Mecenas Zbigniew Cichoń skazany przez Sąd Dyscyplinarny w Krakowie

Wczoraj, tj. 20 września 2013 roku, Sąd Dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej (ORA) w Krakowie po blisko 30. miesiącach procedowania, tempo wprost niewiarygodne, orzekł karę upomnienia i nakaz zapłaty 800 zł zwrotu kosztów postępowania wobec adwokata Zbigniewa Cichonia, który reprezentował Macieja Rysiewicza i Wiesława Snopka przed Sądami: Apelacyjnym w Krakowie i Najwyższym w Warszawie w sprawie dotyczącej odszkodowania za szkody wynikłe w wyniku bezprawnego posadowienia znaku B-18 w Wilczyskach. Wyrok jest nieprawomocny. Sąd Dyscyplinarny ORA w Krakowie nie miał wątpliwości, że adwokat Zbigniew Cichoń, jako pełnomocnik pokrzywdzonych (Rysiewicza i Snopka), naruszył zasady etyki adwokackiej i ustawę Prawo o adwokaturze podczas pełnienia swoich adwokackich obowiązków, tzn. nie informował prawidłowo Macieja Rysiewicza i Wiesława Snopka o przebiegu postępowania w tym o dokumentach sądowych, które wpływały do jego kancelarii w tej sprawie. Przypomnijmy, że w wyniku kuriozalnych zaniedbań w działaniach adwokata Cichonia, Sąd Najwyższy odrzucił skargę kasacyjną pokrzywdzonych, ponieważ nie została w terminie złożona opłata sądowa. Dzisiaj już nie ulega wątpliwości, że winę za taki stan rzeczy ponosi mecenas Zbigniew Cichoń, co w całości potwierdził wcześniej Sąd Najwyższy, a wczoraj po części Sąd Dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie. Pisałem o tej sprawie na łamach moich internetowych gazet – można wrócić do tekstu pt. „Mecenasi Zbigniew Cichoń i Paweł Gieras albo o etyce zawodu adwokata” z 21 maja 2013 r., by zapoznać się ze szczegółami w istocie haniebnego i kompromitującego dla adwokata Zbigniewa Cichonia przebiegu tej historii.
Kara zasądzona przez Sąd Dyscyplinarny ma wymiar symboliczny (upomnienie plus 800 złotych zwrotu kosztów postępowania), chociaż Rzecznik Dyscyplinarny Okręgowej Rady Adwokackiej w Rzeszowie żądał dla mecenasa Cichonia kary nagany, co skutkowałoby wykluczeniem adwokata ze struktur samorządu adwokackiego i pozbawieniem go czynnego i biernego prawa głosu. Jednak nie o rozmiar kary chodzi w tej historii. Zwłaszcza, że Sąd Dyscyplinarny ORA w Krakowie wcześniej, na podstawie ewidentnego poświadczenia nieprawdy w sprawie dowodów przedłożonych przez Rysiewicza i Snopka, umorzył jeden z zarzutów wobec adwokata Cichonia. Tą sprawą zajmuje się jednak już Naczelna Rada Adwokacka i w obliczu wczorajszego wyroku Okręgowej Rady Adwokackiej w Krakowie nie wróżę mecenasowi Cichoniowi i jego kolegom z ORA w Krakowie: adwokatom Robertowi Piekarczykowi, Katarzynie Kasperskiej-Kranz, Stanisławowi Machajewskiemu, którzy „ukręcili łeb” jednemu z tych dowodów rzeczowych, świetlanej adwokackiej przyszłości. Wyżej wymienieni adwokaci wbrew faktom oświadczyli bowiem, że jeden z listów wysłany przez Sąd Apelacyjny do kancelarii mecenasa Zbigniewa Cichonia nie zawierał na kopercie informacji o sygnaturach dokumentów znajdujących się w tej korespondencji. Jako funkcjonariusze publiczni, a są (z wyboru) członkami Sądu Dyscyplinarnego w Krakowie, upoważnieni do wystawiania dokumentów, mających skutki prawne, adwokaci Robert Piekarczyk, Katarzyna Kasperska-Kranz i Stanisław Machajewski poświadczyli nieprawdę w kwestii przedmiotowego opisu na kopercie, co dla umorzenia przez nich postępowania miało fundamentalne znaczenie. Zdejmowało bowiem odium odpowiedzialności z mecenasa Cichonia za dokładną i skrupulatną weryfikację tzw. urzędowego obiegu kancelaryjnego. Sprawa jest w toku.
Wróćmy jednak do wczorajszego wyroku i kontekstu, który dotyczy tej sprawy. Zacznę jednak od dygresji. Otóż kilka miesięcy temu, na jednym z zebrań wiejskich w Wilczyskach doszło pomiędzy Maciejem Rysiewiczem i burmistrzem Wacławem Ligęzą do ostrej wymiany zdań, między innymi na temat bezprawnie posadowionego znaku B-18 w Wilczyskach. W pewnym momencie burmistrz Wacłąw Ligęza zakrzyknął (cytuję z pamięci, zgodnie z wymową tej zapamiętanej przeze mnie wypowiedzi): – Nie był pan nawet w stanie prawidłowo złożyć skargi kasacyjnej…

