się bezkosztowo – nikomu, nawet w malignie, nie przychodziło do głowy, żeby wysypywać na to jakieś pieniądze z gminnej kasy, budować jakieś miasteczka. Skoro w latach 60. i 70. tekturowa plansza wystarczała, to co się stało z dziećmi, że teraz nie wystarcza, musi być miasteczko, bez miasteczka ani rusz? Czy to rzeczywiście chodzi o dzieci, czy naprawdę są mniej rozgarnięte od tych sprzed 40, czy 50 lat?

 

(…) dzieci (…) mogą szlifować swoje umiejętności w ruchu we wszelkich sytuacjach z jakimi mogą się spotkać w ruchu miejskim, bo jest i przejazd kolejowy, jest rondo, jest ósemka.

 

Tako rzecze sołtys. Proste pytanie: które z tych dzieci będzie jeździć na rowerze w ruchu miejskim. Dzieci mieszkają na wsi – i po wsi na rowerach jeżdżą. Czy gdzieś w gminie są ronda z jakimi mogą się spotkać w ruchu? Przejazdy kolejowe są – i to prawdziwe, nie trzeba robić przejazdu na niby. Więc niech ojciec/matka/ nauczyciel pouczy dziecię krótko, jak ma się zachować na przejeździe kolejowym – i wystarczy. A ósemkę to sobie każde dziecko wykręci na rowerze przed własnym domem.

Ale nie ma rady, władza gminna postanowiła dziatwę szkolną miasteczkiem (za nasze pieniądze) uszczęśliwić. Zobaczmy więc, co tam dziatwę czeka, jakie to tajemne nauki.

Zdjęcie nr 5 i 6 (C2 nakaz w prawo, B20 stop, B21 zakaz w lewo) oraz 11 (C4 nakaz w lewo, B22 zakaz w prawo, T6).

Patrzymy, patrzymy – i oczom nie wierzymy. Na zdjęciach nr 5 i 6 mamy równocześnie nakaz w prawo i zakaz w lewo. Nie za dużo tego? A na zdjęciu nr 11 równocześnie nakaz w lewo i zakaz w prawo.

Sołtys opowiada o sytuacjach z jakimi mogą się spotkać w ruchu.

Drodzy podatnicy – co to płacicie lokalne podatki – ktoś was robi w konia, ktoś za wasze pieniądze ogłupia wasze dzieci.

Te znaki ustawiał ktoś po głębszym kielichu.

Miasteczko to nikogo niczego nie nauczy, zagęszczenie znaków powoduje u dziecka oczopląs, a sztuczność tego całego „drogowego układu” jest ewidentna. Jak każde dzieło rąk ludzkich ulegnie stopniowej degradacji, zarośnie trawą, jacyś pijani młodzieńcy (np. w tzw. dziadowską noc, albo przy okazji kolejnego „rodzinnego” festynu) te znaki poprzewracają (tak, jak się to czasami zdarza przy drogach) – i tak się to skończy.

A ile nas kosztowała ta zabawa?

„Włodarz” – jak zwykle sfinks. Powiada tylko: Miasteczko zostało częściowo finansowane z budżetu naszej gminy (…).

Ale sołtys się wygadał: Przy aprobacie burmistrza zostało zlecone zrobienie projektu, po czym zaczęliśmy szukać środków i tak trafił się nabór Lokalnej Grupy Działania. W ramach, którego otrzymaliśmy 50 tys. złotych. Projekt zakładał finansowanie w stosunku 80 do 20 (…).

Znaczy: cała ta zabawa kosztowała nas 12,5 tys. złotych (swoją drogą ciekawe, ile z tych dzieci, które tym miasteczkiem uszczęśliwiono potrafi rozwiązać takie zadanie). Czy to dużo, czy mało. To zależy, niech sobie każdy podatnik, który raz na kwartał sołtysowi podatki płaci, odpowie. Dla mnie to jest to o 12,5 tys. za dużo, to są pieniądze wyrzucone w błoto (dosłownie).

