Dzisiaj przed Bankiem Spółdzielczym w Bobowej radny Karol Tokarz zwrócił mi (bardzo głośno) publicznie uwagę, podniesionym głosem, żebym „go nie nagabywał” i że jedyną platformą, do ewentualnej rozmowy, pomiędzy nami, może być tylko i wyłącznie Urząd Miejski w Bobowej. Na moją uwagę, że przecież pełni funkcję radnego i dziennikarz ma prawo, a nawet obowiązek „nagabywać” (wszędzie) samorządowca, radny Tokarz już nie odpowiedział, bo odwrócił się na pięcie i odszedł w swoją stronę. Radny Karol Tokarz, swoją do mnie pretensję, wypowiedział na tyle gromkim głosem, że kilka przechodzących osób odwróciło w naszą stronę głowy, jak mogę zrozumieć ,z zaciekawieniem. A więc skoro nasza wymiana zdań miała charakter publiczny, odniosę się do słów radnego Tokarza w moim medium, także przecież publicznym.
Na wstępie muszę wyjaśnić, moim Czytelnikom, na czym polegało „nagabywanie” radnego Karola Tokarza przeze mnie. Otóż w ostatnich kilku miesiącach zatelefonowałem do pana radnego, na jedyny znany mi jego, także prywatny, numer telefonu, bodaj pięć razy. Ostatnio, gdy odmówił mi udzielenia wywiadu dla mojego portalu. I w tym właśnie tkwi problem!
Spróbujmy się chwile zastanowić, co ma zrobić dziennikarz, który chce zadać pytanie osobie publicznej, samorządowcowi gminy Bobowa, który to został tym samorządowcem z własnej i nieprzymuszonej woli. Wiadomo, że UM w Bobowej nie zabezpiecza swoim samorządowcom telefonów służbowych. Wiadomo, że tylko przewodniczący Rady Miejskiej Stanisław Siedlarz ma ustalony dyżur w UM w Bobowej. Pozostali radni, co należy uznać za karygodne, takich dyżurów nie mają. Czyli, jeśli uznać żądanie radnego Tokarza, żeby go nie nagabywać, wykorzystując jego „prywatny” numer telefonu, należałoby, i tu możliwości jest wiele, albo słać listy polecone do radnego, albo umawiać się z radnym poprzez biuro Rady Miejskiej, albo czatować na radnego na rynku w Bobowej, albo…, albo. Kompletna paranoja, ponieważ praca dziennikarza polega, czasami, na próbie szybkiego reagowania, tzn. na weryfikacji rzeczywistości z chwili na chwilę. To oczywiste jak konstrukcja cepa. Żadna z wyżej podanych możliwości uzyskania połączenia z radnym, samorządowcem nie daje takich możliwości. Niestety!
Spróbujmy teraz ustalić, na ile prywatny jest telefon radnego Karola Tokarza, a na ile służbowy. Nie ulega chyba dla nikogo wątpliwości, że pan Karol Tokarz, jako osoba prywatna, zgodził się, będąc w pełni władz fizycznych i umysłowych, kandydować na stanowisko radnego Gminy Bobowa. I został wybrany, i złożył, jak mniemam, przysięgę. I w tej chwili, gdy złożył przysięgę stał się osoba publiczną. I od tej chwili mogę na przykład fotografować radnego Tokarza na rynku w Bobowej i pokazywać jego wizerunek na stronie www.gorliceiokolice.eu. Niestety Rada Miejska nie dała radnemu telefonu służbowego. Dlaczego? Bo Rada Miejska dobrze wie, że gdyby chciała zatelefonować do radnego Tokarza na jego numer prywatny i oświadczyć, na przykład, że radny powinien się stawić na jakieś nadzwyczajne spotkanie, na przykład antykryzysowe, to radny Tokarz odbierze „prywatny” telefon i stawi się na żądanie. Gdyby uznać wniosek radnego Tokarza, żeby go „nie nagabywać” poprzez prywatna linię telefoniczną, Rada Miejska miałaby związane ręce. Zero kontaktu z radnym albo list polecony, żeby stawił się w UM w Bobowej za godzinę. Ale ten list zostanie dostarczony następnego dnia. Absurd! Zresztą taki list polecony można także uznać za niestosowne nagabywanie! Kierując się taka logiką, dzisiejsze zaczepienie mnie, przez radnego Tokarza, w miejscu publicznym także mógłbym uznać za „nagabywanie”.
Tak, jak ja jestem dziennikarzem 24 godziny na dobę, tak pan Karol Tokarz dokładnie w takim samym wymiarze godzin pozostaje radnym RM w Bobowej. Taki mamy klimat!
Dziennikarz Maciej Rysiewicz działa na podstawie ustawy Prawo prasowe. To jest jednak coś więcej, szanowny panie radny Tokarz, niż przywileje, przysługujące szeregowemu obywatelowi. Ale to zostawmy! Niech pan się zastanowi, gdyby zwykły szary obywatel gminy Bobowa zechciał w jakiejkolwiek sprawie zatelefonować do pana, pod jedyny znany mu numer telefonu, to pan odłoży słuchawkę i oświadczy mu, żeby pana nie nagabywał? I odeśle go pan do UM, bo tam, według pana, i tylko tam mieści się platforma porozumienia pomiędzy panem i pana elektoratem, pańskimi sąsiadami?
Szanowny Panie radny! Na te pytania musi pan sobie sam odpowiedzieć. Został pan radnym z całym dobrodziejstwem inwentarza pracy i misji publicznej, razem ze swoim „prywatnym” numerem telefonu. Zawsze może zresztą pan sobie ten numer zastrzec i problem przestanie istnieć. Zostanie pan radnym bez kontaktu! Nie musi pan także odpowiadać na pytania zadane na rynku w Bobowej, właściwie na żadne pytania nie musi pan odpowiadać. Że to jest sprzeczne z ustawami o samorządzie terytorialnym. Kto by się tym przejmował. Pan, na przykład składał przysięgę radnego i spokojnie, bez wysiłku pan ją jako radny złamał. I co, Biała zaczęła płynąć w odwrotna stronę?
Pana dzisiejsze, skrajnie aroganckie zachowanie, w miejscu przecież publicznym, przed BS w Bobowej, podsunęło mi jednak pewien pomysł i jeszcze dzisiaj złożę wniosek w tej sprawie do UM w Bobowej, a wiec także do RM w Bobowej.
Na koniec! Niech pan się nie martwi! Już więcej nie będę pana „nagabywał”. Kompromitacja, która stała się pana udziałem, tj. niepodjęcie żadnych kroków na forum Rady Miejskiej po moim, obywatelskim wniosku, który złożyłem, nie tylko w swoim imieniu, ale także Pana Wiesława Snopka, na pana ręce, a także odmowa udzielenia wypowiedzi dla portalu „Gorlice i Okolice”, była, mam nadzieję, ostatnim akcentem pana samorządowej działalności w tej kadencji Rady Miejskiej. To przykry i wstydliwy finisz. Wypowiem się symbolicznie słowami poety: „zostanie [po pańskiej misji publicznej] (…) drwiący śmiech pokoleń”.
Skąd tyle agresji w radnym K.Tokarzu. Co z inteligencją ?
Co z Życzliwością do drugiej osoby ?
P.Karolu co się z Panem dzieje ?
Myślałem,że jest Pan wzorem dla pozostałych Radnych ?