Dzisiaj przypomniały mi się te słowa i zadałem sobie proste w istocie pytanie: skąd burmistrz Ligęza wiedział, że – rzeczywiście i ostatecznie – nasza skarga kasacyjna została oddalona, a tym bardziej skąd wiedział, że jej składanie było obarczone wadą formalną, która zdecydowała o jej odrzuceniu. Przecież skarga kasacyjna, zgodnie z prawnymi regułami gry, została złożona przez pełnomocnika powodów do Sądu Apelacyjnego w Krakowie i sąd wezwał do wniesienia z tego tytułu opłaty. O fakcie tym, co zostało udowodnione, nie poinformował powodów ich pełnomocnik adwokat Zbigniew Cichoń. Rysiewicz i Snopek w tym stanie rzeczy opłaty nie wnieśli. Wtedy Sąd skargę kasacyjną oddalił, tzn. nie przesłał jej do Sądu Najwyższego. Gdyby przesłał, wtedy rzeczywiście, odpis tej skargi znalazłby się na biurku burmistrza Ligęzy. Ale nie przesłał! Zatem burmistrz Ligęza nie miał prawa wiedzieć, że Rysiewicz i Snopek w ogóle taką drogę prawną przedsięwzięli. Prawda, że to bardzo ciekawa konstatacja.