Ale to nie koniec. „Włodarz” zapowiada dalszą zabawę na koszt gminnego podatnika:

Staramy się również aby podobne miasto rowerowe ale już znacznie większe powstało w Bobowej na gruntach przy ulicy Zielonej, które otrzymaliśmy nieodpłatnie od Agencji Nieruchomości Rolnej Skarbu Państwa. Tam przestrzeni jest więcej dlatego z większego terenu będzie mogła korzystać młodzież starsza, która doskonali swoje umiejętności do prawa jazdy. Na pewno będzie to bardzo pomocne a ogólnodostępny obiekt wpłynie na poprawę bezpieczeństwa (pisownia oryginalna – za bobowa24.pl – brakuje przecinków).

Przypomnijmy – na budowę kanalizacji gmina zaciąga kredyt.

Wracamy do motta. Do przypowieści na początku tekstu.

 

Na koniec.

50 tysięcy załatwili! zawoła ktoś.

Bez znaczenia. Rzecz, która za to powstała jest zbędna. Przy okazji 12,5 tys. naszych pieniędzy w błoto wyrzucili. Realnych pieniędzy. I zapowiadają, że wyrzucą więcej.

 

 

(Odwiedzono 7 razy, 1 wizyt dzisiaj)

9 przemyśleń na temat "Kolejna korespondencja od „a”"

  1. Panie Redaktorze – niektóre artykuły jestem w stanie zrozumieć i pana niechęć dla władz gminnych ale tym razem to już pan przesadza. Jako wieloletni nauczyciel i osoba mająca sporo szkoleń z zakresu BRD oraz jako osoba mająca uprawnienia do przeprowadzania egzaminów na kartę rowerową stwierdzam że z tymi znakami jest wszystko w porządku a pan za wszelka cenę szuka dziury w całym. Stwierdzam że to świetny pomysł z tym miasteczkiem. Co z tego że w Bobowej i najbliższej okolicy nie ma ronda? Mam rozumieć, że wiedza nabyta w szkole podstawowej ma być wykorzystywana tylko przez okres szkoły podstawowej? Czy uczeń, który nauczy się zasad poruszania się po skrzyżowaniu w ruchu okrężnym (a nie rondzie jak pan to piszę) nie wykorzysta wiedzy nabytej PRAKTYCZNIE w czasie późniejszym będąc np kierowca samochodu? Czy nie łatwiej mu będzie zdać egzamin na kartę motorowerowa lub na prawo jazdy typu A lub B? Co znaczy te 12.5 tyś. w porównaniu z kosztami leczenia choćby jednej osoby po wypadku (bo ten ktoś nabył wiedzę tylko z książki i tablicy jak pan to pisze?).

    „Skoro w latach 60. i 70. tekturowa plansza wystarczała, to co się stało z dziećmi, że teraz nie wystarcza, musi być miasteczko, bez miasteczka ani rusz? Czy to rzeczywiście chodzi o dzieci, czy naprawdę są mniej rozgarnięte od tych sprzed 40, czy 50 lat?” – co to wg pana oznacza? Chyba szkoły powinny nadążać z postępem? Dlaczego dzieci nie mają nauczyć obsługi tablicy multimedialnej, interaktywnych plansz, nabyć umiejętności pracy pracowni multimedialnych? Szkoda nawet dyskutować!

  2. Kiedyś napisałem artykuł o wycince drzew wokół szkoły w Wilczyskach, czyli o siekierezadzie w Wilczyskach. Jak budowano, to miasteczko rowerowe, to wycięto ostatnie okazałe drzewo, które stało nieopodal budynku przedszkola. Kilkudziesięcioletnią tuję. Zdążyłem zrobić jej jeszcze zdjęcie, bo zrobiło mi się jej żal. Jak odszukam te fotografię to ją tutaj zamieszczę!

