„Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie”, powtarzali rodzice swoim niesfornym latoroślom, mając na myśli, że osobie starszej, o wyższej pozycji społecznej, czy statusie wolno więcej. Życie i urzędnicy potwierdzają prawdziwość tej w sumie dyskryminującej pewne grupy społeczne i wiekowe maksymy.
Sprawdzoną przez dziesiątki lat mądrość potwierdził Wojewoda Małopolski Jerzy Miller, który w oparciu o kilkumiesięczne analizy prawne dokonane przez zatrudnionych w Urzędzie Wojewódzkim prawników, dwukrotnie wzywał Radę Miasta Gorlice do wygaszenia mandatu radnej, która naruszyła dyspozycje określone w ustawie zwanej antykorupcyjną, by ostatecznie stwierdzić, że naruszenie było nieistotne.
Problem polegał na tym, że radna, będąca prezesem spółdzielni mieszkaniowej, zarządzała mieniem komunalnym gminy, o czym niechcący doniosła sama, arogancko naginając przepisy tak, by nie dopuścić do rady nadzorczej, zarządzanej przez nią spółdzielni, reprezentantki lokatorów, też radnej.
Motywację i argumentację przyjętą przez panią prezes należałoby potraktować jak dzwonek ostrzegawczy nie tylko dla spółdzielców, ale i wyborców. Manipulacja prawem przez osobę pełniącą funkcje publiczne nie jest dobrą rekomendacją. Tak naprawdę dyskredytuje osobę z takich praktyk korzystającą. Pani prezes mając świadomość konfliktu prawnego związanego z pełnieniem funkcji publicznej i wykonywanej pracy, w której istotną rolę odgrywało mienie komunalne, bezkarnie w takim stanie prawnym tkwiła i pewnie byłoby tak dalej, gdyby nie desperackie działanie, mające na celu niedopuszczenie do organu kontrolnego niewygodnej dla niej osoby.
„Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”, i to stare powiedzenie w sprawie znalazło swoje miejsce. Zapisy antykorupcyjne wykorzystane przez prezeskę, uderzyły w nią rykoszetem. Interpretacja prawna przesłana Radzie Miasta Gorlice wraz z wezwaniem do wygaszenia mandatu była jednoznaczna – radna naruszyła ustawę, mandat wygasić – stwierdził Wojewoda w oparciu o dokumenty i ich prawną interpretację. Pierwsze głosowanie zakończyło się pokazaniem Wojewodzie przysłowiowej „figi”. Radni argumenty zignorowali i większościowym murem stanęli za koalicyjną koleżanką. Do kolejnego głosowania doszło dwa miesiące później, bowiem ponowna weryfikacji przypadku nie wpłynęła na zmianę stanowiska Jerzego Millera. W wezwaniu napisano:
„Konsekwencją niewykonania przez Radę Miasta Gorlice ciążącego na niej obowiązku podjęcia uchwały w przedmiotowej sprawie jest wezwanie Rady Miasta Gorlice przez Wojewodę Małopolskiego do podjęcia uchwały w sprawie wygaśnięcia mandatu Radnej Rady Miasta Gorlice – Pani Marioli Migdar. Jednocześnie informuję, iż w razie bezskuteczności niniejszego wezwania i tym samym nie podjęcia przez Radę Miasta Gorlice w terminie 30 dni od dnia otrzymania niniejszego wezwania stosownej uchwały, zostanie wydane – zgodnie z art. 98 a ust. 2 ustawy o samorządzie gminnym, po uprzednim powiadomieniu ministra właściwego do spraw administracji publicznej – zarządzenie zastępcze stwierdzające wygaśnięcie mandatu radnej Rady Miasta Gorlice, Pani Marioli Migdar”
I tym razem kategoryczne wezwanie Jerzego Millera na radnych nie zrobiło wrażenia. Uchwały nie przyjęto, a w dyskusji poprzedzające głosowania padały stwierdzenia, że Wojewoda nie ma władzy absolutnej, że ustawy nie mogą być ważniejsze niż logika i etyka. Natomiast sama zainteresowana zarzuciła urzędnikom, że zorganizowali na nią nagonkę. Idąc tą drogą, zwróciła się do Wojewody, któremu wcześniej kompetencji publicznie odmawiała, o objęcie osobistym nadzorem jej sprawy. No i stało się. Zamiast zapowiedzianego w lutowym wezwaniu zarządzenia wygaszającego mandat, do biura gorlickie radny wpłynął „akt ułaskawienia” – Wojewoda zmienił zdanie. Po osobistym podejściu do sprawy, przedstawianą wcześniej argumentację zinterpretował na korzyść radnej – prawo naruszyła, ale nieznacznie:
„Pomieszczenie to wykorzystywane było (…)na potrzeby związane z administrowaniem zasobami mieszkaniowymi Spółdzielni i służyło jako składzik na narzędzia dla konserwatorów Spółdzielni oraz pomieszczenie socjalne … pomieszczenie to nie było wykorzystywane komercyjnie, a jedynie dla potrzeb bezwynikowej działalności statutowej prowadzonej przez Spółdzielnię związanej z zasobami mieszkaniowymi. (…) fakt, iż nie było on wykorzystywany komercyjnie, uznaję, iż stopień naruszenia przez Panią Migdar prawa nie jest wystarczający, aby przyjąć iż została naruszona dyspozycja określona w art. 24. f ust. 1 ustawy z 8 marca 1990 roku o samorządzie gminnym. Tym samym stwierdzam, iż brak jest podstaw do wygaszenia mandatu Pani Marioli Migdar”
Jedno pomieszczenie, jeden ustawowy zapis, jedna osoba decydująca – dwie różne interpretacje i decyzje! Czyżby radna miała rację, twierdząc, że urzędnicy urządzili na nią nagonkę? Rola wojewody i brak konsekwencji w zachowaniu procedur przypomina nieco władzę cezara podczas toczonych na rzymskich arenach walk gladiatorów. Władca ułaskawiając przegranego poprzez podniesienia kciuka w górę, pozornie tylko decydował, tak naprawdę robili to ci, którzy głośniej krzyczeli.
„Wojewoda nie ma władzy absolutnej” – grzmiała zagrożona utratą mandatu radna tuż przed głosowaniem. „Ustawy nie mogą być ważniejsze niż logika i etyka” argumentowali sprzyjający jej koledzy – broniąc koleżanki i własnej niepodległości, tym samym pokazując organowi nadzoru, co o jego kompetencjach myślą, i udało się! Wojewoda, jak Król, bohater „Małego Księcia” zrozumiał, że „należy wymagać tego, co można otrzymać”, w tym przypadku, na co pozwolili gorliccy radni.
Nie mniej Jerzy Miller zaprzeczył sam sobie i możliwe, że przerywając wszczęte procedury naruszył prawo. Wydał sprzeczne decyzje, dyskredytując tym samym swój autorytet, dyskwalifikując zatrudnianych prawników. Pokazał, że polskie prawo jest jak poezja, można je interpretować w zależności od okoliczności. Jedno co mu się udało, to ujawnienie arogancji i buty Rady Miasta Gorlice, chociaż w ostatecznym rozrachunku, potwierdził, że kierujący się mickiewiczowskim „czuciem i wiarą” radni, nawet jak nie mieli racji, to ją mieli, a starą rzymską zasadę „Dura lex, sed lex” (twarde prawo, ale prawo) można wrzucić do kosza.
Gdyby Wojewoda był konsekwentny i zarządzeniem zastępczym wygasił mandat, w sytuacji radnej nic by nie zmieniło. Nadal zachowywałaby wszelkie uprawnienia, z dietą włącznie. O jej samorządowym losie, zgodnie z procedurami, zadecydowałby Sąd Administracyjny, który jest organem odwoławczym. Radna jednak desperacko sądowej weryfikacji starała się uniknąć i w tym wsparli ją radni, a kwietniową decyzją pomógł Wojewoda.
Sprawa niby drobna na mapie aferalnej Polski, jednak łamanie prawa, w którymś momencie i na jakimś szczeblu się zaczyna. Mała bezkarność jest matką większego przekrętu, a ten jeszcze większej afery. Tym sposobem przekroczenie prędkości rowerem jest karane, natomiast naruszenie ustawy interpretowane. Takie rozumienie przepisów pozwala na dostosowanie starego powiedzenia „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” do samorządowej rzeczywistości.
No cóż, wygląda na to, że wojewoda Miller kroczy od kompromitacji do kompromitacji, bo w gruncie rzeczy nie posiada on chyba, jako człowiek, elementarnego poczucia wstydu. Kiedyś w sprawie mnie interesującego znaku B-18 w Wilczyskach, o czym pisałem na bobowaodnowa.eu, także łamał prawo. O komisji Millera w sprawie katastrofy w Smoleńsku już nawet nie będę wspominał, bo to sprawa najcięższego państwowego kalibru.
