I stało się! Moje już siedmioletnie wołanie do pierwszego samorządowca gminy Bobowa, z łamów moich gazet, żeby odezwał się do moich Czytelników, a jego wyborców, w sprawach na tych łamach poruszanych, zostało wreszcie usłyszane. Burmistrz Wacław Ligęza wystosował do mnie, ale przecież i do Was, szanowni Państwo, krótki list, z którym od dzisiaj macie możliwość zapoznać się w materiale prasowym pt. „Pismo od burmistrza Wacława Ligęzy” (zob. https://gorliceiokolice.eu/2014/07/2749/pismo-od-burmistrza-waclawa-ligezy-do-macieja-rysiewicza/). Tylko, że ten list burmistrza, to, z mojego punktu widzenia, wielkie rozczarowanie, by nie rzec totalna porażka, niestety, całej naszej wspólnoty samorządowej. Dlaczego? Bo stanowi przyznanie się burmistrza, pewnie bezwiednie, do licznych samorządowych win i postaw nielicujących z zajmowanym stanowiskiem. A przecież to myśmy go wybrali, także i ci, którzy głosowali przeciw – bo taka jest zasada tzw. demokracji!
Na wstępie zastanówmy się czego brakuje w liście burmistrza Wacława Ligęzy do Macieja Rysiewicza, a brakuje spraw fundamentalnych z dotychczasowej narracji/retoryki propagandowej włodarza z Bobowej wobec mojej publicystyki. Po pierwsze, burmistrz Ligęza nigdzie nie napisał, że wszystko co opublikowałem na tych stronach, to kłamstwa. A jeśli mnie pamięć nie myli wyłącznie takim argumentem do tej pory szermował pan burmistrz w przestrzeni publicznej, ot chociażby na zebraniach wiejskich, powiedzmy w Wilczyskach. Po drugie, pan burmistrz nigdzie, w przedmiotowym piśmie, nie oskarżył mnie o publikowanie zniesławiających go treści. Formuła wypowiedzi użyta w liście z dnia 2 lipca 2014 roku ma o wiele łagodniejszy wydźwięk. Pan burmistrz pisze mianowicie, że moje „zarzuty są bezpodstawne”, że stanowią „subiektywne i nierzetelne oceny” (a tak na marginesie zarzuty nie są ocenami, panie burmistrzu, myli pan porządki semantyczne), że „uporczywie doszukuję się nieprawidłowości”, że jestem nierzeczowy i nierzetelny. Ostatecznie pan burmistrz zarzuca mi „brak podstawowej wiedzy o zasadach funkcjonowania samorządu terytorialnego” i że w związku z tym wprowadzam moich czytelników w błąd. Tylko tyle? Takie drobiazgi? To już nie jestem kłamcą i oszczercą? Już nie dybię na cześć i honor pierwszego samorządowca, ale grzeszę ledwie nierzetelnością i brakiem wiedzy o samorządzie terytorialnym? A gdzie podziały się pańskie buńczuczne oświadczenia, że w ogóle nie czyta pan moich gazet? Z treści listu wynika, że jednak burmistrz czyta, skoro potrafi ocenić, czy jestem rzetelny i czy znam się na samorządzie. Oj, chyba to z pana wyszedł kłamczuszek, panie burmistrzu!