  3. Dziwne podejście do sprawy!
    Jakby nie miasteczko rowerowe w Wilczyskach to dzieci nie zdałyby prawa jazdy?
    W pozostałych miejscowościach nie ma miasteczka i dzieci zdają na Kartę Rowerowa! Może dzieci w Wilczyskach są mniej pojętne?
    Ja zdałem prawo jazdy, a w Bobowej nie było MIASTECZKA SAMOCHODOWEGO!
    Najwyższy czas wybudować MIASTECZKO SAMOCHODOWE w Wilczyskach!
    Wszystko w Wilczyskach!
    Że też Szkoły Muzycznej nie ma w Wilczyskach,albo skoczni narciarskiej!
    Albo tor saneczkarski! A….wyciągu narciarskiego nie ma!
    Ale będzie zalew imienia Wacława Ligęzy!

  4. Do „Ciekawskiego”

    Polska język trudna język…
    Na dodatek przeczytać dłuższy tekst ze zrozumieniem…
    Po pierwsze: nie jestem „Panem Redaktorem”, nie jestem też Maciejem Rysiewiczem. Nie wiem jakie artykuły Pan Nauczyciel był w stanie zrozumieć, a jakie nie – bo to jest mój drugi tekst na tej stronie.
    Po drugie: z tymi znakami nie jest wszystko w porządku, zalecam „wieloletniemu” Panu Nauczycielowi wizytę u okulisty i zmianę szkieł – tyle da się zrobić; na naukę logicznego myślenia i tak już za późno.
    Po trzecie: cytuję sołtysa, to sołtys mówi o „rondzie” (w moich tekstach fragmenty pisane kursywą są cytatami).
    Po czwarte:
    „Co znaczy te 12.5 tyś. w porównaniu z kosztami leczenia choćby jednej osoby po wypadku (bo ten ktoś nabył wiedzę tylko z książki i tablicy jak pan to pisze?)”.
    „Wieloletni” Pan Nauczyciel zajrzy do słownika ortograficznego (jeśli wie, co to jest) i sprawdzi, jak się pisze skrót od słowa tysiąc (przy okazji popyta jakiegoś kolegi matematyka, jak się pisze ułamki dziesiętne – z kropką, czy z przecinkiem).
    Jeśli dla Pana Nauczyciela 12,5 tysiąca złotych to nic, to niech to wyłoży z własnej kieszeni.
    Skąd u Pana Nauczyciela taki wstręt do książek? Ja takiego wstrętu nigdy nie miałem, dlatego nie mam problemu z pisaniem w ojczystym języku. A wiedzę, którą mam – mam z książek.
    Jakie koszty leczenia? Jakiego wypadku?
    Po piąte:
    „Skoro w latach 60. i 70. tekturowa plansza wystarczała, to co się stało z dziećmi, że teraz nie wystarcza, musi być miasteczko, bez miasteczka ani rusz? Czy to rzeczywiście chodzi o dzieci, czy naprawdę są mniej rozgarnięte od tych sprzed 40, czy 50 lat?” – co to wg pana oznacza?”.
    To oznacza, co jest napisane. Proszę czytać do skutku. Za którymś razem może się uda, może Pan Nauczyciel zatrybi.
    Po szóste:
    „Chyba szkoły powinny nadążać z postępem?”.
    Rzeczywiście nadążają – produkują półanalfabetów, proszę sobie zajrzeć do statystyk, jak wypadły egzaminy w bobowskich szkołach.
    „Dlaczego dzieci nie mają nauczyć obsługi tablicy multimedialnej, interaktywnych plansz, nabyć umiejętności pracy pracowni multimedialnych?”.
    Najpierw trzeba dzieci nauczyć czytać i pisać – a to trudna sztuka i niemała, co widzimy na przykładzie „wieloletniego” Pana Nauczyciela.
    Poza tym nie pisałem nic o jakichś „tablicach multimedialnych, interaktywnych planszach”, pisałem o publicznych pieniądzach (pochodzących z naszych podatków – także tych, które płaci Pan Nauczyciel) wyrzuconych w błoto.
    Pieniądze Panie Nauczycielu, pieniądze.
    Po siódme (i ostatnie);
    „Szkoda nawet dyskutować!”.
    W rzeczy samej szkoda, dlatego to, co powyżej napisałem nie traktuję jako dyskusję (dyskutuje się z równym sobie), tylko jako jednorazowy prezent dla Pana Nauczyciela.

