Pierwszy obywatel Bobowej, burmistrz Wacław Ligęza, powiedział kiedyś, że nie czyta mojego portalu. I dodał, że życzliwi mu mieszkańcy skrupulatnie donoszą mu o wszystkim, co „wydarzyło się” na www.bobowaodnowa.eu i www.gorliceiokolice.eu. Takie oświadczenie złożył burmistrz Ligęza w mojej obecności, słyszałem na własne uszy, na jednym z zebrań wiejskich w Wilczyskach i dał do zrozumienia, że nie może zniżyć się do poziomu oszczerczej publicystyki „tego pana” – jak zwykli mnie określać niektórzy samorządowcy z naszej gminy. Od tego czasu coś musiało się jednak zmienić. Bo jak tu złożyć pozew, na przykład, do sądu, oskarżając autora felietonów o zniesławienie, jeśli się tych felietonów nie przeczytało? Czy wystarczy w takich chwilach bazować na niepewnych relacjach życzliwych, ale jednak donosicieli? Ja dzisiaj jednak nie o oskarżonym, przez burmistrza, Macieju Rysiewiczu – odrębny watek w tej sprawie toczy się wszak obok, tylko o górze śmieci, o której napisałem 26 listopada 2013 roku w artkule pt. „Kajaki i rowery wodne burmistrza Ligęzy”. Pamiętacie to zdjęcie?
A przecież było ich jeszcze kilka.
No to wam powiem, że tych śmieci już tam nie ma! Zniknęły! I to jest dobra wiadomość. Ktoś je usunął, mówiąc krótko posprzątał. Nie wiadomo kto, ale są dwie możliwości:
- Zrobił to burmistrz Wacław Ligęza, oczywiście nie osobiście, ma wszak ku temu odpowiednie służby.
- Posprzątał ten, kto naśmiecił (bo przestraszył się rozgłosem tej historii i gniewem burmistrza).
W każdym przypadku stało się to po przeczytaniu mojego artykułu. A ten i ów twierdzi, że ta „psełdo” strona jest nikomu do niczego niepotrzebna. A jednak… w reakcji na felieton, a wszystkie felietony na tym portalu to wszak kłamstwa i oszczerstwa, ktoś zarządził wielkie sprzątanie! Rewelacja!
Szkoda tylko, że prócz posprzątania wysypiska odpadów równocześnie nie wyrównano dołów po wywiezionym żwirze. Nie od razu jednak Kraków zbudowano, prawda panie burmistrzu?