Niedawno, bardzo uprzejmie, poprosiłem burmistrza Wacława Ligęzę, żeby poinformował mnie (łaskawie), ile pieniędzy publicznych zostało wydanych na jego podróże służbowe w latach 2012 – 2014. Asumpt do tego wniosku, o dostęp do informacji publicznej, dało mi wcześniej złożone (szczegółowe) pytanie o koszty wyjazdów pana Burmistrza do Warszawy i Świdnicy, aby odebrać słynne dyplomy dla samorządowca, który ankiety konkursowe wypełnia w jednym egzemplarzu i ukrywa je przed światem. Kto czytał mój artykuł…., ten wie, że wtedy burmistrz Ligęza nawet się nie zająknął i przekazał mi wiadomość, że nas, podatników, te wyjazdy (albo dyplomy, jak kto woli) kosztowały troszkę ponad 4 tysiące złotych. Jako dziennikarz i obywatel tej gminy uznałem ten wydatek za całkowicie nieuzasadniony, za grosz publiczny wyrzucony w błoto. Bo co nam przyszło z nagród dla burmistrza? Nic! Burmistrz sobie „pobalangował” za publiczne pieniądze i na dodatek zaczął nam wciskać kity, że cała Polska doceniła jego dokonania. Zweryfikować się tego nijak nie dało, bo wszyscy jak jeden mąż ukryli przed światem ankiety konkursowe, co miałem prawo uznać za blamaż i kpinę z samorządności. To oczywiste. Z dyplomów dla burmistrza nie przybyło nam miejsc pracy w Bobowej, zabrakło na kilka metrów bieżących chodnika lub na wypłatę dla pracowników samorządowych, albo na dziurawą ławę na Berdechów, a może na papier i spinacze dla urzędników. A skoro tak, pomyślałem, to warto byłoby sprawdzić ile (i jak), w ogóle, wydatkowane są publiczne pieniądze na wojaże służbowe samorządowca Wacława Ligęzy. Jeśli raz „przeputał” publiczne pieniądze, to nie ma gwarancji, że nie robi tego częściej. I „wysmażyłem” troszkę obszerniejszy wniosek, dotyczący tych wojaży. Uznałem również, że warto byłoby się dowiedzieć, jaki jest podział tych kosztów, tzn. ile wydano na podróże samochodem lub pociągiem/samolotem, ile na hotele, ile na wyżywienie… Z publicznego punktu widzenia, bo przecież ja wszystkie odpowiedzi burmistrza Wacława Ligęzy przekazuję do wiadomości moich Czytelników, bo sługą Waszym uniżonym jestem i samozwańczym rzecznikiem praw obywatelskich, ta dywersyfikacja mojego wniosku była głęboko uzasadniona.
Po pierwsze, wiadomo, że Gmina Bobowa nie dysponuje samochodem służbowym, a zatem warto byłoby się dowiedzieć, jakie kwoty wpływają na konto burmistrza Wacława Ligęzy z tytułu użytkowania prywatnego auta do celów służbowych. Po drugie, można nocować w hotelu na przedmieściach za 150 złotych za dobę, a można w Londynie u Ritza w apartamencie prezydenckim za kilkadziesiąt tysięcy dolarów – trochę wyostrzam tę optykę felietonową, ale rozumiemy chyba o co chodzi. To samo dotyczy przecież wyżywienia; można zjeść schabowego za 15 zł u Martusiowej w Ciężkowicach albo z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem ośmiorniczki za 1000 złotych u „Sowy i Przyjaciół”, na dodatek podlewając to wszystko wykwintnym winem. Jeśli mnie pamięć nie myli, niejaki Radek „Zdradek” Sikorski zwrócił kasę do kasy MSZ-tu za zbyt drogie wino. A kto mi zagwarantuje, że burmistrz Wacław Ligęza, podczas wojaży służbowych, żeby było taniej dla podatnika, wozi ze sobą w butelce wodę z Białej, żeby ugasić pragnienie?
Jak zwał, tak zwał zwróciłem się do burmistrza o zestawienie wszelkich kosztów związanych z jego podróżami służbowymi i w żadnej części mojego wniosku, broń Panie Boże, nie zapytałem go o prywatne wydatki na przykład na prezenty dla najbliższych.
