Od jakiegoś czasu nie mam właściwie już wątpliwości, że afera z posadowieniem znaku B-18 (10 ton) w Wilczyskach znajdzie wreszcie swój sprawiedliwy osąd i finał. Moi Czytelnicy byli wielokrotnie informowani na stronie www.bobowaodnowa.eu o szczegółach tej ponurej, przestępczej historii. Kto nie czytał, może przejrzeć archiwum „Bobowej Od-Nowa”. A sprawa toczy się już od początku 2006 roku. Wygląda na to, że w III RP, żeby „doprosić się” o sprawiedliwość trzeba uzbroić się w nieziemską cierpliwość. Ale chciałbym zapewnić prokuratorów, sędziów, urzędników od Wojewody Małopolskiego i Marszałka Małopolskiego, a przede wszystkim samego burmistrza Wacława Ligęzę, że, parafrazując słowa znanego przeboju, „nie spocznę, nim dojdę” do celu. A teraz kilka najnowszych szczegółów faktograficznych, które stawiają burmistrza Wacława Ligęzę w bardzo złym świetle i stanowią dowód, że z prawdomównością w tej sprawie, ten nasz lokalny „bohater” bywał często na bakier.
Dla przypomnienia; znak postawiono na działce o numerze ewidencyjnym 437, która styka się bezpośrednio z drogą wojewódzką nr 981, biegnącą przez Wilczyska. Skorzystano z okazji, że dokonywano modernizacji tej drogi wojewódzkiej i na tę okoliczność przygotowano, ale tylko dla niej, projekt zmiany organizacji ruchu. Dotyczył on drogi wojewódzkiej (981) a znak (10 ton) postawiono „twarzą” do dwóch dróg gminnych – i ograniczenie tonażu (do 10 ton) właśnie tych dróg gminnych dotyczyło, a nie drogi wojewódzkiej. Czasami ustawa prawo o ruchu drogowym zezwala na takie operacje; wszak pod jednym warunkiem – w takim miejscu muszą się łączyć dwie drogi publiczne i na dodatek obie drogi muszą mieć tzw. twarde nawierzchnie (asfalt, beton etc.). I wtedy takie połączenie dwóch dróg ustawodawca nazywa skrzyżowaniem dróg. No i na formalno-prawnym skrzyżowaniu można stawiać różne znaki w zależności od widzimisię zarządzającego ruchem na drodze wyższej kategorii. Sęk w tym, że w 2006 roku działka o numerze ewidencyjnym nr 437 w Wilczyskach nie była drogą publiczną, że nie wspomnę, że nie miała także twardej nawierzchni. A Wacław Ligęza wszem i wobec rozgłaszał w pisamch urzędowych, że działka ewidencyjna nr 437, to jest droga gminna nr 437. To kłamstwo powielali potem urzędnicy od Marszałka i Wojewody, a nawet prokuratorzy i sędziowie. Ktoś powie, że ówczesnemu wójtowi tak się po prostu niechcący napisało w wielu pismach, bo rzeczywiście ta działka wygląda jak droga. Ale nie, tej tezy nie da się obronić z bardzo prostej przyczyny. Otóż wójt/burmistrz Wacław Ligęza, z mocy prawa, zarządza wszystkimi drogami gminnymi na terenie swojej jurysdykcji i ma obowiązek znać dokładnie inwentarz drogowy w swojej gminie, bo za to m. in. bierze ok. 180 tysięcy złotych rocznej pensji. Przez kilka lat nikt nie zakwestionował tego kłamstwa, stojącego u podstaw całej afery, nikt nie zwrócił na nie uwagi. Nie zrobił tego Starosta Gorlicki, Marszałek i Wojewoda z Krakowa, nie chciał dostrzec tego Rzecznik Praw Obywatelskich i kuriozalny minister od korupcji Julia Pitera (w kuriozalnym rządzie kuriozalnego premiera Donalda Tuska).