  5. Chciałbym tylko przypomnieć, że te 50 tys. złotych z programu Lokalnej Grupy Działania, to też były publiczne pieniądze!

  6. Postanowiłem napisać małe uzupełnienie (i wyjaśnienie) do mojego tekstu. Nie jest przeznaczone dla Czytelników, którzy zrozumieli, o co chodzi z tymi znakami, tylko do – że tak powiem – czytaczy w rodzaju „Ciekawskiego”, którzy mają (wrodzone lub nabyte) kłopoty z logiką.
    Popatrzmy na zdjęcie nr 11. Na jednym patyku mamy C4 (nakaz skrętu w lewo) i pod spodem B22 (zakaz skrętu w prawo). Załóżmy, że podjeżdżam samochodem pod takie coś. Co robię? Wykonuję dyspozycję znaku C4, czyli skręcam w lewo. Tym samym (siłą faktu – że tak powiem) nie skręcam w prawo. Wobec tego znak B22 jest bezprzedmiotowy, zbędny.
    Sołtys opowiada o sytuacjach, z jakimi dzieci mogą się spotkać w ruchu. Otóż z taką sytuacją dzieci się w ruchu nie spotkają, nie ma takiego zjawiska w przyrodzie, nikt w realu w ten sposób znaków nie ustawia. Takie „szkolenie” nt. znaków sieje tylko zamęt w głowie – i oducza logicznego myślenia. Analogiczna historia jest na zdjęciach 5 i 6.

    1. Takiego bałaganu uczy się Polaków od najmłodszych lat. Jak ZDW w Krakowie, wespół z burmistrzem Wacławem Ligęzą, posadowiło nielegalnie znak B-18 na dz. ew. nr 437, która nie była drogą gminną (publiczną), to na drodze wojewódzkiej nr 981 nie postawiono żadnych znaków informujących, że jej niektórzy użytkownicy nie mogą w tym konkretnych miejscu zjechać z drogi wojewódzkiej, bo ich pojazd jest za ciężki. W tym przypadku dopuszczono się także zagrożenia w ruchu drogowym. Polska pełna jest takich absurdów. Pamiętam jak w latach 70. ubiegłego wieku, wędrowaliśmy z przyjaciółmi po Bieszczadach. I bodaj w Ustrzykach, przy drodze, wisiał smętny, jak się to mówi dzisiaj, baner reklamowy. A na tym banerze, jakiś propagandysta, pewnie z KW PZPR, napisał hasło: „Partia zawsze z Partią”. Ładne, prawda? Młodszym Czytelnikom przypominam, że w epoce minionej, nie trzeba było mówić „PZPR”, wystarczyło „Partia”, pisana dużą literą. Dzisiaj partii politycznych jak bezpańskich psów, ale duch „Partii” ciągle nad nami czuwa, jak w miasteczku rowerowym opisanym przez „a”.
      Przypomniał mi się jeszcze wiersz Herberta „Potęga smaku”, to i dopiszę jego fragment, bo wygląda na to, że Polska nigdy nie wyzwoli się już z okowów ducha „Partii”:
      „Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana
      (Marek Tulliusz obracał się w grobie)
      łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy
      dialektyka oprawców żadnej dystynkcji w rozumowaniu
      składnia pozbawiona urody koniunktiwu”

      Czyż nie?

  7. „a”
    Proszę zrozumieć, że Wilczyska z sołtysem Taraskiem i PANEM NAUCZYCIELEM, rządzą się innymi prawami!
    To pokazuje się na każdym miejscu,nawet miasteczko rowerowe jest do BANI!
    A burmistrz milczy?
    Takich ABSURDÓW będzie więcej w Wilczyskach!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *