Miło mi poinformować, że mój artykuł pod tytułem „Matka czyli ofiara” znalazł się wśród 10 najlepszych artykułów opublikowanych w roku 2012 na portalu Interia360. Kolejny etap konkursu to głosy oddane za pośrednictwem smsów. Chętnych do udziału w głosowaniach odsyłam na stronę organizatora. Ja i tak czuję się już zwycięzcą. Poniżej publikuję wyróżniony tekst.
Chcesz oddać głos na wyróżniony tekst, wyślij sms o treści NDO.07 na nr 7271. Koszt sms-a 2,46
Matka to symbol bezwarunkowej miłości przyprawionej większą lub mniejszą dawką goryczy i cierpienia: matka Jezusa, mitologiczna Demeter, czy Niobe. Ziemskie matki noszą w sobie boską cząstkę, chociaż nie zdają sobie z tego sprawy. Tak jest w przepadku Marty. Miłość to jedyny jej kapitał.
Marta wychowuje czwórkę dzieci. Sześcioosobowa rodzina żyje od lat w ciemnej, zagrzybionej suterynie jednego z gorlickich domów. Kiedy każdego ranka ściera ze ścian cieknącą wodę, próbując walczyć z rozrastającym się grzybem i wszechobecną pleśnią, z trudem powstrzymuje łzy, i to nie dlatego, że przegrała swoje życie – marzenia pogrzebała już dawno – łzy z oczu wyciska bezsilność i myśl, że i dla jej dzieci nie ma lepszych perspektyw. Kiedy jej dwunastoletni syn dostaje napadów astmy oskrzelowej ma ochotę krzyczeć z rozpaczy. Astma grozi też jej ośmiomiesięcznej córce Ewie, która już kilkakrotnie zaliczyła zapalenie oskrzeli. Marta przestała wierzyć w cuda, pozostała jej jednak wiara w dobrych ludzi.
Sięgnąć dna
Wydawać by się mogło, że już nic gorszego jej i dzieci spotkać nie może. Nieprawda! Właśnie dowiedziała się, że grozi jej eksmisja! Eksmisja z suteryny, która dla jej dziadków była zwykłą piwnicą. Babcia i dziadek odeszli, spadkobiercy podzielili dom i okazało się, że Marta musi opuścić część swojego piwnicznego mieszkania. Sześcioosobowa rodzina otrzymała nakaz eksmisji do sześciometrowego nieogrzewanego pomieszczenia, pozbawionego sanitariatów i dostępu do wody – tak zdecydował Sąd w Nowym Sączu. Paragrafy okazały się ważniejsze niż ludzie.
„W piwnicznej izbie zmrok coraz gęstnie, Wilgotne ściany płaczą… Dziecko w ciemności oczy otwiera, Czy czego nie zobaczą…” – pisała ponad sto lat temu w swoim wierszu Maria Konopnicka. I rodzina Marty chciałaby dojrzeć szczęśliwe rozwiązanie swojej tragicznej sytuacji, ale ono istnieje raczej w sferze cudu. Rodzice bez pracy, dzieci bez miejsca do nauki, do życia. Kolejne pokolenie, które nie pozna, co to szczęśliwe dzieciństwo. Marta jest dobrą matką, ale zaczyna opadać z sił. Dotąd przede wszystkim martwiła się skąd wziąć pieniądze na jedzenie, teraz myśl o braku dachu nad głową zabija głód. Z dorywczej pracy jej czy męża nie starcza na spłatę długów, a co dopiero na wynajęcie mieszkania – o tym nawet nie myśli. Lokal socjalny to dla niej spełnienie marzenia. Liczyła, że w jego realizacji pomoże Sąd, jednak ten w wyroku takiego rozwiązania nie uwzględnił. Z jakiegoś powodu zapisu „eksmisja z prawem do lokalu socjalnego” nie wywalczył przydzielony z urzędu prawnik.
Prorodzinne państwo?
Marta nie płacze, nie mówi, że coś jej się należy, niczego nie żąda – najwyżej prosi i przeprasza. Od dzieciństwa pokornie zbiera razy fundowane jej przez życie – także te ze strony najbliższych. Ojciec alkoholik przez lata tyranizował żonę i dzieci. Schorowana matka jak mogła starała się zabezpieczyć byt rodziny. Teraz Marta robi to samo – jednak życie podnosi poprzeczkę – coraz trudniej wielodzietnym rodzinom walczyć o przetrwanie – zły los na złe czasy.
