Spróbujmy przez chwilę pomarzyć. I wyobraźmy sobie, że żyjemy w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej i nasze miasta i miasteczka, tj. Gorlice, Biecz i Bobowa podlegają amerykańskiemu porządkowi prawnemu, którego wizja demokracji i samorządności całkowicie odbiega od systemu narzuconego Polakom przez lewicowo-liberalne elity przy tzw. okrągłym stole w 1989 r.
Wszystkie najważniejsze stanowiska w powiecie pochodziłyby z powszechnego wyboru. To znaczy, że burmistrza, radnych, sędziego sądu rejonowego, prokuratora prokuratury rejonowej, szefa straży pożarnej etc. wybieraliby wszyscy mieszkańcy, uprawnieni z racji wieku, do głosowania. W wyborach i na zebraniach frekwencja przekraczałaby 80%, bo w USA tylko nieliczni „olewają” sprawy publiczne. Samorządność, to przywileju i honor obywatela. Nieobecność na zebraniu wiejskim albo miejskim staje się wstydliwą okolicznością, tak jak brudne buty lub nieumyte zęby.
Burmistrz miasta pełniłby swoją funkcje społecznie, radni zresztą także, bo pieniądze zarabialiby w swoich miejscach pracy, jako przedsiębiorcy, nauczyciele, robotnicy etc. W takim mieście, jak powiedzmy Gorlice, byłoby maksymalnie 6 radnych, a w Bobowej jeszcze mniej. A nad wszystkimi sprawami administracyjnymi panowałby 1 (słownie jeden) wynajęty, wykształcony na taką (komunalną) okoliczność menadżer, mający do pomocy tylko kilka osób. Bo zarządzanie mieniem publicznym, to nie jest zajęcie dla przypadkowych laików, takich na przykład jak przewodniczący Rady Miejskiej w Bobowej Stanisław Siedlarz.
Burmistrz miasta, który pracuje społecznie (a także radni) pozostają w kontakcie z menadżerem i pilnują interesów własnej społeczności, czytaj stają w jej obronie. Byłoby nie do pomyślenia, żeby burmistrz miasta na zebraniu wiejskim lub miejskim w ostrych słowach spostponowałby jakiegokolwiek obywatela, nawet gdyby ten obywatel nie miał racji. Burmistrz z pokorą wysłuchałby wszystkich uwag i pochyliłby się nad zarzutami obywatela. Bo burmistrz i radni są od słuchania a nie od obrażania swoich sąsiadów. Takiego burmistrza, który odsądza od czci i wiary obywatela „pana R.” (albo straszy go sądem), podejmującego polemikę z władzą, mieszkańcy miejscowości, mówiąc symbolicznie, wywieźliby poza granice miejscowości na taczkach z gnojem.
Myślę, że wiecie już dlaczego samorząd amerykański góruje nad polskim. Bo to, co niszczy polska samorządność, to są wypasione synekury dla tzw. samorządowców. Pensje, diety i tzw. „boki”, tj. komisje konkursowe albo przetargowe, tworzę z nich klasę posiadaczy. Korupcja w stanie czystym. Mają pieniądze publiczne, mają władzę i stają się urzędnikami systemu, a nie przedstawicielami wyborców. Z chwilą wyboru na stanowisko odwracają się plecami do ludzi, stając się, w symbolicznym tego słowa znaczeniu, poborcami podatkowymi, komornikami, władcami decyzji administracyjnych. Na swoich usługach, za nasze pieniądze, mają sztab radców prawnych oraz sędziów i prokuratorów, których nikt nie wybiera, tylko przyjeżdżają do nas w teczkach. I wszyscy oni działają całkowicie bezkarnie, słowo „odpowiedzialność” zostało w tym środowisku zupełnie zapomniane. A podczas libacji śmieją się z takich jak „pan R.”.
Czy wiecie, jaki los czeka w USA sędziego, który wydał wyrok sprzeczny z poczuciem sprawiedliwości społecznej? Źle zadałem pytanie, ale zrobiłem to celowo. Bo w USA sędzia ogłasza wyrok uzgodniony przez ławę przysięgłych. Ten sędzia nie wydaje wyroku arbitralnie jak w Polsce, ten sędzia słucha głosu ludu. W Polsce nikt od dawna nie słucha głosu ludu. I właśnie dlatego na zebranie wiejskie w Wilczyskach w gminie Bobowa przychodzi 40 osób, a mogłoby 800. A sołtysowi i radnemu Tomaszowi Taraskowi z Wilczysk serce wtedy rośnie; im mniej nas, tym więcej mam władzy! Oto polska samorządność…
I na koniec symboliczna informacja. W Nowym Jorku mieszka ponad 8 milionów ludzi, a w Warszawie ponad 2 miliony. Nowy Jork ma 51 radnych, a Warszawa 407, a Bobowa… 15 uprzywilejowanych, suto nagradzanych samorządowców, którzy „plują w twarz” swoim sąsiadom, tak jak Pani Leokadii Musiał samorządowcy z Bobowej, albo… lista jest dość długa. Jeśli w Bobowej mamy 15 radnych, to znaczy, że to miasto powinno liczyć prawie 3 miliony ludzi, według standardów amerykańskich, a o Warszawie już nie wspomnę…
Pięknie pan Redaktor to napisał. Też mam takie marzenia o demokracji i porządku prawnym w naszym kraju. Pragnę jednak zauważyć, że w USA wcale nie jest już tak dobrze, jak było kiedyś. Tam również kwitnie korupcja, powstają układy wśród urzędników różnych szczebli, a sędziowie wydają wyroki według zasobności portfeli i mozliwości opłacenia sobie lepszych adwokatów, a nie według sprawiedliwości społecznej
Trochę sobie oczywiście pomarzyłem. I Pan Adam ma rację. Po prostu próbuję znaleźć wyjście z sytuacji bez wyjścia…
No bo WIEKSZOSC ludzi jest ( a raczej była do niedawna) za PO-sktomuna!!!!!!!!!! czerwona zaraza..bo za KOMUNY była praca itd..A teraz jest tylko ROZKRADANIE Polski w swietle Prawa?..