Ale jak widać burmistrz Ligęza jest znakomicie poinformowany i wie, że Rysiewicz i Snopek nie byli w stanie prawidłowo złożyć skargi kasacyjnej. A może, to była kolejna „ustawka” przeciwko Rysiewiczowi i Snopkowi? Macki tej ośmiornicy nie muszą sięgać daleko! Nie wiem jeszcze wszystkiego, ale te klocki domina zaczynają się powoli układać!
Dzisiaj, po wyroku Sądu Dyscyplinarnego ORA w Krakowie z 20 września 2013 roku już wiadomo, dlaczego poszkodowani nie byli w stanie prawidłowo złożyć tej skargi. Zawdzięczają ten fakt łgarstwom i zaniechaniu mecenasa Zbigniewa Cichonia. Czy było to działanie celowe? Wiele na to wskazuje, ale z ostateczną deklaracją muszę się jeszcze wstrzymać.
W sprawę maleńkiego znaku B-18 w Wilczyskach, posadowionego nielegalnie w 2006 roku przez Zarząd Dróg Wojewódzkich w Krakowie na wniosek i w porozumieniu z ówczesnym wójtem Gminy Bobowa, a obecnym burmistrzem, Wacławem Ligęzą, zaangażowani zostali nie tylko urzędnicy i samorządowcy niskiego szczebla (vide wójt/burmistrz Wacław Ligęza, starosta gorlicki Mirosław Wędrychowicz, czy nieżyjący już dyrektor ZDW w Krakowie Grzegorz Stech), ale także takie tuzy krajowej administracji, polityki i zarządzania jak wojewoda małopolski i minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller (ten od pancernej brzozy), minister od korupcji Julia Pitera, marszałkowie małopolscy Nawara i Sowa, a ostatnio członkowie Komisji Rewizyjnej Sejmiku Województwa Małopolskiego (niedługo relacja i na ten temat). O wszystkim wiedziały prokuratury w Gorlicach i Krakowie, i z uporem godnym lepszej sprawy tuszowały bezprawie tandemu Ligęza-Stech, „współpracując” korespondencyjnie z podobnie działającymi niezawisłymi sądami w Gorlicach, Nowym Sączu i w Krakowie. Afera na cały kraj. Afera, której ciąg dalszy właśnie następuje. Bo chociaż sprawa toczy się już od 2006 roku, to osoby tego urzędniczego szalbierstwa, nie są w stanie zrozumieć determinacji pokrzywdzonych.
I te słowa kieruję do burmistrza Wacława Ligęzy, który w tym bezprzykładnym zakłamaniu i oszustwie, odtrąbił już swój sukces. Wyrok skazujący mecenasa Zbigniewa Cichonia stanowi iskierkę nadziei, że determinacja w dochodzeniu do prawdy i sprawiedliwości, może przynieść powodzenie.
Dziwi postawa grupy krakowskich adwokatów, którzy „władowali” się w to bagno i próbują dalej brnąć. Mecenas Zbigniew Cichoń dostał pierwsze poważne ostrzeżenie, to samo grozi obecnemu Dziekanowi ORA w Krakowie mec. Pawłowi Gierasowi, oskarżonemu przez ORA w Rzeszowie o uchybienie etyce zawodu adwokackiego. Do tych adwokatów dołączają członkowie Sądu Dyscyplinarnego ORA w Krakowie mec. Piotr Ochałek (przewodniczący) i adwokaci Robert Piekarczyk, Katarzyna Kasperska-Kranz i Stanisław Machajewski, na których także zostało złożone doniesienie o sprzeniewierzenie się kodeksowi etyki adwokackiej do Naczelnej Rady Adwokackiej, a także doniesienie o domniemaniu popełnienia przestępstwa do prokuratury w Krakowie w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumentach Sądu Dyscyplinarnego.
Musi pan pamiętać, panie burmistrzu Ligęza, że za krzywdę, którą pan wyrządził Maciejowi Rysiewiczowi i Wiesławowi Snopkowi należy się panu co najmniej sprawiedliwy publiczny osąd. Może nie za rok, może nie za dwa, ale doczeka się pan bilansu swoich haniebnych działań, podjętych przeciwko dwóm mieszkańcom Wilczysk, dwóm pańskim sąsiadom.
Sprawa znaku B-18 nie została zakończona, jak to szumnie obwieszcza burmistrz Wacław Ligęza.
I niech pan pamięta, panie burmistrzu, nie zraża mnie wszechobecna w Polsce korupcja i zaprzaństwo. Nie zraża mnie także Regionalna Telewizja Gorlice i kłamstwa, które na mój temat, przy pańskiej wydatnej pomocy, kolportuje, za, miedzy innymi, publiczne pieniądze. Nic mnie nie zraża. „Recenzent” czuwa i działa! Pomimo pańskich obietnic, żadnego mojego tekstu nie zaskarżył pan do sądu, chociaż wydał pan na akcje przygotowawcze pieniądze podatników. Oszukał pan także ludzi, którzy te pańskie obietnice wzięli za dobrą monetę! Tylko za to, w normalnym kraju, straciłby pan stanowisko i odszedł w niesławie. Od dzisiaj niech pan jednak uważnie czyta moje blogi. Ma pan nade mną oczywiście przewagę, bo ja działam i piszę otwarcie, powołuję się na fakty, wydarzenia i dokumenty, a pan, w bezradności swojej, ogranicza się tylko do nonsensownych ocen i kalumnii na mój temat. Słowem jedynym pana argumentem w rozmowie ze mną stała się, jak mantra, wypowiadana fraza, że Rysiewicz kłamie.
Od 2007 roku, od chwili, gdy „Bobowa Od-Nowa” zaczęła „nadawać”, pan, panie burmistrzu nigdy, z własnej nieprzymuszonej woli, nie odniósł się, w oficjalnych pismach do mojej redakcji, z komentarzem do faktów i ocen tutaj opublikowanych. Wolał pan opowiadać bajki, że nie czyta pan tej strony, ale ma pan dobrych informatorów. Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę, że takie oświadczenia dyskwalifikują pana, jako funkcjonariusza publicznego, „bez reszty i do spodu”.
Pan, panie burmistrzu, miał nieustający obowiązek spowiadać się, tak, tak, użyłem adekwatnego czasownika, przed opinią publiczną z zarzutów, które panu stawiałem: z kontroli RIO, z kontroli w OPS, ze znaku B-18, z rowu przebudowanego bez zezwolenia wodno-prawnego na granicy Wilczysk i Jankowej, z konteneru blaszanego w Jankowej, z wody niezdatnej nie tylko do picia, z wodociągu w Brzanie, z grabieży żwiru na Białej, z kajaków i rowerów wodnych… Pan jednak wolał wypowiadać się przed dziennikarzami z RTV Gorlice, którzy nigdy nie będą zadawać panu niewygodnych pytań o nielegalnie wydawaną, w swoim czasie, gazetę „Nasza Gmina” w obawie o bilateralne umowy z UM Bobowa. Takie życie w III RP.
Dzisiaj proponuję panu wyciągnąć wnioski z „niedoli” mecenasa Zbigniewa Cichonia. To bardzo pouczająca historia. I cdn…