No i na początku burmistrz odpowiedział mi, że taka informacja publiczna, to jest informacja tzw. przetworzona i żebym uzasadnił (znaczy, ja dziennikarz miałem to uzasadnić?) dlaczego z publicznego punktu widzenia jest takie istotne, żeby świat dowiedział się o tych jego wydatkach z publicznej kasy. Już wiedziałem, że burmistrz zaczyna „lecieć w kulki” i mataczyć, i że zrobi wszystko, żeby tę informację publiczną ukryć przede mną, ale przecież głównie przed Wami, drodzy Obywatele gminy Bobowa i okolic. Cierpliwie jednak odpowiedziałem, „umocowany” w Prawie prasowym, chociaż uznałem to żądanie burmistrza za dodatkową, nieuzasadnioną, szykanę. Pieniądze publiczne, to pieniądze publiczne. Jeśli wszyscy łożymy na wyjazdy służbowe burmistrza, to obligatoryjnie powinniśmy wiedzieć, ile nas to wszystko kosztuje. Można oczywiście nie pytać, ale ja, jako redaktor naczelny „Bobowej Od-Nowa” akurat zapytałem!
Oświadczenia majątkowe, na przykład, są jawne, chociaż ujawniają majątek współmałżonków, którzy z działalnością publiczną nie mają czasami nic wspólnego. Ponadto koszty wyjazdów służbowych znają niektóre osoby zatrudnione w Gminie. Burmistrz te koszty zna, przewodniczący Siedlarz, który podpisuje delegacje, też wszystko o nich wie, księgowa w Gminie też posiadła tę wiedzę, a my mamy nie wiedzieć? Albo mamy równouprawnienie, albo nie. Jedni w gminie mogą mieć dostęp do informacji publicznej, niejako „z automatu”, a inni nie? To przecież jakaś aberracja! Równość praw w państwie demokracji i prawa, to aksjomat!
Jednak te argumenty nie trafiły do burmistrza Wacława Ligęzy i 9 września 2014 roku odmówił mi, ale i nam wszystkim, na mocy decyzji administracyjnej (znak RF.1431.5.1.2014), udostępnienia informacji publicznej, dotyczącej kosztów podróży i delegacji burmistrza Bobowej za lata od stycznia 2012 do końca lipca 2014 roku. Oczyma wyobraźni zobaczyłem strach w oczach burmistrza Wacława Ligęzy. Strach przed ujawnieniem kwot, które wszyscy łożymy na wyjazdy służbowe do Londynu, Warszawy, Krakowa, Stróż, Ciężkowic, Grybowa…, wyjazdów związanych z ciężką i odpowiedzialną służbą publiczną naszego samorządowca. A może po prostu nie jesteśmy godni dowiedzieć się, ile pan burmistrz wydaje na obiad w Gromniku albo w Sheratonie.
Poniżej publikuję w całości tę nieszczęsna decyzje administracyjną i chociaż to są 4 strony druku, polecam wszystkim tę lekturę. Dawno nie czytałem podobnych bredni, ale w służbie, jak się okazuje autorytarnej władzy. Władzy, która pójdzie na każdą mniejszą kompromitację, żeby ukryć kompromitację większą. Już tyle dowodów Wam przedstawiłem, że burmistrza Bobowej należałoby wreszcie zacząć nazywać burmistrzem Wacławem L., a Wy nic. Pamiętajcie jednak, kropla drąży skałę!
Ciekawe, czy radni miejscy, ha, ha, ha, staną na najbliższym posiedzeniu Rady Miejskiej i zażądają wyjaśnień w tej sprawie od włodarza Bobowej Wacława L.?
Na koniec uwaga do „papugi”. To znaczy do tzw. prawnika, który pisał ten żałosny tekst. Służy pan/pani złej sprawie. Wysługuje się pan/pani funkcjonariuszowi publicznemu w opozycji do społeczności samorządowej. Stoi pan/pani w obronie korporacyjnych interesów władzy, która z samorządem już dawno nie ma nic wspólnego. Taką władzę nazywa się potocznie sitwą lub kliką. I bierze pan/pani pełna odpowiedzialność za brutalne dewastowanie, jakże wątłych, przyczółków demokracji w naszym kraju. Zwyczajnie, po ludzku, gardzę panem/panią, bo za „judaszowe srebrniki” zrobi pan/pani wszystko przeciwko obywatelom, napisze pan/pani każda bzdurę i udowodni, że słońce krąży wokół ziemi. Ma pan/pani tylko jednego wroga. Jawność! Jawności boi się pan/pani jak diabeł święconej wody, razem z burmistrzem Wacławem Ligęzą. I bardzo dobrze. I tego się trzymajmy!
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia….
A nie kto inny jak Wacław Ligęza 12 lat temu zarzucał Wójtowi J.Nalepce,że wykorzystuje pieniądze podatnika na delegacje,korzystając z swojego samochodu…
A co robi Ligęza przez 12 lat …?
Dlaczego nie kupił służbowego samochodu ?
Bo mu się opłaca korzystać ze swojego wozu !
A teraz nie chce napisać ile to nas kosztuje !