Jednak taka, czy inna retoryka, którą żongluje burmistrz Ligęza w odniesieniu do mojej felietonistyki ma mniejsze znaczenie. Najgorsze jest to, że ja i moi Czytelnicy ciągle nie znają zdania/opinii naszego burmistrza dotyczącej faktów, o których opowiadam w moich felietonach. I żeby nie być gołosłowny; jeśli, przy okazji historii dworu Długoszowskich, napisałem, że burmistrz pierwej zaciągnął zobowiązanie finansowe wobec obecnego właściciela budynku, a dopiero po kilku dniach uzyskał zgodę radnych na zakup dworu – to takie postepowanie trzeba nam wytłumaczyć. Albo, jeśli na stronach Urzędu Miejskiego w Bobowej, jak wół stoi wykaz umów zawartych w 2014 roku, to dlaczego w odpowiedzi na mój wniosek o dostęp do informacji publicznej otrzymuję zapewnienie burmistrza, że takich umów nie zawierano? To są tylko przykłady z ostatnich dni, czy tygodni… Ale sięgając pamięcią wstecz, wypada przypomnieć, że burmistrz Ligęza nigdy nie wytłumaczył się z zarzutów RIO w Krakowie, ani słowem nie odezwał się na temat wodociągu w Brzanie, czy o wodzie niezdatnej do picia i użycia na działce z blaszanym kontenerem. Ja takimi przykładami mogę sypać jak z rękawa. Panie burmistrzu, pan ma się odnosić do faktów, a nie opowiadać banialuki, że Maciej Rysiewicz jest taki, czy owaki. Pana list z 2 lipca jest w zasadzie bezwartościowy, bo gadanie o subiektywizmie, czy obiektywizmie nie ma tutaj żadnego zastosowania. Oceny pozostaną ocenami, ale pan unika rozmowy o dokumentach i dowodach. I myli się pan fundamentalnie „po raz kolejny” zwracając mi uwagę, że „burmistrz Bobowej nie ma obowiązku polemizowania” z, jak pan to określił, „kreowanymi” przeze mnie „rzekomymi problemami”. Czy dwie uchylone przez SKO w Nowym Sączu decyzje administracyjne, wydane przez pana urząd, w sprawie rowu na granicy Wilczysk i Jankowej zostały przeze mnie wykreowane? I to właśnie te decyzje nazywa pan „rzekomymi problemami”? Naraża się pan na śmieszność!!! Bo zapytam jeszcze, czy na wydawaniu decyzji administracyjnych z rażącym naruszeniem prawa ma polegać funkcjonowanie samorządu terytorialnego? I w obliczu wydania tych dwóch wadliwych decyzji ma pan czelność napisać, że Maciejowi Rysiewiczowi brak podstawowej wiedzy o zasadach funkcjonowania samorządu terytorialnego?
Od 7. lat próbuję to panu przekazać, ale ciągle bezskutecznie. Pan jest odźwiernym, lokajem, sługą. Został pan wynajęty przez miejscową społeczność do pełnienia zaszczytnej funkcji burmistrza tej miejscowości. Nie ma pan prawa twierdzić, że nie ma pan obowiązku polemizowania z głosem, choćby jednostkowym, własnej wspólnoty samorządowej. To są pana najważniejsze obowiązki: informować, tłumaczyć, odpowiadać na pytania, być z ludźmi. Nie pana rolą, jako burmistrza, jest oceniać rzetelność, czy nierzetelność miejscowego dziennikarza obywatelskiego, tylko tłumaczyć, tłumaczyć i tłumaczyć się. Bierze pan za to gigantyczne, jak na polskie warunki pieniądze – dodajmy z kasy publicznej. I dlatego ma pan służyć jak pies i jak pies podpierać się nosem, żeby wszystko, co dzieje się w urzędzie, było transparentne i uczciwe, żeby decyzje administracyjne były wydawane zgodnie z prawem i były SPRAWIEDLIWE, żeby RIO w protokole zapisało „brak uwag”, żeby nie stawiano przedsiębiorcom znaków zakazu wjazdu na jedynych dojazdowych drogach do inwestycji, które prowadzą, żeby nie było takich afer jak z wodociągiem w Brzanie i z wodą w studni dla rodziny Gawlików, żeby nie wydawano 200 tysięcy złotych na mityczne kajaki i rowery wodne. Jeśli pan uważa, że nie ma pan obowiązku komentować treści na tym portalu, to lekceważy i obraża pan wszystkich tych Czytelników, którzy na forum dopominali się od pana jakiegokolwiek komentarza w publicznej dyskusji o Bobowej i okolicach. Jeśli nie widzi pan, że powinien pan na bieżąco reagować na takie jak moje enuncjacje prasowe, to znaczy, ze przestał pan być samorządowcem, a wcielił się pan w rolę miejscowego kacyka, którego rozpiera arogancja władzy i przeświadczenie o swojej wyjątkowości i historycznej misji „nowego właściciela” Bobowej.
Post scriptum
I na koniec. Panie burmistrzu, spełnię, w niedalekiej przyszłości, pana prośbę i opublikuję skany dyplomów, które otrzymał pan w dwóch samorządowych rankingach. Zrobię to jednak w oddzielnym tekście, w którym postaram się opisać zasady takich rankingów. Same dyplomy, to za mało dla dziennikarza obywatelskiego, żeby zrozumieć tę, niestety, zakłamaną rzeczywistość.
Ubaw po pachy!!!!!!!
a pan redaktor boi sie pokazać dyplomy naszego burmistrza