Jednak jak mówi stare polskie przysłowie: na złodzieju czapka gore. A Wacław Ligęza od początku wiedział, że działka nr 437, to nie jest droga publiczna i kiedy poczuł się pewniej, bo miał prawo odnieść wrażenie, że już nic złego w sprawie afery B-18 już mu się nie stanie, postanowił „wyczyścić” sobie przedpole i gminne dokumenty drogowe. I to był błąd, błąd strategiczny burmistrza Wacława Ligęzy. Powinien był tego łgarstwa bronić do samego końca, jak Jaruzelski socjalizmu. Otóż 22 września 2011 roku Rada Miejska w Bobowej zalicza do kategorii dróg gminnych (a więc publicznych) Gminy Bobowa drogę Wilczyska-Jeżów-Równie wzdłuż torów przebiegającą po działce nr 437 w miejscowości Wilczyska. Gmina przystępuje do modernizacji tej nowej drogi, tj. do położenia na niej nawierzchni asfaltowej. Wreszcie zmierzamy do stanu, którego nikt i nigdy nie zakwestionuje. Będzie w tym miejscu prawdziwe, legalne i formalne skrzyżowanie dróg, a Marszałek stawia na drodze wojewódzkiej nr 981 siedem znaków drogowych dokładnie informujących użytkowników ruchu o zbliżaniu się do nowego skrzyżowania, no i o fakcie, że skręt na drogę gminną nr 437 mogą wykonać tylko pojazdy o tonażu mniejszym niż 10 ton.. Dlaczego tych znaków nie postawiono w 2006 roku? Bo wszyscy urzędnicy wiedzieli wówczas, że „na chama” łamią prawo, a ten kmiot (tzn. piszący te słowa) z Jeżowa, wyzywany czasem od warszawiaków i tak się nie zorientuje, a nawet jeśli, to nikt nie stanie w jego obronie. Bo ta władza ma zawsze rację, a każda ręka na nią podniesiona musi być odrąbana, że zacytuję innego szubrawca Józefa Cyrankiewicza.
Podczas cudownej przemiany działki nr 437 w drogę gminną nr 437 burmistrz Wacław Ligęza, niejako przy okazji, organizuje kolejny urzędowy „event”, czyli idzie na formalno-prawne skróty, mówiąc bardzo oględnie. Dla pełnego komfortu zamierza bowiem, jak już napisałem, wyasfaltować część drogi nr 437 bezpośrednio łączącą się z drogą wojewódzką nr 981. Bo przecież dopiero takie dwie publiczne drogi, tzw. twarde mogą być definiowane jako skrzyżowanie dróg i ostatecznie oznakowane.Ale burmistrz roboty budowalane na działce nr 437 do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Gorlicach zgłasza przed 22 września 2011 roku, a więc przed zaliczeniem działki 437 do kategorii dróg gminnych. I cóż z tego, powiecie: zwykła procedura. To prawda, ale asfalt położono już po 22 września 2011 roku, a więc prace wykonano nie na działce o numerze ewidencyjnym 437, ale na drodze gminnej nr 437. Jak twierdzi Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego burmistrz Ligęza złożył projekt wymagany dla tzw. zjazdu publicznego, czyli zgodnie z procedurą, bo działka nie była drogą gminną. Ale od 22 września 2011 możemy mówić o skrzyżowaniu dróg, a remont i przebudowa skrzyżowania, to jest już zupełnie „inna polka” i inne parametry. Czy zatem wykonanie tych robót na podstawie jedynie zgłoszenia do organu administracji architektoniczno-budowlanej, stanowi obejście przepisów prawa, bo w takiej sytuacji burmistrz winien uzyskać właściwie prawidłowe pozwolenie na budowę, a więc akt innego rzędu? Skrzyżowanie musi przecież spełniać wszelkie parametry funkcjonalne, budowalne i konstrukcyjne przewidziane przez ustawodacę dla skrzyżowań dróg! No i właśnie nad tym problemem biedzi się teraz Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego z Krakowa. Oj biedzi się, biedzi!