 

(Odwiedzono 514 razy, 1 wizyt dzisiaj)

8 przemyśleń na temat "Mecenas Zbigniew Cichoń skazany przez Sąd Dyscyplinarny w Krakowie"

  1. Po pierwsze gratulacje, po drugie gratulacje i po trzecie gratulacje!
    Jak widać na Pana przykładzie, nie koniecznie musimy być zastraszonymi, zahukanymi poddanymi III RP.
    Starczy trochę odwagi aby z poddanego zamienić się w normalnego obywatela normalnego państwa.
    Co prawda ONI Teresy Torańskiej jedynie się zmutowali, zajmując obecnie miejsca na mniej wyeksponowanych stanowiskach, lub nowi nabyli ich cech.
    Należałoby ich koniecznie pogonić.

  2. Radzę sie poduczyć prawa a następnie brać się za tworzenie takich artykulikow. Osoba o tak slabiutkim ilorazie inteligencji, będąca abnegatem w dziedzinie o której się wypowiada,jednak pałająca dziką nienawiścią, jedynie może się narazić na pozew o ochronę dóbr osobistych. Jak mawiał St. Lem: nigdy w życiu nie dowiedzialbym się ilu idiotów jest na świecie gdyby nie internet”.

    1. Od inwektyw nie przybywa faktów. Prosze wskazać gdzie w przedmiotowym artykule znajdują sie błędy w opisie stanu prawnego w przedmiotowej sprawie, a dopiero potem wyrokować o moim niskim ilorazie inteligencji i sugerować, że jestem idiotą.Jeżeli jest Pan/Pani rzecznikiem adwokatury, która tak znakomicie zna prawo, to prosze im poradzić, żeby naprawdę złozyli pozew o ochronę dóbr osobistych, a nie strzepić gębę po próżnicy.

  3. Chodziło na przykład o to, iż aby przeciwnik procesowy dowiedział się o odrzucenia skargi kasacyjnej, nie musiał być w zmowie z Pana pełnomocnikiem – jako strona postępowania dostał odpis postanowienia o odrzuceniu skargi. To normalna procedura. tymczasem Pan w swoim mniemaniu znający się na rzeczy uważa, ze „Zatem burmistrz Ligęza nie miał prawa wiedzieć, że Rysiewicz i Snopek w ogóle taką drogę prawną przedsięwzięli.” Błąd.