W opisanej przez Panią Alicję historii dwie inne sprawy są bardzo nteresujące. Po pierwsze, jakie praktyczne, fizyczne kroki zostały podjęte i przez kogo, Rady Miasta Gorlice, żeby zmiękczyć wojewodę? Bo nie uwierzę, żeby po dwóch pismach Millera panie i panowie od radnej Migdar siedzieli sobie spokojnie w Gorlicach i bez stosownej „mediacji” telefonicznej (mało prawdopodobne) lub osobistej w Krakowie lub gdzieś pod Krakowem w zacisznym miejscu, czekali na rozwój wydarzeń. A druga sprawa, najbardziej przerażająca, że za dopuszczenie do władzy takich osobników jak wojewoda Miller, odpowiedzialny jest niestety system. I to jest ten układ zamknięty, którego niestety nie uda nam sie skruszyć. Ale niech żywi nie traca nadziei!
Jestem zaszokowany treścią artykułu.zamieszczonego w Gazecie Gorlickiej z dnia
16 kwietnia nijakiej dziennikarki Agnieszki Chmury i jej manipulacją „…Wojewoda się pomylił…”. Pisze między innymi w podtytule „ wojewoda stwierdził iż, niema podstaw do wygaszenia mandatu” Marioli Migdar. No cóż POWAGA RZECZY OŚMIESZONEJ
Wojewoda napisał wręcz coś odwrotnego, że dokonała naruszenia art. 24f ust.1 ustawy, ale zastosował w stosunku do niej prawo łaski, chociaż wątpię czy miał ku temu prawo, po wcześniejszym podwójnym wygaszeniu jej mandatu.. Dalej p. A. Chmura pisze:
„…Ta większością głosów zadecydowała ze do przestępstwa nie doszło…”
Przecież nikt nie zarzucał Marioli Migdar iż dopuściła się przestępstwa. Jeżeli dziennikarz, radni nie rozróżniają takich pojęć, jak np. przestępstwo, wykroczenie, naruszenie procedury czy też naruszenie regulaminu, to najwyższa pora wysłać ich pod właściwe miejsce pracy tj. do prac w polu w związku z opóźnioną wiosną..
To nie nauczycielka – radna p. Nowak zasugerowała, że „…jej koleżanka z rady może łamie ustawę o samorządzie z dnia święta kobiet z roku 1990…”, a wręcz odwrotnie, to Pani Mariola Migdar stwierdziła a nie sugerowała jednoznacznie radnej Nowak w piśmie, że będąc radną złamie prawo gdy wejdzie do rady nadzorczej spółdzielni.
Pasuje to jak ulał do rosyjskiej skaski „kak Fiedia wyruchał miedwiedia a potem abarotno, miedwied Fiedie ”
Przeraziła mnie bezmyślność dziennikarski, która powołując się na słowa Marioli Migdar pisze
„…że gdyby miała choć cień wątpliwości, że łamie prawo, to sama by złożyła mandat…”,
Nie zadała prostego pytania, dlaczego na 3 dni przed sesją na której miała wyjaśnić sytuację, w trybie natychmiastowym rozwiązała z Gminą umowę o najem tych osławionych w sprawie 13,86 m2 swoją drogą to wojewoda ze swoich prawników zrobił nieuków i tumanów, skleconych z łapanki ulicznej.
Chociaż może i ja taki jestem bo wg mnie uzasadnienie wojewody ma się tak do rzeczywistości jak kiszka stolcowa do kryształowego wazonu
Rozwiązać rady i po sprawie przecież oni i tak nic dobrego nigdy nie uradzili .Wtedy nie było by problemów,przecież wiadomo kto rządzi gminami i miastami, rozwiązać te izby obrachunkowe ,bo po co oni się tak trudzą jak i wytyki piszą jak i tak nic to nie daje .A zaoszczędzone pieniądze przekazać na szkolenia dla bezrobotnych 50 latków, można by z nich zrobić akwizytorów, albo komputerowców i problem w pow.gorlickim z bezrobociem zniknie, zresztą jak nie ma pracy to i zasiłku nie ma i na pewno statystycznie bezrobocie spada.Tak dalej trzymać orły powiatu haha.l
Czy przekroczenie prędkości o 20 km/h przy prezentowanej 180 to proporcjonalnie małe złamanie prawa i bez mandatu się obejdzie ?????
Po prostu kpiny, decyzja pod osoby przygotowywana i śmierdzi prywatą i załatwianiem kumplowskim w PO.