Ostatnią deskę ratunku widzi w gminie – to burmistrz i radni mogą wyciągnąć do niej pomocną dłoń, bo w ich gestii leży przydzielenie mieszkania socjalnego. Czy będą chcieli? Wierzy, że tak. Czeka, tylko jak długo wytrzyma? Niedawno odwiedził ją dzielnicowy – kazał opuścić wskazane wyrokiem sądu pomieszczenie, zapowiedział kolejną wizytę, ale już w towarzystwie komornika. Eksmisję komorniczą zapowiadają też spadkobiercy. Marta boi się władzy, nie zna się na prawie, nie wie jak się bronić, nie stać jej nawet na odebranie sądowego wyroku, za którego otrzymanie należy uiścić opłatę skarbową.
Nie jest jedyną matką, która żyje z dnia na dzień, bojąc się każdego nadchodzącego dnia. Pukanie do drzwi powoduje przyspieszone bicie serca, podobnie jest z urzędowymi pismami, które coraz częściej przynosi listonosz.
XXI wiek czy pozytywistyczna nowelka?
Macierzyństwo to bolesne doświadczenie, gdy jest się biednym, gdy trzeba dzielić kromki chleba i żyć z wyciągniętą ręką, prosząc o pożyczki, inwestowane następnie w jedzenie i obciążające sumienie, bo z góry wiadomo, że nie będzie z czego ich spłacić.
Ludzie nie lubią wielodzietnych rodzin. Dla większości stanowią balast obciążający miejski budżet, uważane są za gniazda patologii społecznych, biedy. Wielodzietność traktowana jest jako objaw ciemnoty i braku odpowiedzialności. Powiedzenie „daje Bóg dzieci, to i da na ich utrzymanie” nie sprawdza się w naszej rzeczywistości. Karta Dużej Polskiej Rodziny promowana przez prezydencką parę, to produkt pijarowski. Możliwe, że podyktowany dobrymi chęciami, ale tymi piekło jest wybrukowane.
„W piwnicznej izbie głos dziecka wzdycha z wilgotnej, brudnej pleśni…” napisała w kolejnym wersie poetka – jak się okazuje wizjonerka. Dzieci Marty są najlepszym przykładem na społeczne sieroctwo i opuszczenie. Niestety, nie tylko one. Przykłady można mnożyć. „Janko Muzykant”, „Antek” czy „Nasza szkapa” miały poruszać serca dziewiętnastowiecznej społeczności. Jak widać powinny wrócić do kanonu lektur szkolnych, by budzić sumienia ludzi w XXI wieku.
Szanowna Pani Alicjo, chciałem powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze to dla mnie wielki zaszczyt, że portal przeze mnie powołany „Gorlice i Okolice” może popularyzować Pani tekst, taki tekst, rewelacyjny tekst. Wzruszający i dotykający dogłębnie polskiej rzeczywistości. Ale to co jest najważniejsze, to po drugie, że może nasi Czytelnicy uwierzą, że słowa nie można sie bać i trzeba pisać, i dawać świadectwo prawdzie. Jeśli Alicja Nowak może odkrywać prawdę, dlaczego ja się boję, albo dlaczego ja uważam, że władza nie ma niic do tego, albo dlaczego władzy nie można krytykować. Pani Alicjo, kłaniam się Pani z wielkim szacunkiem. Może ktoś do nas dołaczy…?
Panie Macieju, pięknie mnie Pan skomplementował. Dziękuję.
W Pani „Rozmowach Bezkompromisowych” opowiedziała Pani o kimś, kto podniósł głowę i upomniał się o swoje w sporze z władzami w Gorlicach i wygrał. Trzymajmy ten kurs. Pokazujmy, że nie zawsze stoimy na straconej pozycji, że warto upominać się o swoje. Bo to nie jest egoizm, ale obywatelska postawa. Bo w sporze władza – obywatel, to obywatel powinien być ważniejszy, bo władza samorządowa nie powinna być władzą, tylko sługą obywatela…