    1. Może błąd, ale ja nigdzie nie napisałem, że zjadłem wszystkie rozumy. Istota problemu jednak pozostaje, tak, czy siak!

  4. Mniej zapiekłości – więcej obiektywizmu!

    Szanowny Panie,
    wozi się Pan po adwokacie jakby był z „gumna wyjęty”… (tę dwuznaczność proszę rozumieć jak Pan chce).

    A tymczasem mecenas Zbigniew Cichoń to prawnik zasłużony na polu politycznym – bronił skutecznie wielu represjonowanych, stawał i nadal staje po stronie osób pokrzywdzonych przez system (dawny, komunistyczny, ze wszyskimi złogami, jakie obserwujemy także dziś). Pan Cichoń jest odważny – nie ma lęku zmagania się z aparatem państwowym, nie jest w żadnym wypadku kunktatorem (co Pan niedwuznacznie sugeruje w pewnym momencie swego – proszę wybaczyć – bardzo zapiekłego wywodu). Rozumiem rozżalenie, jeśli faktycznie miało miejsce zaniedbanie formalne ze strony Waszego pełnomocnika.

    Ale walka z burmistrzem gminy o bezprawnie ustawiony znak wcale nie musi tak głęboko odcisnąć się na Pańskim oglądzie rzeczywistości, by dawać tyle upustu żółci, jaka Pana zalewa. Toż to jest istny spust surówki z Huty im. Lenina, której – niech się Pan rozejrzy – już nie ma. I efekt jest taki, że ktoś, kto zna rangę tego adwokata liczącego się w polskiej DOBREJ palestrze, pomyśli sobie najwyżej: przyczepilo się g… do okrętu… (i udaje, że samodzielnie płynie).

    Dodam więc jeszcze kilka słów w sprawie armat, jakie wytoczył Pan przeciwko swojemu ongisiejszemu reprezentantowi w sądzie. Zbigniew Cichoń karierę senatora zawdzięcza odwadze bronienia w procesach politycznych, gdzie presja „na skazanie” była (i nadal jest – vide tzw. rozgrzane składy sędziowskie ostatnich lat) łatwo rozpoznawalna bądź wyczuwalna; wyborcy docenili klasę mecenasa Cichonia i licznie oddali na Niego głosy, by ich reprezentował w Izbie Wyższej z zadaniem naprawy wymiaru sprawiedliwości (a właściwie drogą parlamentarną skończył wreszcie z powszechnym nadmiarem niesprawiedliwości).

    Warto również przypomnieć, że pan Cichoń ma wiele wygranych odwołań od polskich złych sentencji w Trybunale Europejskim. Doceniają to wyraźnie poza granicami, ponieważ powołano Go do międzynarodowego jury przyznającego coroczne nagrody dla odważnych, niepokornych adwokatów z różnych krajów. Jak podała prasa, w listopadzie ubiegłego roku zasiadał w jury na wyjazdowym posiedzeniu tego gremium w Bolonii we Włoszech.

    Prześledziłem karierę mecenasa Zbigniewa Cichonia z ciekawości, ponieważ wpadł mi ongiś w rękę znakomity tekst Jego autorstwa, gdy reprezentował Jana Kobylańskiego z Urugwaju, prezesa USOPAŁ-u, który w obronie swego imienia podał do sądu w Warszawie dziennikarzy-oszczerców, związanych głównie z „Gazetą Wyborczą”, wypisujących paszkwile i kalumnie o zasłużonym reprezentancie Polonii. Mając tę wiedzę o Zbigniewie Cichoniu bez zaskoczenia przeczytałem ten Pański elaborat mający na celu zdyskredytowanie człowieka z chlubną przeszłością – jest wiele ciemnych mocy, które odpowiednią nagonką potrafią rzucaniem błotka posterować. Sieć jest najlepszym miejscem, by bezkarnie wrzucić choćby kamień do szamba. Proszę rozważyć kontekst, w jakim się Pan ze swymi enuncjacjami znalazł.