Tak oto afera B-18 toczy się już siódmy rok. A wątków przybywa. Łgarstwa i matactwa wójta i burmistrza Wacława Ligęzy wypływają powoli jak oliwa na wierzch. Straty publiczne i prywatne sięgają już setek tysięcy złotych, a może więcej. Eskalacja konfliktu społecznego trwa, to też kosztuje. Burmistrza Wacława Ligęze obciążać zaczyna Marszałek Województwa Małopolskiego, który poprzez swojego radcę prawnego Bożenę Magnowską, w piśmie procesowym do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z dnia 21 listopada 2012 roku, stwierdza expresis verbis, że przedmiotowy znak znak B-18 został zatwierdzony i posadowiony „na wniosek wójta Gminy Bobowa” – od czego kategorycznie od samego początku afery odżegnuje się Wacław Ligęza. Kto kłamie w tej kwestii? A może Marszałek dostrzegł wreszcie, że nie obroni legalności zatwierdzenia w/w znaku i z zimna krwią zepchnie odpowiedzialność na bobowskiego burmistrza?
Burmistrz Wacław Ligęza na razie postawił na swoim. Radni zgodzili sie wydać 200 tysięcy złotych na działkę 70/1, żeby zbudować zalew i tereny rekreacyjne dla społeczeństwa wielopokoleniowego. Ale, ale ostatnio jednak burmistrz nieco spuścił z tonu i oświadczył, że może władzy wojewódzkiej bardziej by zależało na budowie polderu przeciwpowodziowego w tym miejscu. Ten polder mógł już dawno powstać, ale nie powstał „na wniosek” burmistrza Ligęzy, którego radca prawny Marszałka Bożena Magnowska obciąża odpowiedzialnością za wniosek w sprawie posadowienia znaku B-18 (10 ton). Buldogi zaczynają walczyć pod dywanem.
Ale ja mam, jak to felietonista i samozwańczy rzecznik prasowy uciemiężonego ludu bobowskiego, konstruktywną propozycję. Należy pod znakiem B-18 w Wilczyskach powiesić tabliczkę: NIE DOTYCZY BURMISTRZA WACŁAWA LIGĘZY. Bo jak burmistrz Wacław Ligęza chce budować zalew albo poldery przeciwpowodziowe, jak do działki 70/1 nie można dojechać ciężarówką?
Pan L.zwany Burtmistrzem,to jak ta Pani,co się jej pluje w oczy,a ona mówi ,że deszcz leje…
U niego,raz czarne jest czarne,a innym razem czarne jest białe…Wg. potrzeb….
Ale wszystko ma początek i KONIEC…My już Panu L. dziękujemy….
Burmistrz musi odejść….
Jerzy N. wracaj…….niech będzie normalnie…jak za dawnych lat…
A gdzież ten osąd? ruszyło coś w tej sprawie w sądzie czy administracji? Chyba tylko Pan rzuca grochem o ścianę z zazdrości.
Maks…albo jesteś guchy….albo ślepy…..albo czytasz to co nie trzeba…
Jak byś czytał na bierząco,i wszystko to co pisze Redaktor M.Rysiewicz ,to byś się nie odzywał…a raczej podziwiał…i podziękował Redaktorowi za jego trud…za jego wytrwałość…
No ,ale jak się trzyma z WŁADZĄ…..ma z tego korzyści……to wypada bronić URZĘDASÓW…ale to, że ludziom się dzieje krzywda to Cię nie obchodzi…
z tego co sprawdzałem czytając Pański artykuł, to Julia Pitera owszem startowała w wyborach parlamentarnych z ramienia Donalda Tuska ale było to w roku 2007(październiku) czyli sprawa ta zaczyna się dużo wcześniej a co do NIK(czyli najwyższej izby kontroli) to przegrała takie głosowanie w sejmie z kandydatem PIS w roku właśnie 2007 a było to 16 czerwca dokładniej 🙂 Nie wiem czy Wacek(burmistrz) jest z ramienia Platformy ale ty pewnie Pisiur panie Redaktorze:)