    Odzyskał Pan poniesione koszta sądowe, ale te 800 zł widać Pana nie satysfakcjonują i pragnie Pan nadal mącić jak truteń w ulu. Czy mamy aż tylu nielękliwych adwokatów, by w sprawach obecnych represji politycznych stanęli w obronie buntowników przed spolegliwymi wobec władzy sędziami? Prawników jakże potrzebnych nam dziś, byśmy mogli w sprawach ważnych znajdować wsparcie przez obrońcow nie kulących się przed żadną mroczną siłą – także tą „niby-demokratyczną” obecną.

    A Pan na hejnale o swym znaku drogowym na wsi!? Że Pan przegrał kasację z powodów formalnych – nawet jeśli z winy swego reprezentanta…? Ten Pański burmistrz to cwany intrygant, bo to nie Pan ma „umieć pisać kasację”, tylko musi to w Pana imieniu zrobić adwokat; taki jest wymóg. Dał się Pan wpuścić w magiel z powodu zawalenia terminu, a nie treści apelacji – i ciągnie Pan teraz ten temat wałkując rzekome dno mec. Cichonia. Przykre to jakieś, bez umiaru…

    Z Pańskich napomknień wynika, że jest człowiekiem niepokornym, chce głosić prawdę na swoim terenie, walczyć z UKŁADEM – dlaczegóż więc z taką zajadłością obnosi się Pan ze swoimi „krzywdami” (na miarę tego cudzysłowu), być może – jeśli to jest prawda – wynikłymi wskutek zwykłego, ludzkiego przegapienia terminu? Czy tak postępuje człowiek prawy, który zderzając się z dookolnym bezprawiem oraz instytucjonalnym mafijnym raketem potrzebuje w swych bezkompromisowych działaniach co i rusz wsparcia? Zdarza się przecież, że coś jest nie po naszej myśli, mamy wpadki niezawinione wskutek błędów innych … – i co? Najwyżej zaklniemy siarczyście i dążymy do celu, idziemy dalej… – ale żeby podsycać w sobie taką nienawiść, że aż iskry lecą!

    Proszę o wyważenie wagi tych pretensji i wyhamowanie ataków. Naprawdę ten Pański portal na tym wiele zyska. I przychylność innych Cichoniów, którzy wówczas się do Pana przyłączą, proponując wsparcie w walce o uzdrowienie państwa polskiego. Na którym mnie, Panu i mec. Cichoniowi jednako zależy.

    Edmund Kosodowski – Warszawa Praga

    1. Szanowny Panie! Sprawa jest poważna. I przez chwilę myślałem, że wypowiem się w sprawie Pańskich zarzutów a także dopowiem to, co niedopowiedziane. I napisałem dzisiaj do Pana list na adres apetito@onet.pl, który sam Pan podał w Swoim komentarzu. I, niestety okazało się, że ten adres nie istnieje. Okłamał mnie Pan. Skąd mam mieć pewność, że Edmund Kosodowski – Warszawa Praga, naprawdę istnieje? Teraz uważam, że Edmund Kosodowski to kolejny pseudonim, jak „Baca” i reszta swołoczy. Mówię to od wielu lat; można się ze mną nie zgadzać, ale nie mam zamiaru rozmawiać z anonimami. Mnie od siedmiu lat stać na podpisywanie tekstów własnym imieniem i nazwiskiem. I to jest wartość, której boi się ta władza.Jeśli Pan, Panie Kosodowski istnieje naprawdę, proszę to uwiarygodnić, a nie ściemniać i podawać fałszywe adresy mejlowe. Nie mogę zatem inaczej traktować Pańskiego komentarza jak kolejnej prowokacji.
      Panie Kosodowski, kawa na ławę i personalia na stół, a potem będziemy dyskutować!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *